50 lat Kaczkowskiego. Jakich lat?
Dziś specjalny koncert, który organizują w Fabryce Trzciny słuchacze Piotra Kaczkowskiego. A zarazem poświęcony mu dzień w Trójce. Na jubileusz pracy przy mikrofonie PK grają w Fabryce m.in. Markowski, Sygitowicz, Raduli i Piekarczyk. Nie każdy by się cieszył, gdyby mu akurat ta ekipa wjechała na urodziny, ale za to pewnie większość artystów estrady chciałaby na takich urodzinach zagrać. Legenda Piotra Kaczkowskiego to wciąż rzecz fascynująca – jego wpływ na muzyczny gust narodowy być może był większy niż czyjkolwiek. Ma swoich zwolenników i równie gorących przeciwników. Trójka jednocześnie ma w nim ciągle wielką gwiazdę, dowód historycznej ciągłości, z drugiej – nieobalony autorytet, świadectwo jakichś niedokończonych przemian. Warto raz na 50 lat usiąść i na spokojnie zanalizować fenomen, z wszystkimi sporami, które wokół niego narosły.
1. Nawet mnie jakoś zupełnie obiektywny ton nie przejdzie przez gardło. Byłem stałym słuchaczem Kaczkowskiego w latach 80., co pozwala mi zresztą z łatwością obalić mit najbardziej naiwny – że Kaczkowski był monotematyczny, że to ten facet od Yesów i Floydów. Akurat w tamtym okresie był dla mnie nawet zbyt eklektyczny. Poza promowaniem oczywistego U2 potrafił z uporem maniaka katować Wipersów, grał Big Black, podobno nawet (osobiście nie słyszałem) No Trend, no i Sonic Youth. Choć częściej w te rejony podążali inni (w sumie to Mroczek czy Wiernik robili w PR za alternatywę, Kaczkowski karczował las pod główną ścieżkę). Poza tym (o tym też już raz było) regularnie prezentował muzykę metalową i hiphopową, co też miało swoje znaczenie w tamtej dekadzie. W tej chwili zresztą jednym z bardziej niesprawiedliwych argumentów pojawiających się co i rusz, gdy dyskusja na forum muzycznym osiągnie taką temperaturę (a z reguły osiąga), że ludzie pokłócą się o „Kaczora”, jest „bo grał za mało czarnej muzyki”. Przykra sprawa dla krytyków, ale trudno wskazać kogoś, kto by w latach 70. grał jej więcej.
2. Mit drugi mówi o całych gatunkach i wykonawcach ignorowanych rzekomo przez „Kaczora” po to, by lansować wciąż Floydów. Nie przeczę, było tych Floydów za dużo, szczególnie w najgorszych schyłkowych czasach tej grupy. Tu jednak trafiamy na coś, co jest bolączką całego radia: radio lubi lubić, nie lubi się rozstawać, przyznawać do porażki ulubionych artystów, usprawiedliwiać, że się gra coś tylko ze względów poznawczych, bo przecież to knot. Radio wielbi i kreuje kulty, i to prasa musi mówić „sprawdzam”. Dlatego radio bywa tak mizerne w weryfikowaniu kanonu, które samo stworzyło.
3. Mit nieprezentowanej awangardy da się jakoś obronić. To zresztą mit najstarszy – Kaczkowski miał opozycję w postaci Henryka Palczewskiego, guru awangardy rockowej – miłośnika choćby zespołów z kręgów RIO, które przeciwstawiano scenie prog-rockowej, symfonicznej. Ale Palczewski dostęp do mediów (gazety, czasem chyba – poprawcie mnie, jeśli się mylę – także radiowe występy) miewał, a mit jest w dużej mierze pochodną tego, że Genesis, Pink Floyd czy Yes to były zwyczajnie bardzo atrakcyjne komercyjnie zespoły w porównaniu z Magmą czy Henry Cow. Jeśli spojrzymy na sprzedaż na Zachodzie, wyjaśni ona bardzo wiele – tam dostęp był, ale publiczność dokonywała podobnych wyborów. Owszem, nie odebraliśmy lekcji z historii awangardy w „Minimaksie” czy sobotnim „Zapraszamy…” – nie było łącznika z awangardą jazzu (przynajmniej w czasach, które ja pamiętam), ani ze Studiem Eksperymentalnym, Warszawską Jesienią. Ale akurat te rejony miały oddźwięk gdzie indziej na antenie Polskiego Radia. Poza tym moim zdaniem istnieje nie tyle „problem Kaczora”, co problem jego najbardziej konserwatywnej publiczności, której lenistwo nie pozwalało prowadzić dalszych poszukiwań na własną rękę. No i problem samej Trójki, czy radia w ogóle, które nie potrafi znaleźć osobowości muzycznej porównywalnego kalibru.
