Kwiaty dla złodzieja: John Oswald
Jutro 60 lat kończy John Oswald. Jeśli nie wiecie, kto to taki, a nie czytaliście tekstu w najnowszej „Polityce”, spieszę przypomnieć: kompozytor nielegalny. Najsłynniejsza płyta z jego utworami „Plunderphonic” wydana w roku 1989 została natychmiast prawnie wycofana z dystrybucji, a całą resztę nakładu zniszczono. Dlatego możecie go nie znać. Choć z drugiej strony, jeśli dotarliście na tę stronę, znaczy to, że macie dostęp do Internetu, a więc również do wszystkich plądrofonicznych utworów Kanadyjczyka, które można bez większego trudu znaleźć w sieci – trzeba tylko wiedzieć, na co kliknąć. To może teraz ktoś z Państwa chciałby zapytać, czymże jest ta plądrofonia?
Najkrócej to ująć tak: pisanie utworów w taki sposób, by wykorzystać tylko fragmenty już istniejących utworów. Do tego tak, żeby zachować ich rozpoznawalność, no i z podaniem źródła. John Oswald nie chował się ze swoją metodą twórczą, gdy wydawał kluczowe dla plądrofonii (ang. plunderphonics) pozycje zmontowane z nagrań tak znanych wykonawców jak The Beatles, Elvis Presley, Dolly Parton, Led Zeppelin, Metallica czy James Brown. Przeciwnie, opisywał, co z nimi zrobił i dlaczego. Że wrzaski i onomatopeje u Browna, amerykański kaznodzieja podłożony pod „szatańskie” brzmienia Led Zeppelin, że zdeformowana płciowość Dolly Parton w zwolnionym tempie „Pretender” i tak dalej. W dodatku nie wziął za oryginalną płytę „Plunderphonic”, wytłoczył ją w jedynie 1000 egzemplarzy. Ale w niczym go to nie uchroniło przed długimi rękami prawników. Pierwsi zameldowali się ci najdrożsi, od Michaela Jacksona. No i musiał oddać nakład na przemiał. Werdykt brzmiał: album narusza prawa autorskie i nie wolno go rozpowszechniać.
Więcej o historii Oswalda i nowych form przetwarzania wątków w bieżącej papierowej „Polityce”. Nie chcę samemu sobie odbierać chleba. Ale nie chcę też pozostawiać Czytelników tego bloga z gołymi rękami. Dlatego przytoczę zapis mailowej rozmowy, którą udało mi się odbyć z jutrzejszym jubilatem.
Najpierw zapytałem o dwie okrągłe rocznice, które przypadły na ten rok – jego 60-tkę i 25-lecie oryginalnej EP-ki „Plunderphonics”, tej wydanej jeszcze przed omawianym wyżej „Plunderphonic” z Michaelem Jacksonem i ciałem gołej modelki na okładce. No i jak ma zamiar świętować.
Żyję w kulturze, dla której normą jest wręczanie prezentów i składanie życzeń jubilatowi – odbiorca właściwie nie musi nic robić poza obecnością w danym czasie i przestrzeni, gdyby komuś się zachciało urządzić mu przyjęcie-niespodziankę. Choć kilka projektów oczywiście jest w fazie przygotowań…
Czy można się w takim razie spodziewać czegoś o plądrofonicznym charakterze?
Powoli przygotowuję do wydania dwie kolejne wersje „prePlexure”: na płycie CD i w plikach. W przygotowaniu są także dokumentacje moich prac z cyklu Rascali Klepitoire, pracy siostrzanej w stosunku do plądrofonii. W tej chwili edytuję wideo z Glennem Gouldem wykonującym moją kompozycję „invaria”, która zarazem ma aspekt plądrofoniczny w warstwie wizualnej, jak również należy do Rascali Klepitoire, bo można ją wykonywać.
Jakiego sprzętu używał John Oswald podczas pracy nad płytami plądrofonicznymi (były jeszcze kolejne: album „Grayfolded” poświęcony utworom Grateful Dead oraz „sElekTrax” ze zmiksowanymi utworami z katalogu wytwórni Elektra)?
Najpierw, od 1969 roku mój sprzęt stanowiły gramofony, jedno- i dwuśladowe magnetofony szpulowe i kasetowe. Potem był okres przejściowy – pojawił się sampler, w którego pamięci można było zapisać do 10 sekund dźwięku stereo, sterowany z komputera. Oba urządzenia trafiły do mojego studia w połowie lat 80., razem z odtwarzaczem CD. Ciągle jednak używałem także taśmy. CD „sElekTrax” (1990) był pierwszym projektem zrealizowanym w całości na komputerze. Proces trwał dwa tygodnie, od dnia, gdy zamontowałem cały system. Pierwszego dnia przeraziłem się, że popełniłem straszny błąd, wydając na ten sprzęt duże pieniądze, ale już następnego dnia szybkość edycji materiału wzrosła i cały proces był lepiej zorganizowany – od tej metody nie było już powrotu.
Czy kiedykolwiek po tych nagraniach dla Elektry i grupy Grateful Dead ktoś zwracał się do niego z propozycją stworzenia plądrofonicznego materiału na zamówienie?
Biorąc pod uwagę sukces sprzedażowy i dobre recenzje albumu „Grayfolded” może się to wydać dziwne, ale strumień propozycji nie popłynął. A udało mi się zrealizować rzecz chwaloną, szczególnie poza kręgami fanów, z utworów zespołu, którego studyjne prace bywały raczej bagatelizowane. Ale „GF” nie było dokładnym odbiciem mojej wcześniejszej stylistyki, a to, co jest najbardziej poszukiwane, to moim zdaniem stylistyczna przewidywalność i powtarzanie tego samego stylu.
Ale były jakieś oferty, których realizacji odmówił?
Owszem, był jeden zespół z dużej wytwórni, który poszukiwał psychodelicznego brzmienia w stylu Grateful Dead, tymczasem sam chciałem zaproponować coś bardziej wyjątkowego, więc odmówiłem. Złożyliśmy też propozycję spadkobiercom The Beatles stworzenia czegoś w oparciu o katalog tej grupy, ale szczególnie Yoko była niechętna.
W połowie lat 90. do klubu w Toronto, gdzie grałem, przyjechał David Bowie, wcześniej dzwoniąc, że chciałby mnie posłuchać. Ale wykonawca przede mną grał całe wieki, zanudzając publiczność (ja w tym czasie miałem mnóstwo czasu, by obmyślić, co mógłbym zaproponować Bowiemu, gdyby zaproponował mi plądrofoniczny projekt ze swoim udziałem), że nasz gość opuścił salę przed końcem imprezy, nawet nie podchodząc, by się przywitać. I już nigdy go nie spotkałem.
Zdaje się, że przyszły nieco lepsze czasy, gdy dyskutuje się przynajmniej o zmianach w prawie autorskim – zwróciłem uwagę Oswaldowi, pytając go, czy przypadkiem dlatego nie odszedł ostatnio od plądrofonii.
Prawo autorskie nigdy nie wpływało na moją twórczość. Miało tylko wpływ na decyzje dotyczące sposobów dystrybuowania mojej muzyki.
Lawrence Lessig w książce „Remix” (jednej z ważniejszych ostatnio pozycji poświęconych nowej wizji twórczości przełamującej prawne bariery) daje przykłady artystów zajmujących się mashupami (np. Gregga Gillisa, czyli Girl Talk)…
Gillis jest świetny w tym co robi. Podoba mi się również Jason Forrest.
…ale zapomina o nazwisku Johna Oswalda!
Smutno mi to słyszeć.
Tu zapytałem Oswalda, czy ciągle śledzi kolejnych artystów sceny mashupowej.
Sporo ich się narobiło. Techniki mashupu są rodzajem podkategorii plądrofonii. Jest mnóstwo sposobów przetwarzania muzyki. Zajmowałem się też (wspólnie z innymi) tworzeniem mashupów radiowych: na przykład nagrania terenowe z Pigmejami albo arie operowe na tle „Stack O’ Tracks” The Beach Boys. To było jeszcze we wczesnych latach 70. Wspaniałym przykładem wczesnego mashupu, być może pionierskim w ogóle, jest album „Tijuana Brass/Public Enemy” Marka ‚Trademark G’ Gundersona, wydany ok. 1990 roku.
A 2 Many DJ’s?
Znani tez jako Soulwax? Podoba mi się ich aplikacja iDevice. Tracę zainteresowanie wieloma z takich artystów, gdy są mocno przywiązani do nurtów disco lub techno, uwiązani schematem tanecznym – loopy to nuda.
A słynny „Grey Album” Danger Mouse’a?
Nużący i monotonny. Szary.
Co w takim razie inspirującego, imponującego na tej scenie mógłby wymienić John Oswald? (czyli moje ostatnie pytanie)
Kutiman. Robi wciąż to samo, ale to jest dziedzina, którą opanował i świetne jest to, że proponuje rodzaj plądrofonii, który nie jest uzależniony od wielkich nazwisk. Jest też ciekawy trend na przetwarzanie starych nagrań pop na tonację moll. Czysta plądrofonia. Mój ulubiony przykład to „Hey Jude” Olega Berga. Podoba mi się też wszystko, co robi Wobbly.
