Strona pierwsza, utwór pierwszy
Płyta nie umiera. Proszę nie wierzyć w to, co piszą, albo przynajmniej się tym za bardzo nie przejmować. To jedyny sensowny sposób organizacji muzyki popularnej, który wymyślono przez ponad sto lat fonografii. Oczywiście piosenka – albo utwór – jest podstawową komórką tejże fonografii, ale nawet miłośnik przyrody, jeśli już coś zbiera, to nie pojedyncze komórki, tylko całe organizmy. Płyta ma nad pojedynczym utworem tak liczne przewagi, że aż głupio mi o nich tutaj przypominać. Ale już zacząłem, więc przypomnę.
1. Oprócz samych utworów, płyta niesie jeszcze w sobie jakąś ich organizację, czasem łączy je w jeden ciąg, czasem tylko proponuje kolejność słuchania, zagospodarowując nam wieczór.
2. Oprócz samego konceptu, płyta niesie jeszcze okładkę, oprawę graficzną, teksty i inne informacje, które czasem autor chciałby nam przekazać – bo muzyką można wyrazić dużo, ale czasem jeszcze trzeba coś dopisać.
3. Oprócz piosenek (utworów), konceptu i grafiki płyta zamyka w sobie czas – jest przedmiotem, który podobnie jak książka w materialnej postaci zbiera nasze doświadczenia, plamy, zabrudzenia, zagniecenia i piasek znad morza. I może się okazać, że za kilkadziesiąt lat sama muzyka nie będzie na nas robić większego wrażenia, ale te ślady użytkowania pozostaną dla nas ważne. Słowem: płyta w swojej materialnej postaci – niczego nie odbierając płytom w cyfrowym formacie, wygodnym i przenośnym – ma w sobie mały bonus w postaci przynależności do kultury materialnej.
Płytami można sobie tapetować mieszkanie, ale można też opowiadać życie, przypominać doświadczenia. Płyty można sobie – jak książki – pożyczać. Można się nimi wzajemnie zarażać, przekonywać, kłócić się o nie, słuchać od dawna w nowych okolicznościach i mimo słuchania sto razy tego samego albumu, nigdy nie słyszeć tego samego.
Ale wystarczy. W końcu to nie będzie blog o nostalgii, tylko o muzyce słuchanej dzień po dniu – czasem na bieżąco z najnowszymi premierami, czasem obok, według osobistego klucza. Moje marzenie dotyczące tego bloga zawiera się w prostym, skromnym zdaniu, a właściwie nawet równoważniku zdania: Jedna płyta dziennie. Co mnie, jako osobie pisującej o muzyce, narzuca pewien plan dnia. A Państwu, jako jego czytelnikom, pozwoli mieć coś nowego do poczytania możliwie często.
Płyty jako temat bloga narzucają też pewien format, pewien poziom konkretu i zwięzłości. Będę tutaj uzupełniał to, co piszę o muzyce gdzie indziej. A przede wszystkim będę się starał, aby nic, co pojawi się dalej, nie było dłuższe niż ten pierwszy wpis.
Komentarze
Nostalgia jednak trochę w tytule notki się zawarła…
Powodzenia! Kilka, w tej chwili cennych dla mnie płyt, przesłuchałam dzięki Pana recenzjom, będę tutaj zaglądać 🙂
wszystko pięknie tylko błagam zmieńcie to zdięcie p Chacińskiego – wygląda jak Terlikowski blee
Wypraszam sobie. To Tomasz P. Terlikowski (z tego, co mi wiadomo, młodszy w tym zestawieniu) przypomina mnie. Niech on zmienia zdjęcie. 😉
No i płyta materialna pozostanie. Płyta cyfrowa czyli wirtualna może zginąć, gdy przeminie na nią moda, gdy się znudzi; po latach jest skazana na zapomnienie.
Pozdrawiam
Janus
Janus, jest mi bardzo miło widzieć Cię wśród czytelników tego bloga.
Pozdrowienia!