4. Poza tym ważny wpływ na odbiór Kaczkowskiego (z tą całą grupą opozycji, która się usankcjonowała w latach 80., też zresztą wokół kilku dziennikarzy rozwijających się mediów muzycznych, których nb. bardzo cenię) miał oczywiście ów słynny sposób słuchania, metody doboru nagrań. Wszyscy fani słyszeli o „systemie znaczków”, wiedzą, że PK słucha płyty raz z obowiązku, a potem po raz drugi, żeby wprowadzić te przedziwne oznaczenia, mając mu ułatwić późniejszą pracę – i którymi siłą rzeczy kieruje się często później. Opozycja czytała nową brytyjską prasę, chłonęła podsumowania, rankingi i podważała metodę wyciągania muzyki z tego historycznego i krytycznego kontekstu – a Kaczkowski rzeczywiście, mam wrażenie, rzadko kierował się podpowiedziami świata krytyki zachodniej.
5. Dość krzywdzące jest w ogóle obciążanie jednego dziennikarza radiowego odpowiedzialnością za bieg historii. Bo niby dlaczego? Swój udział w urabianiu gustów generacji miał i Jarocin, i telewizja lat 80. (Kaczkowski poza jednym epizodem z telewizją się nie zadawał). Trudno nie zauważyć jednej ważnej cechy tamtego systemu, która zwiększała moc rażenia pojedynczych audycji. Otóż można tez było powiedzieć, że za czasów muzycznego sobotniego „Zapraszamy do Trójki” istniało CENTRALNE miejsce prezentacji nowości płytowych. Co wydaje się dziś kompletną abstrakcją – od dawna mamy sporą konkurencję w eterze, nie mówiąc o tym, że samo radio straciło ogromnie na znaczeniu jako źródło wiedzy o muzyce.
PRL potrzebował wyjątkowych pojedynczych przywódców opinii. Łamy gazet i anteny radiowe były nieco węższe, dostęp do płyt momentami nie istniał, każde napisane zdanie i wypowiedziane w radiu słowo miało mitotwórczą moc. Ta siła potęgowała każdy celny wybór i pogłębiała każdy błąd. A błędy popełniali wszyscy, włącznie z wybitnymi publicystami kulturalnymi „Polityki”, dla której sam piszę na co dzień. Gorszy był stan edukacji w specjalistycznych dziedzinach w mediach, a zarazem wyższe mniemanie o nieomylności dziennikarza. W pewnym sensie łatwiej było zadebiutować z wysokiego C (Kaczkowski debiutował przed mikrofonem prezentacją „Love Me Do” The Beatles – to dość, przyznajmy, niecodzienne). Za to najprawdopodobniej było dużo więcej czasu na spokojne słuchanie płyt, stąd te emocjonalne opowieści i osobiste więzi. Kiedy sam pisałem 15 lat temu prasową sylwetkę Piotra Kaczkowskiego na początek jego pracy w roli dyrektora Trójki, przegadałem sporo czasu z jednym z jego wiernych słuchaczy, który z radiem się nie rozstawał i powiedział mi coś, co nieźle oddaje sens tej radiowej pracy: – Kaczkowskiego wyróżnia to, że potrafi muzykę prezentować w sposób osobowy. Każdą rzecz, nawet banał, potrafi przedstawić w ciepły sposób – mówił mi wtedy. Może o to mu zawsze chodziło przez tych 50 lat?
Dziś pewnie będzie na ten temat dużo, i w Trójce, i wieczorem. Szykujcie argumenty.
Dorzucam do tego przydługiego tekstu (ale raz na jakiś czas taki temat się porusza na blogu) nowe Low, trochę poniżej ostatnich płyt tej uwielbianej przeze mnie grupy, zarówno „C’mon”, jak i „Drums and Guns”. Prostsze – o ile jeszcze można – a na pewno bardziej stonowane w brzmieniu dzięki produkcji Jeffa Tweedy’ego z Wilco. Oparte na akustycznych barwach. Jak zwykle silne śpiewanymi z zaangażowaniem i skupieniem partiami wokalnymi – tym razem wolę utwory z Mimi Parker na pierwszym planie. Zostańmy w temacie: po pierwszym słuchaniu „znaczki” znalazłyby się przy numerach 3, 6 i 8, 10. Przy drugim zacząłem się zastanawiać, czy szóstki nie zamienić jednak na jedynkę (czyli „Plastic Cup”). A w całości brakuje mi jeszcze przynajmniej jednego takiego szarpnięcia dynamicznego jak niezłe „Just Make It Stop”.