Dodajmy tylko, że w udostępnianiu nagrań Oswalda przez lata ważną rolę odgrywają inni plądrofonicy, grupa Negativland, dlatego na pożegnanie jeszcze kwiatek dla nich. Inne kwiatki tutaj. Przed Danger Mouse’em, Girl Talk i 2 Many DJ’s byli złodzieje w muzyce, w dodatku bardzo dobrze wykształceni, pomysłowi i sprawni. 30 maja powinien zostać uznany za ich święto.
JOHN OSWALD „69 Plunderphonics 96”
Seeland 2001
Trzeba posłuchać: W całości oczywiście, to kompilacja zbierająca wszystkie najważniejsze plądrofoniczne prace Oswalda. Została wydana w maju 2001 roku przez wytwórnię Seeland (grupa Negativland), która – jak tłumaczy Oswald na swojej stronie – ukradła ją od oficyny Fony kierowanej przez samego artystę, a cały pierwszy nakład sprzedano w dwa dni. Może być to sprytny wybieg (dzięki temu nie trzeba niczego palić ani mielić), ale tu i ówdzie można było jeszcze później ten album w fizycznej postaci znaleźć. Ale jako posiadacz zapewniam: warto. Poniżej tylko krótki fragment, niech wybór będzie ukłonem w stronę zmarłego niedawno Raya Manzarka.
Komentarze
Czytając ten wpis krew mi się gotowała, że ani słowa nie wsxpomniałeś o NEGATIVLAND… rzutem na taśmę udało się ci twarz 🙂 Nie mniej jednak. mam nadzieję, że dla pospolitego czytelnika napisałeś o tym wiecej, ale przecież realnym fundamentem plądrogonii zarówno pod względem muzycznym, jak i światopoglądowym, była właśnie amerykańska formacja, która już na początku lat 80. przerabiała sprawę postmodernistycznej dekonstrukcji popkulturowego dziadostwa. W mojej ocenie w dużo ciekawszej i wszechstronniejszej formule, niż to robił/robi OSWALD. Nie tylko przecież w postaci nagrywanych płyt i poszczególnych kompozycji, ale też licznych i głośnych audycji radiowych. Warto o tym pamiętać, gdy mówi się o OSWALDZIE, który jedynie dzięki skandalowi stał się naczelna twarzą plądrofonii.
@Rafał Kochan –> Kto ważniejszy, to pewnie temat na dłuższą pogawędkę i w dużej mierze kwestia upodobań. Ale zwracam Twoją uwagę na to, że choćby wklejony tu utwór „Power” (notabene jeden z lepszych utworów Oswalda) to rok 1975. Poza tym Oswald ma urodziny, więc dzisiaj on zbiera życzenia i honory 😉
Bartek, utwór mógł byc z tego roku, ale de facto został dopiero opublikowany w 1989 roku. Wczesniej nikt nie słyszał tego utworu, bo zwyczajnie nie było go opublikowanego. Równie dobrze OSWALD mógł napisać, ze został skomponowany w 1965 roku. Nie chodzi tu o prymat i zawody typu, kto pierwszy ten lepszy, ale zwyczajne zbilansowanie tego, co kto zrobił dla danego gatunku muzycznego. To jednak NEGATIVLAND, raz że oficjalnie najwczesniej opublikowali tego typu nagrania, wspierajac to licznymi manifestami oraz intensywna pracą w radiu, tworząc legendarne audycje radiowe, które stanowiły prawdziwe podawliny estetyczne i intelektualne plądrofonii.
@Rafał Kochan –> To nie gwoli wyścigów, ale udokumentowania faktów:
1. Nazwę i podstawę filozoficzną plądrofonii (choć zjawisko było wcześniej, tylko nie miało tej nazwy) dał w 1985 roku Oswald w swoim eseju: http://www.plunderphonics.com/xhtml/xplunder.html,
2. Od połowy lat 70. Oswald wydawał swoje prace na kasetach w prywatnym wydawnictwie Mystery Tapes. Nie twierdzę, że było na nich „Power” (taśmy czasem krążą po sieci, ale za drogie jak dla mnie), lecz i pierwsze nagrania Negativland nie należały od razu do przykładów plądrofonii, więc już darujmy – tym bardziej, że jedna strona chętnie współpracuje od lat z drugą. I oni, i on zaczęli montować taśmy w wieku lat nastu, Oswald był w wieku lat nastu o jakąś dekadę wcześniej. Komunikacja była wtedy gorsza, kręgi, z których się wywodzili inne, nie sądzę, żeby na tym etapie w ogóle o sobie wiedzieli, więc w niczym nie umniejsza to znaczenia Kalifornijczyków.
🙂
Dostalem wczoraj album MOUNT KIMBIE „Cold spring fault less youth” (WARP/Border)
i anonsuje go tutaj, poniewaz juz debiut z 2010 r zwrocil moja uwage na eletroniczne duo Campos&Maker (bylo prawie 3 lata wstecz z ich Crooks and lovers) nr 1 albumu to „You Took your time” z King Krule (dawniej: Zoo Kid), ktory tez jest na „Meter, pale, tone”
_____________________________
Drugi album @Rafal Kochan ! – WOLF EYES „No Answer:Lover Floors” (De Stijl) – byli niegdys tutaj – lokal byl tak zle zaklimtyzowany – niczym sauna.Tym razem wiecej wokalu i raczej przypomina postpunkowa grupe. Grupe opuscil Mike Connelly ( headbanger!) To jest jednak live band bardziej. Ponoc Wolf Eyes wydali 150 plyt (Dilloway i Olson) , w tym u nas w Göteborgu dla: Kning Disk, Fang Bomb,iDeal. Hit: „Warning sign”
http://www.youtube.com/watch?v=e0CJIxGjk94 live z Brukseli, Magasin4, 22.04
🙂
Oswald i inni na: http://www.electrocd.com (Kanada)
w kwestii niemerytorycznej do p. Kochana: zdanie „Czytając ten wpis krew mi się gotowała” oznacza, że to krew czytała ten wpis 😉 „niemniej” pisane jest razem 😉 poza tym – spoko racjonalny komentarz – pozdrawiam
Nie wiem, czy MYSTERY TAPES istniało od 75 roku czy 80, ja nie widziałem nigdzie kaset z okresu 75-80. Słyszałem natomiast nagrania, bo sa dostepne na http://www.plunderphonics.com. Jesli masz namiary na te kasety, to daj znać. Wspomniane nagrania sa natomiast typowymi kolażami i preparami na taśme, m.in. z głosem BURROUGHSA. Sam OSWALD przeciez realizował sie bardziej jako muzyk dżezowy na pzrełomie lat 70. i 80. Pewnie oprócz RESIDENTS czy OSWALDA można jeszcze tuzin znaleźć kompozytorów/grup (łącznie z NEU!), których dorobek był/jest jakąś podwaliną dla plądrofonii. Jednak moim zdaniem dopiero NEGATIVLAND z większą determinacją i konsekwencją od poczatku lat 80. realizowali pewien, nastawiony na różne przesztrzenie medialne program artystyczny, który w głównym stopniu (to jest prawdopodobnie niesprawdzalne) dał OSWALDOWI, bazując również na swoich doswiadczeniach, inspirację do wyeksponowania plunderfonii jako oddzielnego gatunku muzycznego/
@Ozyy. Tak, ta płyta WOLF EYES stała sie dosć znana jeszcze przed jej ukazaniem się. Mam ją zamówioną i lada dzień ma do mnie dotrzeć. OLSON i DILLOWAY są chyba rekordzistami pod względem utworzonych projektów pobocznych oraz ilości opublikowanych różnych wydawnictw. Ilości te mierzone są już chyba w grubych setkach… Aaron ostatnio mnie gorąco namawiał, bym zapukał do Oberlin College Conservatory of Music, by im sprzedać dotychczasowe tomy encyklopedii… ale ja z różnych powodów odmówiłem.. więc powiedział, ze sam to zrobi i im sprzeda z własnych kopii zakupionej ode mnie encyklopedii. Na pewno znajdzie sie utwór WOLF EYES na CD do czwartego tomu encyklopedii… Taka mała dygresja a propos Dillowaya i WOLF EYES…
@Rafał Kochan –> Plądrofonii. OK, pozostańmy przy swoim, ale dziwię się, bo akurat ta dziedzina jest od lat akurat nieźle opisana i zdokumentowana. Odsyłam Cię do tomu „Kultura dźwięku” – cały rozdział, kilka tekstów źródłowych, sama pozycja kanoniczna. Skądinąd muzyka Neu! to inna bajka – podejrzewam, że fascynacja muzyków z Negativland z dzieciństwa. Neu! przekładali raczej minimalizm na język rocka, z plądrofonią więcej wspólnego mają już zabawy późnych The Beatles, o czym zresztą wspominał gdzieś (z lekką ironią, mam wrażenie) Oswald. Pod warunkiem, że jesteś skłonny uwierzyć jutrzejszemu jubilatowi choć w tej dziedzinie 🙂
@Bartek. Zapewniam cie, że wiem, jak się pisze „niemniej”. Jestem również świadomy wielu innych błędów, które notorycznie popełniam, łącznie z tym, że czasami nie dopisuje jakichś słów w zdaniach, jak w tym pierwszym komentarzu: „na taśmę udało się ci twarz”. Nie dbam o estetykę swoich komentarzy, nie sprawdzam ich po szybkim napisaniu i nie zależy mi na pięknej polszczyźnie w przestrzeni internetowej. Cóż, taki ze mnie cham… Ty natomiast mi nie zaimponowałeś znajomościa polszczyzny. Mógłbys mi zaimponowac, gdybyś jednak na coś bardziej wyrafinowanego i odkrywczego zwrócił mi uwagę.
