2+1, czyli radosny koniec świata
Bawić się czy nie – to częsty dylemat w wypadku muzyki rozrywkowej. Szczególnie kiedy jeszcze chodzi noga, a już łza się w oku kręci. Dużo przebojów zostało zbudowanych na tego rodzaju kontrastach. Ja się na przykład wychowywałem na Dancing with Tears in My Eyes grupy Ultravox, która napisała tę piosenkę zainspirowana dwukrotnie ekranizowaną książką Ostatni brzeg – o Australijczykach czekających na pewną śmierć w wyniku napromieniowania będącego echem wojny nuklearnej na Północy. Idealny obrazek imprezy na zgliszczach świata. I w dość podobne realia zaprasza warszawski producent Tamten na swojej płycie End of That World, której słucham od paru dni, odnajdując nieco podobną sytuację: świat się niby skończył, ale soundsystem ciągle gra. Jest tu i zagrożenie wirusem, i cień zakłady nuklearnej, jest odniesienie do greckiej tragedii, a;e leitmotivem dla tej opowieści – w większości instrumentalnej – są, jak przystało na producenta znanego m.in. z serii The Very Polish Cut-Outs frazy ze starego polskiego przeboju: Requiem dla samej siebie grupy 2 Plus 1.
Okres ten sam co w wypadku Ultravox. W repertuarze 2 Plus 1 dużo jest zresztą fragmentów do ponownego odkrycia, a ten zimnowojenny chłód Requiem… pasuje jak ulał do snutej głównie elektronicznymi środkami opowieści. Właściwie nic nie stało się, mała śmieszna rzecz / Moje ja, najbliższe mi. Andrzej Mogielnicki, jak zawsze dość trudny w interpretacji, jedne z najlepszych tekstów pisał dla Elżbiety Dmoch. I te frazy, słuchane jakby z oddali, zostają w głowie, pogłębiając tylko dość posępny klimat, który kreują tu groove’y rytmiczne, na których tkankę melodyczną budują nierzadko krótkie fragmenty syntetyczne przepuszczone przez efekty, robiące wrażenie nieartykułowanych krzyków, stłumionych upiornych jęków. Nie osuwa się to nigdy w horror, pozostaje na poziomie suspensu, zawieszenia, trochę jak nastroje ostatniego weekendu. Coś się kończy, coś zaczyna, coś zyskujemy, coś tracimy (choćby małą rzecz), a Tamten opisuje nie tyle koniec świata, co jego nieuchronną transformację. Pomagają goście – Freux w dubowej wersji Hollow Body, a także Pejzaż (Bartosz Kruczyński) w długim The Sound of Silence, w którym powolną narrację na tle zwolnionego rytmu rodem z Thrillera przerywa grany na trąbce temat z utworu duetu Simon & Garfunkel. Mroczna nostalgia? Z pewnością. Zestawiona w całość z dużym smakiem.
TAMTEN End of That World, Lucyna 2023
Album Tamtego z duetem MIR łączy na pewno wyobraźnia w tworzeniu partii perkusyjnych i balansowanie tkanki „żywych” brzmień z syntetycznymi. A nowej płyty duetu – tworzonego przez Bartosza Webera (Baaba) i Miłosza Pękala (Kwadrofonik, PKP) – słuchałem już po koncercie tego drugiego z muzyków na tyskim Auksodrone. Niby inne oblicze Pękali, którego sam tam przedstawiałem jako najbardziej wszechstronnego perkusistę w kraju (grywa Xenakisa, ale i Podsiadłę), z drugiej strony – to samo skupienie i perfekcja techniczna. Ten sam handpan nasycający melodyką syntetyczne pejzaże Webera.
W ich współpracy jest ten sam element retro, co u Tamtego, tylko inaczej wykorzystany. Od początku towarzyszą jej odwołania do starej myśli o przyszłości. Na wydanej właśnie drugiej płycie mamy cały cykl utworów inspirowanych Solaris Lema, które zrobiłyby furorę jako ilustracja, choćby i do niedawnego filmu Kuby Mikurdy Solaris, mon amour (dźwiękowo oprawianego świetnie przez środowiskowo bliskiego Marcina Lenarczyka – DJ-a Lenara). U Webera i Pękali ta opowieść utrzymana w duchu dawnych filmów edukacyjnych musi się jednak rozwinąć – daje o sobie znać temperament obu autorów, którzy nie zamkną utworu na jednej pętli rytmicznej. Wszystko się tu więc porusza – niczym w czasach, kiedy startowali Mouse On Mars, ruszała też scena niemieckiego post-rocka z To Rococo Rot na czele, kiedy wreszcie połowa sceny muzycznej zapatrzona była w retrofuturystyczne okładki – i muzykę – Stereolab. Nie chcę nikomu wmawiać, że to także muzyka końca świata. Jest na to zbyt pogodna – pod względem klimatu brzmi jak rewers Tamtego. Trochę jak ostatni poniedziałek przy ostatnim piątku. Ale i płyta II ma w sobie coś z opowieści, które powinny się kojarzyć dobrze, a kojarzą mrocznie. To jak z nazwą grupy i jej rosyjskim źródłem. Miało się kojarzyć z pokojem, a kojarzyło się raczej ze specyficzną wizją porządku. A sam fakt, że po wizję przyszłości ciągle cofamy się dziś do czasów minionych, też jakoś nie poprawia nastroju.
MIR II, Tapes Webala 2023