A swoją drogą, slowcore, folk rock, alt country (skoro już mowa była o Wilco) to nie były rejony muzyczne, które miały szczęście do Trójki w dawnych czasach. Nie da się uciec od analizowania tego medium pod kątem każdego ważnego w ostatnich dekadach gatunku.
LOW „The Invisible Way”
Sub Pop 2013
Trzeba posłuchać: „So Blue”, „Plastic Cup”, „Just Make It Stop”. Tego ostatniego posłuchacie tutaj.
Komentarze
🙂 wszystkiego najlepszego za te 50 i wiecej….50 🙂
Wiem, że zabrzmię teraz jak spambot, ale to po prostu… bardzo ciekawa notka! Audycji Kaczkowskiego nigdy specjalnie nie słuchałem, źródłem informacji o muzyce była dla mnie przede wszystkim prasa muzyczna (potem internet) i rzeczy, na które polowałem w sklepach albo u znajomych, ale cieszy mnie częściowe odczarowanie postaci pana Piotra i wprowadzenie nieco szerszego kontekstu.
Zgadzam się, że Pan Piotr Kaczkowski zrobił wiele dobrego. Zgadzam się również, że wiele zarzutów, które pojawiają się pod jego adresem jest wynikiem jego oddanych słuchaczy, którzy w ogóle nie poszukują i czekają ciągle tylko na Tori i Archive…
Mi najbardziej doskwierają jego następcy i pseudonaśladowcy i pewien rodzaj postawy „Jestem z Trójki, wiem co jest dobre, najlepsze, słuchaj mnie albo się nie znasz” Te uberzachwyty nad Męskim Graniem(chyba nie za darmo, a wypowiadane przez dziennikarza, który odmienia tylko Niezależność i Alternatywność przez wszystkie przypadki, zawsze z wielkiej litery) Ta cała kampania, od anteny po fejsbookowe profile, że muszę ubóstwiać nowy album Davida Bowiego. Ton pana Marka, który wyklucza Cię z grona osłuchanych, mimo iż masz przesłuchane całe katalogi znamienitych wytwórni, tylko dlatego, że nie znosisz zespołu TOTO. Trzy wymiary gitary(z doliny Szarloty chyba?) omijające zupełnie to co w gitarowej muzyce ciekawego…I zawsze ten ton „My wiemy najlepiej”…
Nie zmienia to faktu, że wciąż to najlepsza stacja i można znaleźć w niej dużo dobrej treści, ale brakuje im nieco szacunku dla słuchacza.
Rozumiem, że niejako ex post postanowiłeś pokazać Kaczkowskiego w nieco lepszym (jak sądzę, z pkt. widzenia czytelników Twojego bloga) świetle niż wynikałoby z laurki wystawionej przez fanów wdzięcznych za Pink Floyd, Archive itp. Słusznie. Ja sam nigdy go nie słuchałem, w dzieciństwie pewnie pośrednio, przefiltrowanego przez preferencje rodziców. Ale słucham Low i mam wrażenie, że przez sympatię ich nowy album też w zbyt pozytywnym świetle stawiasz. Moim zdaniem w ogóle ta płyta zupełnie im się nie udała http://www.popupmusic.pl/no/39/recenzje/1845/low-the-invisible-way
@ „Ale słucham Low i mam wrażenie, że przez sympatię ich nowy album też w zbyt pozytywnym świetle stawiasz” – w punkt, w punkt. 🙂
Co do Kaczkowskiego – na każdym większym forum muzycznym w tym kraju można znaleźć argumenty pro i kontra, to stały punkt zapalny dyskusji, więc przy okazji rocznicy (która oczywiście wygładza zadry) staram się zachować możliwy dystans.
@PopUp –> Poza tym (ad Low) posłuchałem dziś z rana nowego Hurts i to jest tak zła płyta, że przy Low odpoczywa się potem rewelacyjnie.
Myślę, że gdyby pan Piotr słuchałby więcej elektroniki byłby „polskim Johnem Peelem”.
Jeśli facet jest na antenie pół wieku to należy mu się szacun!
A co do jego gustów muzycznych, to posiada on swoich faworytów jak każdy z nas i stara się wypychać ich do przodu nawet gdy dołują.
Jeśli słuchacze chcą w tym uczestniczyć to świadczy to tylko o słuchaczach, a nie o prowadzącym.
Swoją drogą Pan Kaczkowski jest w stanie równie skutecznie zafascynować prezentowaną muzyką co ją obrzydzić.