@Bartek Chaciński. Trochę mnie zasmuciłeś komentarzem o NEU!, bo to swiadczy, jak słabo znasz tę grupę i jak słabo znasz podwaliny plunderfonii. Czytanie literatury muzycznej jest jak najbardziej wskazane, ale jeszcze bardziej wskazane jest słuchanie muzyki i posługiwanie się własnym mózgiem. Moja encyklopedia nie jest moze kanoniczna, ale warto, byś ja też poczytał między innymi ze względu na grupę NEU!, do pełnego obrazu rzeczywistości muzycznej, w ktorej czasami wydajesz się poruszac. A mianowicie, fascynacja NEGATIVLAND grupą niemiecką NEU! nie miała nic wspólnego z infantylnym odwołaniem się jedynie do swoich idoli z okresu dzieciństwa. Gdybyś znał specyfikę i idee artystyczne przyświecające grupie niemieckiej, to wiedziałbyś, że NEU! byli zafascynowani pop-artem oraz tworzeniem muzyki z gotowych, istniejących juz tekstur dźwiękowych (tzw. ready-made objects). To właśnie dlatego NEGATIVLAND przybrało taką, a nie inną nazwę dla swojego projektu oraz nazwy wytwórni. Był to wiec bardzo wczesnie pzremyslany i nieprzypadkowo okreslony program artystyczny tej grupy, od poczatku jej istnienia.
@Rafal
dziekuje!
@Rafał Kochan –> Możemy tak całe godziny. Ready-mades mają coś wspólnego z plądrofonią, powiedzmy, że należą do tej samej rodziny, ale to dalecy kuzyni. Prościej jest powiedzieć, że przodkiem jest quodlibet, prościej że Schaeffer czy Cage, a nawet że Beatlesi. A jeśli jest prościej i przepływ idei jest udokumentowany, to nie rozumiem po co do tego doszywać kuzynostwo. Każdy może historię muzyki opowiadać po swojemu, możesz próbować poukładać wszystko na nowo. Ale jeśli proponujesz w tym skrajny subiektywizm i oparcie się na własnych przemyśleniach, to nie argumentuj słowami „słabo się znasz”, bo zaliczasz logiczną sprzeczność.
@Bartek Chaciński. Mowa była w pewnym momencie o podwalinach estetycznych plądrofonii a nie stricte plądrofonii. Jeśli chcesz sztywno trzymac sie tego, kiedy pierwszy raz padł termin plądrofonia, i w tym dostrzegać jedynie słuszny początek danego gatunku muzycznego, to OK, twoje prawo. A mi chodzi o pewną idee. NEGATIVLAND wykorzystywał na pierwszych dwóch płytach nieco ostrożnie, ale jednak gotowe piosenki (np. „No hands” na „Points”). Nie miało to takiego rozmachu, jak legendarna plyta OSWALDA, ale mimo wszystko techniki i sposób traktowania gotowych rozwiazań muzycznych był zbieżny. W 1981 roku NEGATIVLAND zostali zaproszeni do wspóltworzenia znanej audycji radiowej, gdzie już na całego zaczeli eksperymentować z gotowymi przebojami, rozmowami telefonicznymi ze słuchaczami, realizujuąc w tym celu konwencję kolażu dźwiękowego w stylu cut-up, w których posiatkowane zostały fragmenty muzyczne. Miało to potwierdzenie na kasecie „Jamcon ’84” z 85 roku. Dwa lata później był „Escape From Noise”, chyba ich najbardziej znana płyta. Różnica miedzy nimi, a OSWALDEM była miedzy innymi taka, że OSWALD wykorzystywał gotowe utwory muzyczne w bardzo czytelny i przewidywalny, mimo wszystko, sposób. NEGATIVLAND niszczyli gotowe melodie czy partie rytmiczne z różnych mniej lub bardziej znanych piosenek większą iloscią eksperymentalnych metod pzretwarzania dźwieku, co pzrekładało się na to, ze ten pop w wydaniu NEGATIVLAND zupełnie zatracał swoją specyfikę estetyczną i na tym budował ten zespół pop-artową formułę, ze pop moze miec równeiż „ludzką twarz, pod warunkiem, ze bedzie zmasakrowana”. Idea ta przyswiecała NEGATIVLAND przed rozgłosem OSWALDA i jego esejem, w którym on tylko nazwał coś. co już funkcjonowało. Bo przecież artystyczne żródła plądrofonii są włąśnie w pop-arcie. Nie można plądrofonii zrozumieć, gdy sie nie rozumie pop-artu.. W plądrofonii, jak i w tym, co chciał przekazać WARHOL, sztuka pop podlega rewitalizacji…. Jak można pomijąc w tym wszystkim muzykę NEU!, która wprawdzie nie wykorzystywała gotowych piosenek, ale wykorzystywała ideę tworzenia muzyki na podstawie ewidentnego zamysłu dekonstrukcji podstaw estetycznych muzyki rockowej, jej podstawowych parametrów rytmicznych, gotowych rozwiązań formalnych, zarejestrowanych odgłosów otoczenia a do tego wszystkiego dodanych stylizowanych fragmentów rockowych. Przecież to wszystko było zrobione w tym samym duchu muzyczno-kulturowym, co robili później NEGATIVLAND czy nawet OSWALD. Powtórzę się, ja nie chce przez to powiedzieć, ze NEU! stworzył plunderfonię… Ja chce powiedzieć jedynie, że swiadome (bo zrobione z pełną rozwagą tego, co sie chce zrobić, w przeciwieństwie do wspomnianego BEATLES, u których była to jedynie zabawa oraz kierowanie sie modą) procesy artystyczne dekonstrukcji popkultury zaczeły sie na poczatku lat 70, a NEGATIVLAND posunał się 10 lat później dużo dalej z samym tworzywem muzycznym, co moim zdaniem powinno być bardziej poważnie wzięte pod uwagę, gdy się wskazuje na poczatek plądrofonii.
@Bartek Chaciński. A najwieksze moje oburzenie wynikało z tego, jak w ignorancki sposób pozwoliłes sobie na przypuszczenie, skąd pochodzi nazwa NEGATIVLAND. Nie dostzregajac zupelnie kontekstu artystycznego, a co najgorsze, wykazując się słabą znajomością twórczości NEU!. Zawsze cie uwazałem za dobrego kolege, który jednak zgłębił dobrze biografie i okoliczności działalności artystycznej czołowych formacji krautrockowych.
@Rafał Kochan –> Co do tego jaki związek ma utwór „Negativland” z plądrofonią, wkleję tutaj link do utworu, żeby inni mogli sobie wyrobić na ten temat opinię: http://youtu.be/VHrpxuXNY1U.
Do Negativland mam bardzo pozytywny stosunek, najbardziej za pomysł culture jammingu, który – otwarcie o tym wspominałem dawno temu – był inspiracją dla charakteru wielu wpisów na tym blogu. Kardynalną zasadą bloga jest natomiast przewaga ignorancji nad mitomanią. 😉
@Bartek Chaciński. Dzięki za ten link, bo właśnie on doskonale opisuje to, co napisałem w swoim długim komentarzu na temat NEU!. To, czy masz ty czy ja pozytywny stosunek do jakiegoś wykonawcy, nie ma najmniejszego znaczenia. Zasady dla swego bloga okresla jego twórca. Jesli ja mogę coś jedynie dodać w tym akurat wątku, to wolałbym, by ktoś kierował się zasadą rozsądku oraz własnymi przemyśleniami, a nie tymi, które bezkrytycznie przeczyta i bezmyślnie powiela. 🙂
@Rafał Kochan –> Jak widzisz do Twoich (w tym temacie) podchodzę krytycznie i ani myślę powielać. 🙂
@Bartek. A propos opisania i udokumentowania kanonicznymi pracami plunderfonii, czytałeś moze Andrew JONESA: „Plunderphonics, `Pataphysics & Pop Mechanics: An Introduction to Musique Actuelle (Experimental Music) „?
Nie w całości (pamiętaj o ignorancji), ale wiem, co tam jest o Oswaldzie, i są to rzeczy wynikające z jego esejów oraz zgodne z tekstami z wydawnictwa „69 Plunderphonics 96”. A z czego przepytujesz?
