Kaka demona
Jedną z ważnych nauk rodzicielskich jest jak nie wchodzić w kupy. Zupełnie poważnie. Odzież się brudzi, buty trzeba po tym wycierać, najechanie na coś takiego oponą roweru w zapaskudzonym wczesną wiosną mieście kończy się wyskrobywaniem nieczystości z hamulców, a kto tego nigdy nie robił, ten nie wie, jak trudne może być życie w mieście. Więc gdzieś pomiędzy nauką nieskakania na główkę ze stołu i niewpadania na ściany każdy rodzic powinien znaleźć chwilę na trening refleksu i równowagi. W prawo! W lewo! Uwaga. Tato, co to jest nawóz? Fuj! I tak dalej. Choć bowiem z nawozem kojarzy się wieś, problem lubi się intensyfikować paradoksalnie na najbardziej miejskich z miejskich terenów. Zwłaszcza w najbardziej apartamentowych i miejskich dzielnicach miasta. Uważam nawet, że jedna z definicji miasta powinna mówić o nim jako o wielkim agregatorze kup. Miejscu, które przez arogancko demonstrowaną cywilizacyjną i kulturową wyższość i ucieczkę do świata kultury doprowadza do najbardziej gwałtownych katastrof naturalnych. Bo kultura przed tym problemem nie chroni, przeciwnie. Miasto jest więc takim demonem kaki, a miłe z pozoru starsze panie z abonamentem filharmonii i dobrze ułożonym jamniczkiem bywają jego najbardziej demoniczną dywizją.
Takim demonem jest też orkiestra symfoniczna w zastosowaniach rozrywkowych. Stosowanie jej jako elementu windującego własną twórczość, kończy się boleśnie. Wygląda to tak. Utrwalony i uświęcony historią dawnych, przedwzmacniaczowych czasów gigantyczny i z założenia nierentowny skład dobrze wykształconych muzyków grających na tradycyjnych instrumentach od czasu do czasu, w przerwach między podtrzymywaniem kaganka wysokiej kultury, musi – choćby dla utrzymania zespołu – nagrać coś z muzykami pop. A muzycy pop stale wydają pieniądze na orkiestry ze względu na prestiż, zapominając, że nie ma potężniejszej maszyny do roztrząsania banału niż orkiestra symfoniczna. Jeśli w oryginale kicz występował w śladowych ilościach, orkiestra go spotęguje. Jeśli było go niemało – przestanie być słychać cokolwiek innego. Szczególnie w słabych aranżacjach, a na symfonicznych płytach o te dobre trudno – padały już pod tym względem i takie gwiazdy jak Metallica, które stać było na aranżerów z pierwszej ligi. Najgorszą z najgorszych zaś wizją współpracy z orkiestrą – której powinni zakazywać już w szkołach muzycznych – jest nagrywanie symfonicznych płyt, na których oryginalny zespół chce się pojawić i popisać, mimo faktu zatrudnienia kilkudziesięciu muzyków. Zestawienie orkiestry symfonicznej z rozrywkową sekcją rytmiczną to trochę tak jak popijanie mlekiem ogórków kiszonych.
Jako muzyczną ilustrację tego fenomenu chciałbym dziś załączyć symfoniczne aranżacje przebojów grupy De Mono. Czyli płytę „De Mono symfonicznie”. Dowodzi ona, że dwie podstawowe funkcje pełnione przez orkiestrę w tego typu partnerstwie polegają na: 1. wydłubywaniu na wierzch banału (jak w otwierającej całość wersji „Kamienia i aksamitu”); 2. wypełnianiu przestrzeni pomiędzy dźwiękami zespołu, który pewnie doskonale by sobie bez orkiestry poradził („Siedem dni”, „Kolory”). „Moje miasto nocą” brzmiałoby lepiej, gdyby pozostawić tylko orkiestrę, „Statki na niebie” w wersji w stylu Jamesa Bonda brzmi jak parodia. Owszem – odpowiecie – skoro większość kompozycji była trudna do zniesienia jeszcze przed usymfonicznieniem, trudno się spodziewać innych efektów po dopompowaniu w tej wersji. Nie pomoże dobra orkiestra (Polska Orkiestra Radiowa). „Zostańmy sami” nie obroniłoby się nawet grane na pile solo (chociaż z pewnością pozbawione tekstu byłoby nieco lepsze), ale w tej wersji jest prawdopodobnie tak złe, jak tylko może być z tym wyjściowym potencjałem. Zaczynam się nawet zastanawiać, czy Andrzej Pągowski nie próbował sobie na okładce zadworować z trudnej sytuacji grupy, sprzedając jej na okładkę tego kolorowego pawia. Choć Krzywy w dobrej formie wokalnej, trzeba przyznać, za to gwiazdka druga z dwóch.