O, a mi się nowe Low, tak dla odmiany, strasznie spodobało. Przy „D’n’G” i „C’Mon” męczyła mnie strasznie produkcja, przede wszystkim brakowało mi ciepła w brzmieniu. Owszem, można marudzić, że Sparhawk i Parker nie rozwijają się, a wręcz – cofają w rozwoju. Ja tego marudzenia jednak nie przyjmuję do wiadomości, „The Invisible Way” było dla mnie cudownie kojące przy każdym przesłuchaniu.
Nie wsiąkłem w tą płytę aż tak mocno jak np. w „Trust”, więc tylko 7.5/10.
Za podsumowanie działalności Piotra Kaczkowskiego serdecznie dziękuję.
nie wiem czy nie najlepszy wpis na tym blogu i nie o Kaczkowskiego tu tylko chodzi ani o żadne „podsumowanie jego dzuiałalności”
Ja najbardziej szanuję Kaczkowskiego z tego, że jeszcze w latach zalezało mu robieniu bardzo dobrych audycji autorskich, w których prezentował we fragmentach albo w całości wybrane płyty, odczytywał do tego tłumaczone przez niego teksty, uzupełniał je wierszami znanych poetów czy nawet fragmentami prac filozoficznych. Wszystko to bylo potem powielane m.in. przez Beksińskiego, ale to właśnie Kaczkowski uruchomił we mnie, wchodzącym dopiero w w zycie nastolatku tę miłosć do radia i moje wyidealizowane wyobrażenie na temat audycji radiowych o stricte muzycznym zabarwieniu. Pamiętam jego audycje MINIMAX, gdy miał cyl greckiego alfabetu, w którym puszczane były utwory EINSTUERZENDE NEUBAUTEN, SWANS, SONIC YOUTH czy Lydia LUNCH, umieszczane adekwatnie do poszczególnych liter tegoż alfabetu. Ideał sięgnął bruku, gdy zaprzestał prezentowania tego typu audycji, a na pytanie: „dlaczego”, odpowiedział swego czasu, że „stracił motywacje i zbyt wiele czasu go to kosztowało”. Być może niesprawiedliwie, ale jego „biała flaga” i pójście na łatwiznę od lat 90. bardzo mnie zniechęciła do jego audycji, które niczym się juz różniły (albo w niewielkim stopniu) od pozostałej masówki. Straciłem kompletne zainteresowanie jego osobą, tym bardziej, ze gdy przypadkowo słuchałem prezentowanej przez niego muzyki, kojarzyła się mi ze stęchlizną i mentalną nekrofilią. Kaczkowski – lata 80 – TAK, poźniej – NIE.
korekta do pierwszego zdania „, że jeszcze w latach 80. zalezało mu…”
…ech ! nic dodać już nie muszę , bo gospodarz temat zgrabnie i uczciwie ujął, a SZ uświadomił dlaczego czasami nie daję rady słuchać PR3. Osobiste wspomnienia i refleksje są takie:
– pierwszy raz słyszałem Zepów u pana Piotra, jako dzieciak
– np. Mars Volta – też pierwszy raz usłyszane u PK
– niezwykle miło i ciepło zrobiło mi się w zeszłym roku w Oświęcimiu, kiedy niespodziewanie okazało się , że PK tłumaczy wypowiedzi Petera Gabriela padające ze sceny. Koncert z orkiestrą fantastyczny, a ciepło się przydało, bo było cholernie zimno.
– wyznawcy i pseudonaśladowcy przeważnie są bardziej papiescy niż papież
Niestety, bałwochwalczy stosunek do tego, co nadęte, pompatyczne i „progresywne” (czyt. pretensjonalnie regresywne) trochę zaburzył wizerunek pana Kaczkowskiego, bo z tego, co pamiętam, prezentował on (może właśnie jeszcze w latach 80-tych) dużo fajnej muzyki z kręgów – uprośćmy – nowofalowych, bo awangardowych już chyba nie… W tamtych czasach, kiedy dostęp do płyt był znacznie utrudniony, to była misja.
Ale niestety, to głównie za jego sprawą za największego artystę muzycznego świata ma się w kraju nad Wisłą Rogera Watersa i gdyby to on na urodzinowym koncercie jubilata wybeczał swoim kozim głosem „Sto lat” byłoby to całkiem słuszną pointą…
PS.Swoją drogą, ktoś kojarzy, czy bohater wpisu prezentował np. Can czy Fausta, czy w latach 70-tych szeroką strugą wylewało się jedynie Yes…? 😉 Tak z ciekawości pytam…
Archiwum audycji prowadzonych przez PK
http://search.freefind.com/find.html?id=26953860&pageid=r&mode=ALL&t=s&query=kaczkowski
Dzięki za link, fascynująca lektura (i podróż w czasie).