Przeczytałem dyskusję, bardzo ciekawa, dzięki:) Przychylam się jednak do stanowiska Bartka Chacińskiego. „Negativeland” pokazuje wyraźnie różnicę: Oswald nigdy nie brzmiał tak rockowo (bas, perkusja, motoryczny rytm; minimalistycznie, krautrockowo – you name it). Podwaliny mogą być podobne, można plądrofonię rozumieć znacznie szerzej (jak Chris Cutler, z „Kultury dźwięku”, badź z tomu „O muzyce popularnej”), ale chyba nieco węższe, oswaldowskie, rozumienie pozwala na lepsze sprecyzowanie tego zjawiska i wykorzystywanych metod. Oczywiście – wszystko mozna nazwać remiksem, ale wtedy traci sie subtelne różnice. Jak miedzy „Negativeland” a „Dab”.
Wybaczie literówkę, przepraszam, „Negativland”.
To ja (korzystając z okazji, że rozmawiamy w szerszym gronie o tak późnej porze) zapraszam wszystkich na dziś (bo to już dziś) o 23.30 do słuchania – na skromne urodziny Oswalda w radiowej Dwójce. Półtorej godziny jego muzyki. Przy okazji tej drobnej korespondencji – gdy już okazało się, że nikt żadnego festiwalu Oswaldowi nie urządza na urodziny – zaoferowałem, że może Polskie Radio coś zrobi. Zamiast tortu 🙂
@Bartek. Akurat w tej ksiazce co innego jest ciekawego. Jesli nie zapoznałeś się w całosci, to namawiam jednak do jej przeczytania. Nie obawiaj się, nie ma tam nic o plądrofonii NEU!, ale jest cała masa ciekawych spostrzeżeń na temat tego, co powinno sie uznawać za plądrofonię i jaki jest jej kontekst kulturowo-artystyczny. Akurat konkluzje autora książki nieco wychodzą poza „pionierski” artykuł OSWALDA z połowy lat 80.
„o jezu, jezu…”
moim zdaniem wiele chalasu o nic, ale jak to sie mowi degustibus…
czytam wlasnie, ze preslej donosil do cia na bitelsow 😉
szary czytelnik
30 maja o godz. 1:44
zeby mi to bylo ostatni raz!
Jason Forrest, a nie Forest
@szary czytelnik. „Negativland” to tytuł utworu NEU!, zespołu krautrockowego, którym inspirował się NEGATIVLAND. Chyba trzeba być idiotą, by tę i inne kompozycje tej grupy zaliczać do takiego formatu plądrofonii, którą rozpropagowali OSWALD czy NEGATIVLAND w latach 90. Kompozycja NEU! jest dlatego tak istotna, bo zdradza pewien sposób postępowania z gotowymi fragmentami muzycznymi (niektóre, prawdziwe partie rytmiczne zostały na przykład zmiksowane z jakimiś gotowymi juz fragmentami perkusyjnymi, dodane zostały tez niektóre partie gitar i dźwięków konkretnych). Miało to charakter świadomej polityki artystycznej opartej na założeniach pop-artu (m.in. logo grupy) oraz artystycznej polemiki wobec zastanych trendów muzyki rockowej (wówczas reprezentującej popkulturę).
@ubunoir –> Oczywiście, poprawiam, dzięki.
OFF
________
Szwedzki festiwal „Peace & Love” (mial odbyc sie 25-29 czerwiec, Borlänge) zbankrutowal – z powodu znikomego zainteresowania (!!!) – mial byc Depeche Mode, Queen of the Stonage…
14 lat istnienia i koniec. Pieniadze sa zwracane a jednoczesnie inny festiwal szwedzki (najbardziej udany finansowo) Metaltown zaprasza na jednodniowy pobyt na tym festiwalu wszystkich, ktorzy zakupili bilety na upadly” Peace & Love” festiwal.
http://www.metaltown.se/line-up/.
Metal, hard rock —- zarabiaja pieniadze!!!
Varia
_______*Znalazlem za pare koron (!) second hand (pocket) Plunderphonics, Pataphysics Pop Mechanica, Andrew Jonesa z 1989, SAF publ. – po prostu, chce sie blizej „przyjrzec” temu.
* blog http://www.bloglovin.com/sv/blog/2759128/plunderphonics
* Lawrence Lessig, zostal doktorem h.c. na uniw. w Lund (2013) wydzial nauk spol.,
http://www.kb.se/aktuellt/video/Lessig/ ( z r. 2012)
@ozzy –> A nie 1998 rok? Skądinąd niezła okazja 🙂
@Rafal
mea maxima….98!
🙁
a przydaloby sie i zajrzec do esejow nt patafizyki René Daumala, by miec przynajmniej minimalne pojecie w sprawie powyzszej.
Ale, czy nie szkoda czasu, kiedy tak pieknie na dworze a i obowiazki gonia…
Ciekawy wpis o Panie Solenizancie, dzięki!
p.s. Czytając komentarze zastanawiałem się przez chwilę, czy przypadkiem pod pseudonimem „Rafał Kochan” (albo RAFAŁ KOCHAN) nie kryje się przypadkiem trolling.
@Bartek Chacinski
prosze wybaczyc, pomylilem adresata – dopiero teraz przejrzalem. ze to szanowny Gospodarz a nie @ Rafal K.
Trolling, bo? Anonimowy trollu… mozesz cos więcej napisać?
Czy jakies prace Alexa Rossa byly publikowane w Polsce? Np The Rest is Noise….widzialem te opasle tomisko w antykwariacie a takze jubilata Virgin encyklopedie jazzu.
Milego wieczoru.
@ozzy. Tak. Jest dobrze wydana i przetłumaczona ta książka Rossa. Chyba kilka lat temu została wydana w Polsce i kupiłem ja dość przypadkowo. Bardzo dobra… polecam…
to jest garbage , nie da sie tego sluchac , myslelm ze jestem w muzyce oblatany , poza tym mieszkam w toronto 20 lat i nigdy nie slyszalem o tym geniuszu
@sherriff’s mistress. Prawdopodobnie znajdą się tacy (oprócz mnie), których ego zostanie połechtane twoim wyznaniem… Po prostu – chodzisz nie na te koncerty, kupujesz płyty w niewłaściwych sklepach i czytasz o muzyce w niewłaściwych gazetach. 🙂 Wszystko jest jednak do nadrobienia… nawet w twoim wieku.
Tłumaczenie „The Rest is Noise” nie jest najlepsze, choć może lepsze takie niż żadne. Ale wynika z niego np. że Ross spoufalał się z Hitlerem („Adolf”), czego bynajmniej nie ma w oryginale…
Swoją drogą to strasznie plotkarska książka i wiele anegdot trzeba dzielić przez trzy 🙂
@Dorota Szwarcman. Plotkarski charakter książki pewnie wpływa na to, że czyta się ją bardzo szybko… Co jest atutem, bo gdyby była napisana hermetycznym językiem naukowym, to byłoby z tym gorzej… Oryginału nie znam tej książki, więc może na wyrost pochwaliłem jej polskie wydanie. W każdym razie nie uwierały mnie tłumaczenia terminów czy pojęć muzycznych, a cała reszta wydaje się spójna i przekonywująca.
” Kardynalną zasadą bloga jest przewaga ignorancji nad mitomanią.”
Właśnie dla tego lubię zaglądać na Polifonie. Jednak komentarze przejętego rolą RK
są jak dla mnie niestrawne. Ja wiem, że pan RK świetnie zna się na muzyce, jednak troszkę dystansu. Bardzo proszę.
@Piotr. Ja tu żadnej roli nie odgrywam. Mam nadzieję, że twoje dobre trawienie wróci do normy. Poza tym, ja na muzyce się nie znam. Myślę, że w 99% nie mam o niej zielonego pojęcia. Zawsze wypowiadam się jedynie w wybranych rejonach muzycznych, a jest ich zdecydowana mniejszość na tym blogu. No i sprawa zasadnicza – nikt ci nie karze moich komentarzy czytać…
Oczywiście „każe”, bo zaraz będą mnie puryści jezykowi poprawiać.
@Rafał Kocha->Właściwie to racja, nikt mi nie każe, tylko problem polega na tym że ja ciągle nie wiem, kto był pierwszym plądrofonistą Oswald czy może Negativland?
@Piotr –> Bo skończyło się na tym, że każdy stanął przy swoim. 🙂 Ja pozwalam sobie zostać przy Oswaldzie. Najprostszy argument jest taki, że zdefiniował termin. Jednocześnie sam przytacza tytuły dzieł, które były plądrofonią zanim termin powstał – i tu precyzyjne przykłady dotyczą głównie końca lat 60. Oswald powołuje się na Beatlesów i przede wszystkim „Hymnen” Stockhausena z cytatami z hymnów państwowych. Z kolei książka, którą Rafał tu przytoczył (zdążyłem poczytać w międzyczasie) mówi o tym, że plądrofonistą Oswald był od momentu, gdy kupił pierwszy magnetofon, czyli nawet jakoś od lat 60.
Trzeba przy tym zaznaczyć, że sam Oswald najwyraźniej nie bardzo się przywiązywał do faktu pionierstwa w muzyce: pisał, że jej twórcy nie są wynalazcami, tylko odkrywcami – odkrywają coś, co de facto jest w muzyce już dawno, a nie wynajdują rozwiązania zupełnie nowe.