Nie chcę się pastwić nad zespołem, który w sumie tak czy owak przetrwa jako popowy punkt odniesienia polskich lat 90. Tak się jednak składa, że nie tak dawno miałem okazję zobaczyć nagranie Warszawskiej Orkiestry Rozrywkowej z brawurową i zabawną przeróbką „Kamienia…”. Punktuje ono wbrew pozorom miłe cechy utworu i jak nic w dziedzinie parodii zespół De Mono z orkiestrą je przebił, nie wiem tylko, czy w sposób zamierzony…
DE MONO „Symfonicznie”
Polskie Radio 2014
Trzeba posłuchać: innych nagrań Polskiej Orkiestry Radiowej, prawdziwą klasę pokażą zapewne tutaj. Taki bonus dla czytających do końca. Ja bym już rezerwował bilety.
Komentarze
Panie Bartku to chyba trochę za łatwe pastwić się nad tym…czymś.
Z drugiej strony nie wiem jak zdołał Pan wysłuchać przynajmniej te utwory, które wymienił Pan w tekście.
De Mono to dla mnie symbol nieśmiertelnej polskiej ligi telewizyjnej obowiązkowo obstawiającej sylwestry i tego typu wydarzenia.
To się dzieje gdzieś obok nas. Kiedyś myślałem, że to straszne. Teraz mam to po prostu gdzieś.
ale tekst jest zabawny
🙁
Trzeba nauczyc wlascicieli czworonoznych, by ci zbierali te kupy i wrzucali do specjalnych na ten cel przeznaczonych koszy – jak u nas w Skandynawii. Ten problem praktycznie nie istnieje. Mieszkalem niegdys w Paryzu…okropnie zakupione miasto.
Oj tak. Paryż to świetna ilustracja tego, że obkupienie miasta z jego kulturalną tradycją zbiegają się dramatycznie. W żadnym innym nie widziałem więcej kup na kilometr kwadratowy. (komentarz był edytowany)
FESTIVAL FORECASTLE 2014
_____________
nie wiem, jak wyglada sprawa kup w Louisville, Kentucky, USA – chyba raczej wiecej walesajacych sie psow ( jakiez ich sfory na Portoryko!)
ale tegoroczny festival zapowiada sie ciekawie w tej mekce Bourbona
http://lineup.forecastlefest.com/
co do paryskiej kultury [brudu]: wystarczy poczytać jak często Paryżanie myli się w XVII-XVIII wieku, a stąd już wyabstrahowanie do psich kup blisko 😉 nawet obecnie modne jest lekkie zapyzialstwo wśród mieszkańców miasta, podbudowane niedbałością stroju…
I stąd sława i kunszt takich firm jak Fragonard
Po przeczytaniu recenzji, przypomniała mi się ogólna obserwacja z dawnego artykułu R. Księżyka dotyczącego exotica/easy listenning. Chodziło oto, dlaczego Polacy nie potrafią odpoczywać przy muzyce, a odpowiedzią było : bo słuchają De Mono , zamiast Les Baxter.
P.S. Podziwiam redaktora za umiejętność przesłuchania takiej płyty
Dzięki za WOR! Nigdy czegoś takiego nie widziałem! 😉
Panie Bartku,
Mam wrażenie, że niewiele Pan wyniósł z nauk dotyczących omijania fekaliów, które tak starali się wpoić Panu rodzice.
Starając się być bardzo uważnym i nie wdepnąć w muzyczną kupę, o której Pan pisze powyżej, wdepnął Pan w jeszcze większą.
Ludzką.
Pewnie nawet gorszą, bo po niej, nie tak łatwo oczyścić obuwie czy opony roweru.
Zamiast recenzji wyszedł zwykły, internetowy hejt.
Pełen pogardy nie tylko dla muzyki, ale i dla człowieka.
Porażający.
Nienawistny.
Niemerytoryczny.
Mógł Pan po prostu ominąć, a jednak…
Nieuk z Pana.
@Anna Wodzyńska –> Ludzka kupa, mówi Pani? Muzyczna? Myślę, że dopisuje Pani zbyt dosłownie drugie dno do recenzji tej płyty. Oczywiście czytelnik ma prawo do takiej interpretacji tekstu, ale zalecana przeze mnie brzmi następująco: czasem zdarza nam się, robiąc coś, co uważamy za uskrzydlające (tj. orkiestrowe aranże w tym wypadku), upaść niżej niż zwykle.