Tak sobie dzisiaj myślałem, co też Chaciński napisze na temat szacownego jubilata?
Przecież wiadomo że wywodzi się z opozycji do Kaczkowskiego z Brzozowiczem na czele (Stara Machina). Myślałem że to będzie seria żali i pretensji, a tu proszę:
” gospodarz temat zgrabnie i uczciwie ujął” .
Zgadzam się z BCH w 100%. Jestem Panu Piotrowi wdzięczny za Minimax. To tam po raz pierwszy usłyszałem Jesus and Mary Chain, Big Black, Swans czy The Wipers.
@Piotr –> Sprawę ułatwia mi fakt, że mimo paroletniej pracy z Grzegorzem Brzozowiczem (rzeczywiście jednym z liderów tej „opozycji”) nie byłem do końca zaangażowany po żadnej ze stron.
Zgadzam się całkowicie z SZ. Trójka to naprawdę fajna stacja , niestety część redaktorów już niekoniecznie … .Trochę za wysokie mniemanie o sobie , nadęte ego , generalnie „bez kija nie podchodź ” ,.Myślę że nie dotyczy to m.in Piotra Kaczkowskiego który w mojej opinii pozostaje skromnym człowiekiem dla którego muzyka jest najważniejsza (w przeciwieństwie do np. Niedźwieckiego). Pan Piotr zrobił dla polskich słuchaczy wiele dobrego w dość trudnych czasach braku dostępu do płyt – a że był trochę monotematyczny (Yes , Genesis i inne pierdoły ) to przywilej mistrzowski …Owszem zdarzały mu się wpadki ale pamiętajmy że co dla jednego jest przeciętne , dla innych może być nieosiągalne.
gratulacje!
niesamowicie fajny polski prezenter muzyki pop,
cool!
np. wczoraj po południu zagrał po kolei : Budkę Suflera, Siekierę, Preisnera ! i Korowód Grechuty
Nie no ludzie, nie chce wyjść na jakiegoś adwokata, ale stwierdzenia: „Mi najbarakardziej doskwierają jego następcy i pseudonaśladowcy i pewien rodzaj postawy „Jestem z Trójki, wiem co jest dobre, najlepsze, słuchaj mnie albo się nie znasz” , to jest tak naciągane i niesprawiedliwe, że brak słów. Mozna się czepiać Stelmacha za jakieś prywatne podjazdy, brak obiektywizmu, ale przecież taka to właśnie szkoła dziennikarstwa (po Kaczkowskim), przy czym z tego co się orientuję nie jednej młodej kapeli pomógł. Gdzie tu (u pozostałych także) postawa: jestem lepszy bo jestem z trójki? Co w tym złego że radio jest autorskie i skrajnie subiektywne? Kogo dziwi, że stacja promuje płytę, nad którą ma patronat. W ogóle co w tym złego że się w radio promuje płyty? Zawsze można przełączyc na jakieś bezosobowe playlisty nadawane z komputera.
Jeszcze raz zycze panu Piotrowi Kaczkowskiemu kolejnej „50” 🙂
Powiem tylko, ze kazdy prezenter gra z reguly to co lubi. W muzyke niegdys wprowadzal mnie (lata pozne 60) moj starszy brat, owczesny student filozofii UW i prezenterzy radiowi w PRL jak Waschko, Michalski, Bromski, a takze jubilat Kaczkowski juz niewiele dzisiaj mi mowia. Po prostu pamietam ich charakterystyczne glosy. Oczywiscie w latach PRLowskich dostep do wydawnictw plytowych byl bardzo ograniczony io jedynie programy wymienionych radiowcow w jakis sposob wypelnuialy te luke. Pozniej mnie nie bylo juz w Kraju i kolejna moja edukacja to byly koncerty live moich owczesnych idoli, latwyu dostep do plyt, audycji radiowych etc etc.
Nalezy wspommniec w tym miejscu, ze RWE nadawalo wowczas audycje muzyczne, m.in. byla taki blok Rendez-vopus o 6.10, w ktorym byly prezentowane wowczas listy muzyczne z NME, Billboardu i inne ciekawostki. Ale owe stacje byly zagluszane a odbior Radia Luxembourg na fali sredniej byl mierny.
nowe LOW, na dobrą 7+, im prościej, tym lepiej, a ascetyczne brzmienie służy Ich muzyce (Albini, wróć 🙂 )
może ktoś ich ściągnie w końcu na jakąś trasę po Polsce 🙂
Co do redaktora Kaczkowskiego, to najprościej mieć pretensje o to, że w ogóle coś robił, bo gdyby nie robił nic, nie byłoby tematu.