@Bartek Chaciński. Podam ci przykłady inne. Termin „muzyka industrialna” powstał w 1976 roku i jego autorem był Monte Cazazza. De facto uznaje się (i słusznie), że gatunek ten powstał rok wcześniej, gdy powstała grupa THROBBING GRISTLE i to właśnie ten zespół uznaje się za twórców tego gatunku. Następnie, termin ANTYMUZYKA został użyty po raz pierwszy przez Richarda RUPENUSA (aka TNB) w 1982 roku, jednak antymuzyczne czyli noise’owo-industrialne dzieła powstały już w drugiej połowie lat 70.: Boyd RICE (NON). AIRWAY czy MB. Termin Kolejny przykład: podgatunek noise’u industrialnego HARSH NOISE WALL. Twórcą terminu w połowie lat 2000 był francuski kompozytor VOMIR, który dopisał do tego manifest, w którym zdanie: „No ideas, No change, No development, No Entertainment, No Remorse” – stało się flagową koncepcją tego podgatunku. Pomimo tego, uważa się, że HNW sięga początku lat 90. do amerykańskiej sceny noise’owej i to właśnie początek lat 90. uznaje się za początek HNW pomimo, ze nagrania w tej estetyce były znane już nawet w latach 80. Przykładów pewnie można mnożyć… Przecież nawet termin „rock progresywny”, z tego co pamiętam, pojawił sie po raz pierwszy gdzieś w latach 70., gdy już dawno funkcjonowały sztandarowe grupy w tym stylu.
Innymi słowy, samo nadanie pewnemu zjawisku nazwy nie czyni automatycznego „oznakowania” i zapoczątkowania stylu w sztuce/muzyce. Takie podejście mogło być stosowane 100 lat temu, gdy działania awangardowe rosły jak grzyby po deszczu. W okresie postmodernistycznego wyjałowienia sztuki, tego typu praktyki mogą i prowadzą na manowce. Zdecydowana większość obecnie stosowanych terminów, szczególnie w muzyce, ma charakter umowności i ja na tę umowność jak najbardziej się zgadzam, pod warunkiem, że zostanie ona podana we właściwym otoczeniu znaczeniowym i historycznym. OSWALD jest twórcą terminu PLUNDERPHONICS, to nie podlega żadnej dyskusji, ale sama plądrofonia istniała już kilka lat wcześniej dzięki grupie NEGATIVLAND, które regularnie, z pełną świadomością i programem artystycznym, w kilku obszarach medialnych, jawnie i konsekwentnie realizowała to, co OSWALD w 1985 roku opisał w swoim eseju, a de facto zmaterializował dopiero w postaci muzycznej w 1989 roku. To, że OSWALD w 1969 roku kupił magnetofon i na nim coś nagrywał, miksował, zgrywał, naprawdę jeszcze o niczym nam nie mówi. Tego typu „zabawy” na magnetofonie w latach 60. wykonywało mnóstwo wykonawców: np. GENESIS P-ORRIDGE w połowie lat 60., gdy dostał na urodziny magnetofon zgrywał audycje radiowe z zakłóceniami radiowymi, a następnie odtwarzał to z różną prędkością. Utwór OSWALDA „Power” z 1975 roku ukazał się dopiero w 1989 roku. Tak naprawde nie wiemy, bo nie został on nawet puszczony w radio wczesniej, jak ta wersja z 1975 roku różni się do tej z 1989. Czy w 1975 roku powstał jedynie koncept tego utworu, który został rozbudowany w 1989, czy jakoś inaczej zmodyfikowany. Nie wiemy tego. Nie są nam znane taśmy OSWALDA rzekomo z lat 1975-1980… Ja w każdym razie nie trafiłem na ich ślad w internecie. Najwcześniejsze jego wydawnictwa pochodzą z początku lat 80. i materiał na nich zawarty niewiele przypomina ten, który znamy z jego legendarnej płyty z 1989 roku.
W ksiażce, która teraz doczytałeś Bartku, ważne jest to,co również opisuje CUTLER, czyli wielokierunkowość stylistyczna plądrofonii, jej możliwości syntezy z sztuką popularną, jednocześnie w kontestatorski sposób zaprzeczając jej społęcznemu wymiarowi. Ponadto, w ich pracach mówi się, że plądrofonia to nie tylko prawa autorskie, wykorzystanie standardów piosenkowych, ale również reklamy medialne, przemówienia oraz inne gotowe fragmenty dźwiekowe oparte na głosie ludzkim. Są to o tyle istotne prace teoretyczne, ponieważ zostało w nich zawarte rozszerzenie obszarów estetycznych plądrofonii, wykraczające poza to, co OSWALD przedstawił w 1985 roku.
Hejka, Rafale – po pierwsze masz racje! Po drugie, przeciez i tak Bartek nie ustapi, powinnienes juz to wiedziec, a co wiecej bedzie staral sie wyszukac liczne, dalsze, przyklady na poparcie swoich wnioskow i przekonan. Rafale, juz tez powinnienes wiedziec, ze Bartek inaczej slucha i ocenia Muzyke. Pamietam jak Bartek, kiedys, bronil, z gory przegranej sprawy, gdyz latwej do weryfikacji. Nie odpuscil do konca…
Po kolejne, juz, jak tak sie upierac, to zawsze mozna cofac sie w nieskonczonosc – przeciez wiesz sam to najlepiej. To jasne, ze nikt nie musi byc niczyim nasladowca, czasem cos powstaje obok siebie i gdzies sie laczy, wrazliwosc. Kto pierwszy, czy znali wzajemnie swoja tworczosc – tak lub nie?! Niewazne, Ty wiesz, ja wiem… Ze bylo i jest, jak napisales. Wolf Eyes – no ciekawe, jako ze w przerwach slucham sobie caly czas ClockDVA z lat 70, to jako zywo, miejscami, to wlasnie dokladniutko tamte lata i tamte tasmy. Internet daje duzo mozliwosci, kto kuma ten podda falsyfikacji lub weryfikacji podane tu argumenty. Wnioski kazdy musi urodzic sam – chocby po prostu podjac decyzje…
Dołączę się do opinii Piotra. Jestem pełen szacunku odnośnie wiedzy i niewątpliwej pasji muzycznej, natomiast niektóre komentarze Pana Rafała Kochana są nie do zaakceptowania przynajmniej dla mnie. Mówię o wyrażeniach typu: „chyba trzeba być idiotą”, „w ignorancki sposób” i podobnych wycieczek personalnych odnośnie gospodarza czy innych dyskutantów. Panie Rafale proszę rozważyć moją uwagę. Pozdrawiam
@noithai. Ja jestem za tym, by mieć wyrobione zdanie na dany temat i starać się go bronić. Dyskusja wcale nie musi kończyć się, ba, przecież nawet nie na tym ma ona polegać, orzeczeniem zwycięstwa lub porażki danego adwersarza. Dyskusja polega na wymianie poglądów i dziwią mnie jakieś teksty anonimowych (dla mnie nie anonimowych, bo mam pewne podejrzenia, kto się kryje za niektórymi wpisami) trollów lub innych czytelników, których uwiera (cierpiąc przy okazji na niestrawność) ta czy inna dyskusja. Można oczywiście na stoliczku postawić w ramce pismo WIRE i modlić się do niego, jak do biblii, uznając zapisane tam mądrości, jako prawda objawiona. Mozna też poprzez dyskusja weryfikować to, co ktoś inny napisał i ciągle modyfikowac swoje poglądy. Sztuka (muzyka) ciągle się rozwija, wiemy o niej ciagle coś nowego, ciągle dochodzą nowe konteksty i grzechem byłoby, gdyby teksty krytyki muzycznej zapisane 30, 20 czy nawet 10 lat temu uznawać zamkniętą krynicę mądrości, której źródło już dawno wyschło. Otóż nie wyschło… dzięki bogu… I w zupełności zgadzam się z twoim ostatnim zdaniem. Wiadomo, że czasami może dochodzić do emocjonalnych ewokacji swoich poglądów i zwykle człowiek albo jest na tyle głupio uparty, albo mądrze uparty, że nie będzie publicznie przyznawał komuś racji. Ważne jest jednak to, co się dzieje z wiedzą czytelnika / głosiciela pewnych poglądów po tym wszystkim, kiedy przysłowiowy bitewny kurz opada. Warto po prostu poznawać, dzięki m.in.dyskusjom, poglądy innych ludzi i ciągle weryfikować swoją wiedzę, nie zapominając, że gdy rozmawiamy o muzyce, to właśnie świadome słuchanie muzyki jest najważniejszym źródłem podstaw teoretycznych, dzięki którym chcemy opisać naszą wiedzę i stan emocjonalny zwiazany z jej obecnością w naszym życiu.
@noithai. A jak ten CLOCK DVA? Ja niedawno w całym pakiecie wydawnictw dostałem z VINYL-ON-DEMANDS niesamowicie wydany box płytowy „Horology – DVAtion 78/79/80”. Padł mi jednak adapter i jeszcze tego nie wysłuchałem. Do tego wydawnictwa jakoś na necie dotarłeś?
Dziękuję Panom, za obszerne wyjaśnienie, jakże złożonego tematu.
Szkoda tylko, że mój streamingowy serwis ma na stanie jedynie płyty Negativland,
Oswalda nie uświadczysz, więc wybaczcie, nie pomogę Wam rozstrzygnąć konfliktu.