Bartek, trzeba być czujnym, bo każde słowa niezadowolenia są pojmowane w kategoriach „hejtu” lub „trollowania”. Podaruj se taką retorykę – tutaj lepiej mieć brązowy nos… no i będziesz powszechnie szanowanym krzewicielem „dobrego słowa” pod adresem złaknionych komplementów artystów / wydawców o biało-czerwonej proweniencji. Dialektyka krytyka / pismaka jest prosta: chwalisz, albo milczysz… Normalnie jak za pereelu 😉 Z proletariackim pozdrowieniem: czołowy hejter polskiego internetu: Rafał Kochan
Panie Bartku,
Panie Rafale,
Podobnie jak jest różnica między Warszawską Orkiestrą Rozrywkową a Orkiestrą Polskiego Radia (i dziennikarz muzyczny powinien to wiedzieć), tak jest różnica między recenzją, a hejtem. Dziennikarz powinien to wiedzieć, już człowiek na pewno.
Nie zabraniam obu panom krytyki.
Jej forma, to kwestia kultury.
Mówi Pan, że zawsze można upaść niżej?
Można,
ale po co wtedy leżeć obok tych, którzy robią takie słabe płyty?
@Anna Wodzyńska. Nie wiem, jak to jest z tymi orkiestrami. Jeśli Bartek popełnił tutaj jakiś błąd, to powinien to sprostować. Czy to jednak decyduje o niskiej „formie krytyki”, a tym samym kulturze jej autora? Rozumiem, że sarkastyczny charakter tej recenzji tak bardzo panią zniesmaczył? Odwołania do fekaliów? No, w sumie… muszę pani przyznać rację… Nie godzi się używać takiego języka…. Ale powiem pani coś…. „wersal” niech gości w pismach typu „Ruch Muzyczny” albo „Tylko Rock”… w tabloidowym grajdołku pozwólmy autorom operować tym, co występuje na co dzień wśród jego czytelników….
Co do orkiestr – nie bardzo rozumiem, czy to w ogóle jakiś zarzut? Piszę w tekście o Warszawskiej Orkiestrze Rozrywkowej, a wcześniej o Polskiej Orkiestrze Radiowej (tak się nazywa, nie mylić z Orkiestrą Polskiego Radia, to sugeruje raczej NOSPR). To dwa zupełnie inne byty i nawet nie sugeruję, że jest inaczej.
Bartku , po pierwsze , Polska Orkiestra Radiowa to ta sama co Orkiestra Polskiego Radia (dzwoniłem przed chwilą do Polskiego Radia) i z tego co wiem ostatnia (Radiowa) jaka się w naszym pięknym kraju ostała. Po drugie , a znasz moje na ten temat zdanie , nie jestem zwolennikiem wykorzystywania mediów do pisania (mówienia) o czymś co nam się nie podoba. Podobnie jak określania czegoś jako „złe” , w zamian , jeżeli już, można napisać „że mi się nie podoba” wszak gusta różnymi są. Byłem na tym koncercie , sala była wypełniona a koncert biletowany. Zawsze powtarzam , że wszystkich tych, których oglądamy na scenie weryfikują zwykli ludzie kupując ich wydawnictwa i bilety na koncerty a nie różne osoby w mediach. Swoją drogą ,jak pamiętam ŻADEN z koncertów, w których obok zespołu ogólnie postrzeganego jako rockowy (lub około rockowy , poprockowy , ogólnie używający gitar) wystąpiła orkiestra mnie do tego typu grania nie przekonał. Od Metalliki , przez Perfect , Lady Pank , Comę i innych po DeMono. Dla mnie gitarowe granie to mniejsze lub większe „łojenie” tak więc nie podoba mi zmiękczanie brzmienia a z takim mamy zazwyczaj do czynienia przy podobnych projektach. ukłony ….. i miłego dnia Ci życzę 🙂
@Darek Kawka –> Cały blog jest jednym wielkim „mnie się podoba lub nie” – sama idea bloga zakłada subiektywność sądów, stąd nie dopisuję już tego w każdym zdaniu. Co do orkiestr: Polska Orkiestra Radiowa to ta tutaj: http://www.polskieradio.pl/79,PolskaOrkiestraRadiowa/983,Orkiestra (i nazywa się dokładnie tak jak napisałem – upierałbym się przy tym, Darku, żeby jej nazwy nie zmieniać), a Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia to ta tutaj: http://www.nospr.org.pl/o_nas/biografia_nospr.xml. Dzięki za telefon do radia, ale nie był konieczny – chyba że dla podkreślenia faktu istnienia ciągle w naszym kraju bardzo dobrych (podkreślę raz jeszcze, że materiałowi De Mono w samym WYKONANIU niczego nie brakuje) orkiestr. Miłego!