Subiektywność gustu prezentera radiowego jest sprawą tyle oczywistą, że nie sposób z tym dyskutować, a zbieżność gustów DJa i słuchacza w większym lub mniejszym stopniu przechyla szalę sympatii/ uznania… dla Niego i Jego pracy.
Kaczkowski na pewno miał momenty, ej to przecież 50 lat, ale czy wyobrażacie sobie (@Rafał), że od załóżmy końca lat 70 jakiś DJ bez przerwy raczył słuchaczy berlińskim podziemiem i piwnicznym rokiem gotyckim ?
chyba nie jesteśmy tak naiwni, choć w zależności od niszy, którą reprezentujemy – chcielibyśmy, aby było właśnie tak.
Nasze muzyczne preferencje i ich manifestacja (wewnętrzna lub wybebeszona np. na Polifonii) też się zmienia, bo zastanawiamy się czy w latach 70tych prezentował Can i Neu! , a jeszcze 10 lat temu bardziej interesowało nas co prezentuje teraz, albo czy w latach 80 grał Wipers, the Birthday Party (…).
nasze gusta też ewoluują i nie mamy o to do siebie pretensji, bo to naturalne, a fakt czepiania się kogoś, że lubi coś mniej (pomijając coś, lub traktując po macoszemu) niż my – jest niedorzeczne. A z drugiej strony, jeśli nam nie przypada do gustu popozycja prezentera – też traktujemy (?) to diablo poważnie.
Ej, bez jaj!
BTW
Bartku – tekst 10/10
czapki z głów 🙂
@Suseł
Grono fanów muzyki awangardowej , rock -jazzowej zawsze było w Polsce całkiem spore i to nie 10 lat temu tylko i 20 i 25 lat a nawet wtedy w tym czasie gdy ja zaczynałem nie byłem jakiś pionierem . Inna sprawa ze on nigdy nie puszczał awangardy wiec pisanie żeby kolega Rafał lub inni mieli sobie coś wyobrazić „że od załóżmy końca lat 70 jakiś DJ bez przerwy raczył słuchaczy berlińskim podziemiem i piwnicznym rokiem gotyckim” jest bezprzedmiotowe. Piotr Kaczkowski tam prawie nigdy nie był w tym podziemiu wiec nie miał czym nas „raczyć bez przerwy” . Ja słuchałem z przyjemnością jego audycji od 1985-1986 z rzadka zapuszczał sie w rejony typu Tuxedomoon , Can – ale luz nikt normalny nie miał do niego o to chyba pretensji może poza paroma sfrustrowanymi typami z giełdy w Hybrydach. Nie znaczy to ze jego audycje były słabe, wręcz przeciwnie były JAKIEŚ a od awangardy to były była audycje Janiszewskiego , Jopa czy Joanny Grodkowskiej w innym programie . Piotr Kaczkowski nie był i nie jest od wychowywania słuchaczy jak mu się przypisywało często , był i jest od rozrywki i to wychodziło i wychodzi mu całkiem dobrze.
Pink Floyd, Genesis, Yes, ELP, King Crimson, Deep Purple, Black Sabbath, Led Zeppelin itd. Czy to swego czasu była to tragiczna muzyka? A ja pamiętam jak bodajże w 82 roku „uruchomili” na parę godzin zapraszamy do trójki i pan Piotr zagrał „Round About Midnight” Monka. I od tamtej chwili oszalałem w dżezie. Dzięki za tamte czasy.
@ Ty, Grzegorz
o to mi chodzi, że każdy jest od JAKIEJŚ muzyki, dziwi mnie nasze narodowe czepiactwo, dotyczące wszystkiego i każdego.
To, że puszczał TAKĄ, a nie INNĄ muzykę – jako zarzut, chodziło mi o zobrazowanie tej sytuacji…
a malkontenci znajdą się zawsze, taka nasza przypadłość.