Poza tym, dzisiaj wieczorem u nas we wsi na festynie występuje, Golec uOrkiestra…z lokalną orkiestrą dętą!!! Sprawę plądrofonii na razie odpuszczam, ale obiecuje wrócę do tematu.
w poprzednim wpisie miało być Kochan, a nie Kocha, chociaż też ładnie.
Horology – DVAtion 78/79/80 – tak, slucham tego ostatnio non stopa, mam czlonkowskie vinyle, oczywiscie. Dla Ciebie, dla mnie i kilkudziesieciu osob na swiecie to arcywazne wydawnictwo, dla reszty…
@noithai. Raczej kilkuset osób 🙂 Z tego co mi wiadomo, to subskrypcję u Franka ma wykupioną około 300 osób, a nakład chyba kazdego wydawnictwa sięga 600 kopii, które z reguły są sprzedawane w 100%.
Miło być wystąpią, a nie wystąpię, bo ja nigdzie nie występuje.
^Tak, ale spora czesc jest kupowana na handel i lezy gdzies niesluchana, a nikt nie chce tego odkupic, bo za ta kase kupi 10 innych vinyli. Kupia i sluchaja tylko twardzi fani, bo material nie nalezy do lekkostrawnych, choc niezwykle wazne sa te nagrania, dla zrozumienia i uzupelniena pewnych zjawisk, ktore pod koniec lat 70 zachodzily na scenie industrialnej. VOD to niesamowite zrodlo poznawcze, mnie tez ostatnio zachwycily takie m.in. wydawnictwa od Franka: Ghédalia Tazartès Works 1977-79 (ale ja jestem oddanym fanem dziadunia), Grim Vital 1983-89, Club Moral 1981 – 1986, Un-Kommuniti Black Dwarf Wreckordings ’83-’85 i kilkanascie innych 😉
@noithai. Możliwe… tego nigdy nie dowiemy się, jak jest naprawdę. Fakt jest faktem, że do tanich nie należą płyty z VOD i kupują je raczej brzuchate, stare zgredy, głównie z bogatych społeczeństw….
@Rafał Kochan –> Z godnym podziwu uporem bronisz tego prymatu Negativland. Niestety, konfrontacja tej tezy ze słowami Chrisa Cutlera (na którego się powołujesz) wypada niekorzystnie. W swoim tekście „Plądrofonia” (zamieszczonym w tomie „O muzyce popularnej”, teraz też w naprawdę kanonicznej „Kulturze dźwięku”, tłum. Ireneusz Socha) Cutler opisuje ten nurt posiłkując się przykładami z Oswalda i sięgając do Schaeffera, Cage’a itd. Nazwa Negativland nie pada ani razu. Więc zasłanianie się Cutlerem raczej tu przeszkadza w przeprowadzeniu sensownego dowodu niż pomaga. Już ja bym im poświęcił więcej miejsca. Z kolei w książce, którą wymieniasz, Oswald doczekał się osobnego rozdziału – Negativland występują w niej głównie jako autorzy wywiadu z Oswaldem cytowanego w tekście o nim.
@noithai –> „Pamietam jak Bartek, kiedys, bronil, z gory przegranej sprawy, gdyz latwej do weryfikacji” – przypomnij, o co chodziło. Szczególnie w dziedzinach bardzo specjalistycznych szybko odpuszczam. Np. z Rafałem w kwestiach dotyczących terminologii industrialnej nie dyskutuję, bo wiem, że wie w tej dziedzinie więcej i z reguły po prostu ma rację. Tutaj bronię swego, bo to jest spór o bardzo, wbrew pozorom, szerokim i ogólnomuzycznym charakterze.
@Piotr –> Nie można znaleźć Oswalda w serwisach streamingowych, gdyż gros jego plądrofonicznych nagrań to rzeczy nielegalne, wycofane prawnie z dystrybucji. Negativland albo JAMs (vel KLF) też mają na koncie płyty wycofywane z dystrybucji. W wypadku Oswalda zarówno pierwsza EP-ka, jak i album „Plunderphonic” po prostu nie mogą być dostępne tą drogą. Duża część najsłynniejszych nielegalnych wydawnictw jest dostępna tutaj: http://www.detritus.net/archive/ – są tu również wczesne „Mystery Tapes” Oswalda.
I jeszcze offtopic – bardzo fajna relacja z Primavera Sound na PopUp, warta podlinkowania, tym bardziej, że mowa tu o koncertach autorów płyt w dużej części opisywanych na tym blogu: http://www.popupmusic.pl/no/40/galerie/543/Primavera-Sound-2013
@Bartek Chaciński. Moje odwołania do prac CUTLERA czy JONESA miały jedynie wskazać, jak plądrofonia z czasem zmieniała swoje znaczenie, estetykę i kontekst kulturowy w stosunku do tego, co napisał OSWALD w 1985 roku. Bynajmniej nie podawałem tego, by określić jakikolwiek prymat jednego wykonawcy nad drugim. A jest z tym problem, bo nawet ty sam w swoim wstępie do tego wpisu dokonujesz mniej lub bardziej świadomego przekłamania, opisując w skrócie plądrofonię, że jest to: „pisanie utworów w taki sposób, by wykorzystać tylko fragmenty już istniejących utworów. Do tego tak, żeby zachować ich rozpoznawalność, no i z podaniem źródła.” Nie jest to prawda, lub inaczej, jest to tylko część prawdy, ponieważ plądrofonia obejmuje swoim zasięgiem do innych muzycznych i pozamuzycznych (np. przemówienia radiowe lub telewizyjne, reklamy, nagrane rozmowy telefoniczne, etc.) środków dźwiękowej ekspresji.
Uporczywie Bartku sięgasz (i słusznie) do literatury, by tam szukać potwierdzenia, ale nie zadajesz sobie trudu, by przeprowadzic wnikliwszej analizy istnienia danych zjawisk w muzyce. Każda lub większość z ksiązek będzie opisywac dany problem z innego punktu widzenia. Ja nie wiem dlaczego CUTLER nie wspomniał o NEGATIVLAND, tak samo jak nie wiem, dlaczego w „kanonicznym” twoim zdaniem „The Wire Primers. A Guide To Modern Music” Nicka Cain nic nie wspomniał o AIRWAY, Boyd RICE czy MB, kiedy mowa była o gatunku noise. Wiem natomiast, że dotychczasowe opracowania (przynajmniej te, które ja znam) nic nie wspominają, co jest ich olbrzymią wadą, o związkach plądrofonii z pop-artem. Moim zdaniem jest to niedopuszczalne, by tak traktować zjawiska muzyczne, pozostawiajac je na jakichś odległych planetach, nie widząc oczywistych zwiazków z tym, co powstało w sztuce wiele lat temu. Dlaczego nikt z tych autorów, na których się powołujesz nie stara się na odnalezieniu pomostu między plądrofonią a pop-artem, który przecież polegał na artystycznym przetworzeniu popularnych motywów i schematów, dokonując ich deformacji, multiplikacji i zderzenia z elementami kultury wysokiej. Jeśli tak trzymać sie kurczowo przeczytanych przez Ciebie ksiażek, to nie dowiemy się wszystkiego o muzyce i jej znaczeniu w sztuce. NA tym polega ich niedoskonałość właśnie, a to od ciebie między innymi zależy właśnie, jaką podajesz informację czytelnikom. Bazując jedynie na wyświechtanych frazesach z z zagranicznych książek, czy moze osobiście pogłebionych studiów na danym zjawiskiem, starajac się przedstawić jeszcze pełniejszy obraz, niż to zostało wyczytane w kiludziesiecioletnich książkach? I to jest clue tej całej naszej dyskusji tak naprawdę. Ty nie widzisz zwiazku NEGATIVLAND z pladrofonią przed 1985 rokiem, bo tego nigdzie nie przeczytałeś, a ja widzę, bo pewnie w pzreciwieństwie do ciebie wysłuchałem ich płyty „A Big 10-8 Place” i „Jamcon ’84”, co pozwoliło mi wyciągnąć wnioski na temat tego, kiedy tak naprawde plądrofonia została zainicjowana w sztuce muzycznej.
@Rafał Kochan –> Krótko, bo dyskusja robi się monstrualna i coraz więcej w niej niepotrzebnych powtórzeń:
1. Wykorzystałem definicję Oswalda. Wymyślił termin i podał jego definicję – odróżniającą plądrofonię od kolażu dźwiękowego, cytatu czy plagiatu muzycznego. Ci, którzy potem opisywali zjawisko odnosili się do tej definicji (jak Cutler, ale ten nie podał nowej definicji, tylko – jak zauważyłeś – zarysował tło kulturowe), która precyzyjnie obejmuje myśl Oswalda. Nic nie ujmuje to wszystkim tym, którzy wcześniej tworzyli rzeczy w jakimś sensie muzycznie czy kulturowo poprzedzające czy kojarzące się z plądrofonią. Jeśli masz swoją definicję, masz prawo przedstawić ją światu, ale z zaznaczeniem, że jest Twoja.
2. Nie wspominam nigdzie, że „The Wire Primers” jest pozycją kanoniczną. Co prawda jest to pozycja, która zajmuje się kanonem płytowym, ale jestem dość krytyczny w stosunku do tej książki, czemu dawałem tu wyraz całkiem niedawno. Może pomyliła Ci się ta książka z „Kulturą dźwięku” („Audio Culture”) – ta, owszem, jest kanoniczna, i to nie ze względu na jakieś tam interpretacje krytyczne, którymi miałbym się sugerować, tylko dlatego, że jest to zestaw tekstów źródłowych autorstwa głównie samych artystów.
3. Nie wiem skąd u Ciebie pewność, że nie słuchałem Negativland. Szczególnie w czasach, gdy dostęp do muzyki jest prawie nieograniczony. Spośród tych dwóch płyt znam „A Big 10-8 Place” i jeśli na niej opierasz swoją linię ataku na Oswalda, to niesłusznie, bo w myśl definicji plądrofonii, którą zaproponował Oswald (znów: mówimy o plądrofonii, a nie „różnych rzeczach, które ją poprzedzały, ale nie mają jednej definicji”) nie jest to dokładnie to samo. Ja bym to nazwał raczej kolażem dźwiękowym, udział utworów muzycznych innych wykonawców nie jest stuprocentowy, wkład grupy (w narrację chociażby) słyszalny. A definicja szła dalej: postulowała, by wykorzystywać w ten sposób najbardziej znane nagrania, podawać źródła sampli itd. Co notabene muzycy Negativland zrobili przy okazji afery (też skandalu!) z U2.
4. Wracające sugestie na temat tego, że czegoś nie doczytałem, albo przeciwnie: czytam za dużo i sugeruję się opinią innych, nie słucham, nie staram się tego analizować itd. doprowadzają mnie do konkluzji, że dyskusja przybiera charakter niepotrzebnie osobisty. Znamy się – co słusznie wypomniałeś – od 20 lat, więc jeśli masz jakieś uwagi o charakterze osobistym, zapraszam na priva.
A jeśli chcesz tylko zaznaczyć, że piszę zbyt płytko jak dla Ciebie i że pole widzenia tego bloga ma charakter zbyt ograniczony, to jako autor nie mam prawa się bronić, mogę tylko odpowiedzieć uwagą, którą sam rzuciłeś tu w odpowiedzi na jeden z komentarzy: lektura tego bloga obowiązkowa nie jest.
@Bartek. Zacznę od tyłu. Nigdzie nie napisałem, ze czegos nie doczytałeś i nasza rozmowa nie ma zadnego osobistego ataku na ciebie, tylko jest to dyskusja podejmująca temat merytorycznego rozwazania na temat, który podjąłes w swoim wpisie. Odnośnie tych płyt NEGATIVLAND, których niby nie wysłuchałeś. Napisałem tak, bo nie cche mi sie wierzyć, by ktoś, kto je wysłuchał, uznał, ze nie są skomponowane w konwencji plądrofonicznej. Bartek, moze propblem własnie polega na tym, ze zbyt bardzo kurczowo trzymasz sie definicji OSWALDA. Przecież właśnie natym to wszystko polega, co też starałem sie tobie jakos wyjaśnić, OSWALD nazwał pewna tendencję w muzyce i nadał jej pewnego rysu, ale tendencja ta przecież miała przed nim i po nim różne aspekty. To, czym jest tak naprawdę plądrofonia, juz chyba od kilkunastu lat funkcjonuje w swiadomosci artystów i iei fanów. Estetyczne aspekty pladrofonii wykraczają poza ustalenia wypisane przez OSWALDA w 85 roku. Dokonał tego między innymi JONES w swojej książce i jest to powszechnie uznawane jako kanon plądrofonii. Biorąc pod uwagę te estetyczne zasady (że nie tylko gotowe piosenki, ale całą reszta, która wymieniłem popzrednio), to wówczas NEGATIVLAND tworzył w pierwszej połowie lat 80. muzykę plądrofoniczną. Ty, trzymajac sie jedynie definicji OSWALDA, mozesz z tym sie nie zgodzić, i masz do tego prawo. Problem w tym, ze definicja OSWALDA nie jest aktualna od wielu lat.
@Bartek Chaciński->dzięki za link
Aha, i moja definicja jest tozsama z tą, która powszechnie funkcjonuje, a mianowicie: „Although the concept of plunderphonics is seemingly broad, in practice there are many common themes used in what is normally called plunderphonic music. This includes heavy sampling of educational films of the 1950s, news reports, radio shows, or anything with trained vocal announcers. Oswald’s contributions to this genre rarely used these materials, the exception being his rap-like 1975 track „Power.”
http://en.wikipedia.org/wiki/Plunderphonics
@Rafał Kochan –> No to teraz dopiero wszystko jasne. Ty się powołujesz na Wikipedię, ja na źródłowy tekst Oswalda. Tego sporu się nie da rozstrzygnąć. Tym bardziej, że nie wiemy, kto pisał definicję na Wikipedii. Chyba że zajrzy tu podyskutować z nami. 🙂
Co do uwag osobistych – ok, ucinam wątek w takim razie.
@Bartek. Ale nie odwracaj teraz kota ogonem. Przeciez JONES w swojej książce ciągle o tym pisze. Czytałes ją i teraz cynicznie mi wypominasz, ze posiłkuję się jakąś biedną wikipedią.
@Rafał –> Żadnego cynizmu – Wiki złapała wszystko to, co przez lata narosło wokół Oswalda, nie twierdzę, że to źle. Nawet definicje prostych słów się zmieniają. Dałeś przed chwilą cytat z Wiki, a nie z Jonesa, więc jest Wiki vs. Oswald.
W ogóle pisząc o definicji Oswalda odpowiadałem przecież tylko na Twoją uwagę dotyczącą przekłamań definicyjnych w moim wpisie, który był (tak dla przypomnienia) o Oswaldzie.
@Bartek. Ale ty napisałeś „To może teraz ktoś z Państwa chciałby zapytać, czymże jest ta plądrofonia?”, może gdybys napisał „To może teraz ktoś z Państwa chciałby zapytać, czymże jest ta plądrofonia według OSWALDA?”, to nie podjąłbym się tego wątku. Bartek, nie chce mi się przepisywać całych zdań i wniosków JONESA czy Thoma HOLMESA w jego „Electronic and experimental music; technology, music, and culture”. Bo tu nie chodzi o konkretne definicje, ale wnioski i konkluzje, których sensu nie da sie przepisać w postaci dwóch czy pięciu zdań. Niejaki Greg Kot w swojej „Ripped: How the Wired Generation Revolutionized Music, str. 164. napisał tak, że plądrofonia to: “any music made completely out of existing audio recordings, including copyrighted material, and then altered in some way to create a new composition”. Pewnie jakiś KOT ma dla ciebie takie samo znaczenie jak KOCHAN, ale musisz mi na słowo uwierzyć, że tego typu poglądy czesto pojawiają się w literaturze muzycznej…. Jeśli dla ciebie plądrofonia zaczyna się i kończy na 1985 roku to niech tak pozostanie.
@Rafał –> „any music made completely out of existing audio recordings” – o, i tu się zaczynamy spotykać. 🙂 Jedno słowo, a dużo zmienia.
„Jeśli dla ciebie…” – wydaje mi się, że we wpisie (w tym w krótkiej konwersacji z Oswaldem omawiającej kolejne dzieci nurtu na „p”) pokazałem, że plądrofonia zostawiła później ślady w muzyce. Liczne.
@Bartek, ale „existing audio recordings” to właśnie nie tylko nagrania stricte muzyczne, ale cała masa różnych innych 🙂
…które mogą (ale nie muszą w związku z niejasnym i wieloznacznym prawem w tym względzie) mieć praw autorskich. I to własnie m.in. rózni plądrofonię od zwykłego kolażu dźwiękowego.
Bardzo ciekawa dyskusja pomiedzy Szanownym Gospodarzem a @Rafalem
_______________________________________________
dlaczego? Po prostu: czegos zawsze sie naucze. A coraz to mam jasniejsze pojecie o PLADROFONII a nawet CHEC zapoznania sie z historia tego nurtu.
PS No Business /NEGATIVLAND (piekna okladka)
@Ozzy. Cieszę się, że ktoś wyniósł z tej dyskusji pozytywne wrażenia, a co najważniejsze, że przybliżyła ona pewien obszar muzyczny. Reszta tak naprawdę w tej sytuacji jest nieistotna 🙂
Bartek – OK, przypomne Tobie to wydarzenie, bo faktycznie mozesz juz tego nie pamietac, bo to byly poczatki lat 90. Pamietasz Anne J. z Gdanska? Pamietasz swoj fanzin, glownie o LPD z tamtych lat? Przypomne, ze wtedy z Anna spedzalem wspolnie czas. Pamietasz pewien tekst zespolu LPD, glownie cytowany przez Ciebie za Beksinskim? Pamietasz powstaly spor o ten tekst, miedzy Toba, Anna i Beksinskim (w tym ze Tomek stal za Twoja opinia w tym temacie). W sumie chodzilo i uzycie jednego wyrazu ‚You’. Mysle, ze juz pamietasz. Ja pamietam moment weryfikacji, poprzez zadanie pytania Edwardowi w tej materii. Tyle w temacie. Czy potrzebny nam Idol? Nie wiem, ja nie czytam ksiazek, nie czytam recenzji, nie czytuje nawet specjalistycznych tygodnikow – jedynie naglowki… Mam wlasne odczucia i wlasne wyciagam wnioski… Definicje mnie rowniez malo interesuja. Sluchalem pierwszej plyty CV, kiedy jeszcze nie wiedzialem ze to ma jakas nisze. To byl moj pierwszy CD, zakupiony na rynku we Wrzeszczu, gdy mialem 12 lat… Sluchalem non stop!