ot, co
Kaczkowski wielkim DJem był 🙂
man , gdybys mnie znał wiedziałbys ze jestem ostatnią osobą do tzw. „czepiactwa” – zwłaszca w internecie i zwłaszczana tym blogu, może do „sprawdzam ” juz nie ale to inna sytuacja . W ogole nie powinienem Cie tam podpinac bo to jest tylko konsternujące . Moja uwaga tez miała charakter ogolny . Pozdrawiam serdecznie
nie miałęm zamiaru czepiać się kogokolwiek, a na pewno tych, którzy się czepiają 🙂
czepiałem się jedynie czepiactwa, bez stosowania jakichkolwiek wycieczek osobistych, a jeśli wydźwięk kogokolwiek uraził to przepraszam, i nie będę się czepiał 🙂
@Suseł. Namawiam do uważnego przeczytania tego, co napisałem. To jest oczywiste, że KAŻDA działalność, szczególnie publiczna jest narażona na słowa pochwały, jak i wytykania mniej lub bardziej uzasadnionych pretensji. Po raz kolejny tutaj apeluję – rozmawiajmy mądrze i rozważnie, nie krępujmy się swoich wątpliwosci i słów zachwytu – każdy głos w dyskusji powinien być przez każdego czytelnika mile widziany, by móc zweryfikować, przewartosciowac, uzupełnić czy moze nawet wyrobić sobie własne zdanie… Ktoś kiedyś napisał, ze KACZKOWSKI był polskim PEELEM. Ja bym mógł odpowiedzieć, jaki naród, taki PEEL. PEEL był dziennikarzem/redaktorem muzycznym w pełni tego słowa znaczenia. Prezentował muzykę BEZ wyraźnego piętna osobistych preferencji, znalazły się w jego audycjach przecież REGULARNIE i w miarę zrównowazony sposób grupy, od YAZOO i DEPECHE MODE, po skrajny noise, punk, metal, jazz a nawet muzykę akademicką. Pzrestudiuj sobie line-up audycji KACZKOWSKIEGO (również dziekuje wieskowi za link). Chyba nie trzeba być szerlokiem holmsem, by zobaczyć, ze jednak Kaczkowski miał wyrtaźne skrzywienia dziennikarskiego obiektywizmu. Można oczywiście napisac, ze przecież lata 70. czy 80. wykluczały pluralizm i obfitość w prezentowanej muzyce na gruncie polskim. I to do mnie bardziej przemawia, niz samobóje jakoby „to było zbójeckie prawo prezentera, by puszczac to,co sie lubiło”. Ok, ale dla mnie misja zawodowa takiego dziennikarza jest w tym momencie mocno nadszarpnieta. Nie odmawiam Kaczkowskiemu bardzo dobrych audycji, ale do pewnego czasu, i nie były one zwiazane z publikowaniem nagrań berlińskiego podziemnia czy piwnicznego gotyku”, tylko własbnie z PINK FLOYD i KING CRIMSON m.in, które to grupy wciaż bardzo kocham. m.in. dzięki Kaczkowskiemu.
1. Muzyka ma umilać życie. Jednym czas spędzany w pracy, innym – po pracy. Dla wielu stała się pasją, dla nielicznych – pisanie i mówienie o niej pasją przekutą na sposób na zarabianie na życie.
Dlatego bronię się przed kiełkującym gdzieś we mnie poczuciem wyższości wobec tych, którzy do dziś pozostali w klasie Pana Piotra Kaczkowskiego. Trudno bowiem potępiać kogoś za to, że muzyka w jego życiu znaczy trochę mniej niż w moim, że wystarcza temu komuś swego rodzaju redaktorskie prowadzenie za rękę, ciepły głos, a nawet pozostawanie przez dziesiątki lat w podobnych klimatach.
2. Słusznie zauważają przedmówcy, że nie sposób mówić o „muzyce Kaczkowskiego”. Poza tym, co rozumiemy dziś jako klasykę rocka – szukał. Choćby The Clash na początku lat 80.
3. Kolejne słuszne spostrzeżenie: każdy z nas na miejscu redaktorów robiłby to samo: grał to, co lubi najbardziej. Znajdując grono wyznawców, ale też tych, co raz po raz kręciliby nosem. I zagorzałych przeciwników.
4. Jako facet z rocznika 1962 powiem: o jakiej innej stacji radiowej grającej muzykę tyle by dyskutowano, co o Trójce? Czy nazwiska Gaszyńskiego, Pogranicznego, nawet Waschki rozpalałyby nasze głowy w stopniu choć trochę zbliżonym do osoby Pana Piotra? Nie, po prostu nie.
5. Dobry nauczyciel pokazuje, wskazuje możliwe drogi, potrafi zainteresować, zaciekawić. Sprawić, by najpilniejsi uczniowie odrobiwszy zadanie domowe, zaczęli szukać sami. Historia zna wiele przypadków, gdy uczeń sprzeniewierzył się swojemu mistrzowi. Tyle że bez niego nie zbudowałby w sobie należytych podstaw.
6. I dlatego, a także z metrykalnego lenistwa, z metrykalnego upodobania do kontaktu człowieka z człowiekiem, nie zaś z bezdusznym i bezosobowym medium, jakim jest np. internet, na nic nie zamienię Trójki, nie rzucę kamieniem w żadnego redaktora. I dlatego, sam już niemłody, kłaniam się nisko Panu Piotrowi.