@noithai –> Faktycznie stara sprawa, to musiała być rozmowa w okolicach koncertu LPD w Polsce, we Wrocławiu, więc 1994. Nie pamiętam meritum ani temperatury sporu, ani tego, że mnie Beksiński popierał (ze dwa razy w ogóle z nim rozmawiałem i pamiętam, że to nie były długie konwersacje), ale jeśli chodzi i o tłumaczenia tekstów LPD, i o ich interpretacje, to w tej chwili mam do tego bardzo krytyczne podejście. Znajomość języka, dystans – sporo się od tamtej pory u mnie zmieniło. Sporo też popełniłem przez tych 20 lat błędów, do których się przyznałem i z którymi musiałem się pogodzić – wtedy zacietrzewiałem się zresztą jako fan, nie jako dziennikarz. Zajrzę jeszcze do archiwum, o który tekst chodziło, ale zapewne rzeczywiście nie miałem wtedy racji. I na pewno możesz wpisać do akt, że teraz przegranej pozycji bym nie bronił. 🙂
@ozzy –> Również bardzo się cieszę.
Bartku – precyzuje, to Ty podpierales sie, podobnie wyciaganymi wnioskami co do tlumaczenia, Beksinskim. Jesli zachowujesz listy z tamtych lat, to pewnie bedziesz mial jakis slad po tamtej sprawie. A mnie nie bylo we Wroclawiu, na tym pierwszym koncercie w .pl. Chodzilo tam (w tym sporze) o to, czy autor mial na mysli boga czy tez ufoludka ;> Zdrowko i Amen! Zapewnienia… Zapewne mam za dobra pamiec, i mysle, ze jednak ludzie niewiele sie zmieniaja, nawet jesli bardzo mocno temat/y zracjonalizuja. Po prostu mniej ‚glupot’ wypluwaja z siebie ludzie, z czasem. Po kolejne i po wtore, jezyk jest tak ulomny, ze zawsze pozostawia spor otwartym, nawet jesli wszyscy sie ze soba podswiadomie zgadzaja.
@noithai –> Korespondencję mam, u mamy pod starym adresem, na pewno jest jakiś ślad. A jeśli tylko powoływałem się na Beksińskiego – tym gorzej dla mnie, ale też sprawa staje się klarowna.
Śmiem twierdzić, że z ludźmi bywa czasem odwrotnie – że z czasem wypluwają z siebie coraz więcej głupot. Najgorsze, że sami nigdy nie wiemy, którym jesteśmy przypadkiem. 😉
^W takim przypadku, jak podales, to nie glupoty, tylko kiepskie doswiadczenia i slabe towarzystwo…
Przypomnialo mi sie jeszcze jedno, jak nazwac tworczosc James Kirby? Bo chyba nigdy sie, jak dotad, nie zastanawialem.
@noithai –> To zależy pod jakim pseudonimem, bo Kirby dla utrudnienia w zależności od stylu zmienia podpis. 🙂 Podejrzewam, że masz na myśli płyty podpisywane jako The Caretaker – bo tym najbliżej do plądrofonii w klasycznym rozumieniu Oswalda. To choćby stare, kupione gdzieś na pchlim targu winyle z muzyką balową odtwarzane na niewłaściwej prędkości. Sto procent recyklingu, nie bardzo kamuflowanego. Ale zdaje się, że Kirby’emu chyba nie bardzo zależy na samym recyklingu, a bardziej na wrażeniu nawiedzonej sali balowej (stąd skojarzenie z „Lśnieniem”), więc – jak zwykle – czystą etykietkę niełatwo mu przypiąć.
Spoko, znam jego tworczosc, mi bardziej odpowiadal jako V\VM, takie Masters Of Absurd, nawet grywalem na imprezach klubowych 😉
🙂
Nowy album TOOL”Palms”, 26 czerwca 2013
_________________________________________
Ciekawy eksperyment grupy TOOL (wedlug mat.ciagu liczb zwanego ciagiem Fibonacciego) The Fibonacci in Lateralus
http://www.youtube.com/watch?v=wS7CZIJVxFY
( kiedys wystepowali w Polsce w Spodku na Metal Hammer Festiwal)
nagrywali dla Zoo (tu m.in.ciekawa grupa GREEN JELLY)
@Ozzy. W głębokich latach 90. nawet bardzo lubiłem TOOL. Pamiętam ich pierwsze dwie płyty i bardzo fajne teledyski. GREEN JELLY też słuchałem w tym samym czasie. Przypominam sobie już tylko ich śmieszną, animowaną okładkę jednej z pierwszych płyt i przez mgłę eklektyczną muzykę z jeszcze śmieszniejszymi tekstami.
A jak ocenić obecne w twórczości Oswalda przetwarzanie ludzkiego głosu, odnośnie plądrofonii i nie tylko (chciałbym również zwrócić uwagę na te obszary jego działalności, które niekoniecznie muszą odnosić się do omawianego prądu). Parę razy padły wcześniej stwierdzenia, że Oswald raczej nie wykorzystywał takich nagrań, jednak przed 85 rokiem moglibyśmy je znaleźć (np współpraca z Marvinem Greenem, „walking”, wydane w 84 roku). Chociaż co prawda odnośnie dyskusji kto był pierwszy nie wygląda to jak jakieś sensacyjne taśmy z mezozoiku…
W każdym razie ciekawe nagrania i projekty wykorzystujące „ludzką mowę” są w jego dorobku (jednak raczej w latach ubiegłych). Zresztą Pan Oswald to inteligentny facet z dystansem do siebie, więc sądzę, że nie miałby nawet problemu z oddaniem miana pioniera plądrofonii komuś innemu.
pozdrawiam!
@gość. OSWALD przetwarzał głos Burroughsa już w 1973 roku. Problem w tym, że dziesiątki lat nie było to nagranie opublikowane (podobnie „Power”), ani publicznie zaprezentowane. Powtórzę jeszcze raz, tu nie chodzi o wyścig i dzierżenie prymatu pierwszeństwa, ani oto, że prowadzę „jakąś linię ataku” na OSWALDA, jak to Bartek napisał. Nie jestem może jakimś szczególnym fanem jego twórczości, ale posiadam (i bardzo lubię) w swojej kolekcji jego legendarne i najbardziej znane wydawnictwo, i wbrew pozorom bardzo doceniam jego udział i wpływ na współczesne oblicze muzyki eksperymentalnej.
Problem dotyczy rzetelnego zlokalizowania plądrofonii, nie tylko na mapie zjawisk muzycznych, ale również w kontekście sztuki współczesnej. Do tego potrzebny jest właściwy dobór kryteriów oceny oraz uważna analiza rozwoju pewnych tendencji w muzyce. Przybity stempel z daną nazwą gatunku muzyki w określonym roku nie może decydować o jakimkolwiek kanonie, nawet, jeśli dany artysta (lub krytyk muzyczny) przypisze temu jeszcze pewien manifest artystyczny. Innymi słowy, kiedy piszemy artykuł o artyście, wymieniajmy wszystkie jego podjęte działania artystyczne, nawet te, które pochodzą z jego okresu dzieciństwa. Jeśli natomiast piszemy o gatunku muzycznym, to autorzy takich prac powinni (moim zdaniem) skupić się na określonym zjawisku, wskazując na płynną ewolucję, docierając do obowiązującego aktualnie kanonu estetycznego, który determinuje wyjątkowść danego stylu muzycznego na tle innych mu podobnych lub żródłowych.
Ja od siebie dorzucę małą cegiełkę do tej gorącej rozmowy. Pamiętacie grupę z Toronto Glass Orchestra, która powstała w 1977 r? Trzej pierwsi muzycy tej grupy: Miguel Frasconi, Marvin Green i John Kuipers intensywnie współpracowali m.in. z Johnem Oswaldem. A w latach 1985 – 1989 członkiem Glass Orchestra m.in. był John Puchiele. Proszę poniżej krótki wywiad z Puchiele.
http://www.nowamuzyka.pl/2013/06/14/3-pytania-john-puchiele/
Kilka lat temu, na aukcji internetowej kupiłem Plunderphonics 69/96 Oswalda. Problem w tym, że nie zamieszczono tam owej 48-stronicowej wkładki, która- nie ukrywam, bardzo by mi się teraz przydała. Przeszukuję zasoby internetu na wszelkie możliwe sposoby i nic, żadnych skanów, pdf-ów itd. Stąd moje pytanie, czy ktoś z Was posiada wspomnianą wkładkę, bądź jej zdjęcia/skany, cokolwiek i chciałby się nimi podzielić? Z góry dziękuję!