A ja mam strasznie ambiwalentny stosunek do tego co probowal zrobić i tego co dokonal. Jakos szybko przeszlo mi słuchanie jego audycji, które były schematyczne i dość nudnie prowadzone. Fakt, ze w latach 80 dużo zaprezentowal ważnej muzyki i aktualnej (mało kto wie, ale to On pierwszy zagral LPD w radio, Tomek odkryl kropki pare lat pozniej). Z drugiej strony kiedy ja sluchalem Panasonica pierwszych dokonan, czy Ovala, On znecal się nad nowymi pierdami starszych, nic nie mających do zaprezentowania, panow z roznych ‚legendarnych’ zespolow. Wtedy ostatecznie stwierdziłem, ze On nigdy nie będzie Peelem i nawet nie zbliży się, ani nie zblizyl się, do tego poziomu (i to nie dlatego, ze nie gral The Fall – choć to mocny grzech). Pozniejsze jego dokonania, także na rynku składankowym, potwierdzily moje obawy, ze sporo z tego co puszczal, to zwykly przypadek i brak innych plyt na polce i w glowie. Pamietam, jak gadałem z nim po koncercie Yesow w Kongresowej (pamiętasz Bartku spotkanie nasze pierwsze wtedy przed koncertem, był jeszcze Janusz G. z nami?) i odniosłem wtedy wrazenie, ze to twardy beton – niestety.
@Mariusz. Wszystko się zgadza. Z pewnymi uwagami. Wolałbym, żeby każdy pisał za siebie, i takie kategoryzowanie: „KAŻDY z nas na miejscu redaktorów robiłby to samo: grał to, co lubi najbardziej”, jest po prostu bzdurą, co potwierdza już wspomniana już osoba J. PEELA. Ale on, PEEL, był wyjątkiem, ktoś moze powiedzieć. Zgadza się, równajmy więc do lepszych, a nie do przeciętnych. Co do relacji uczeń-nauczyciel… i bardzo dobrze, że uczniowie „sprzeniewierzają się” tym drugim. PLaton powiedział, że miarą sukcesu i wartosci nauczyciela jest to, jak wielu i jak bardzo zbuntuje się mu uczniów. I trzymajmy się tej dobrej zasady.
Bartku,
życzę Ci, abyś ponownie przeczytał ten tekst i zastanowił się nad sobą słuchając „Piechotą do lata”. Bo to – jak sam piszesz – Cię ukształtowało.
Jest mi naprawdę przykro.
Pozdrawiam,
Radzio
Nie odmawiajmy innym prawa do nostalgii, zwykłych ludzkich wzruszeń, do określonych gustów. Na przykład Panapiotrowych, chyba jednak niebylejakich, skoro widać wyraźnie, że tak wielu o nie zawzięcie się spiera. Więc niech nam, dyskutującym, nie zabraknie ani przez moment świadomości, że pochylamy się nad zjawiskiem, nad którym pochylić się warto, bo w większości innych przypadków nie mielibyśmy na to najmniejszej ochoty. I nie miejmy za złe Panu Piotrowi, że jest tylko człowiekiem, także omylnym, nie zaś demiurgiem, półbogiem, herosem władnym uszczęśliwić całą ludzkość.
A kto tu odmawia komukolwiek prawo? Każdy przecież dzieli się swoimi refleksjami. Prawda?
@noithai –> Spotkanie prawdę mówiąc kojarzę bardziej niż sam koncert 🙂 Co do Ovala i Panasonica – ta sfera nigdy nie była mocną stroną Kaczkowskiego, a kto nie śledzi techno, ten z dużą dozą prawdopodobieństwa nie będzie śledził posttechno. Zresztą publiczne radio w ogóle do muzyki tego rodzaju nie miało szczęścia – za to nie można jedynie PK obarczać. A późne fascynacje składankowe – tego już się moim zdaniem nie da wybronić w żaden sposób, nie wchodząc w kwestie metrykalne.
Co do nowej płyty LOW – „The Invisible Way” – można znaleźć tam świetne kompozycje m.in. „Amethyst” czy kapitalne „Clarence White”. Nie jest to może najlepszy album LOW, ale są na tej płycie kompozycje, które nie dają o sobie zapomnieć…
Polecam też sięgnąć po nagrania innego artysty z USA – Williama Ryana Fritcha (a dodatkowo jest już jego nowy soundtrack). Poniżej moje „3 pytania” do Williama:
http://www.nowamuzyka.pl/2013/03/31/3-pytania-william-ryan-fritch/
Pozdrawiam!