Gawlińskiemu wiatr w oczy

Obsesja autora na punkcie sił przyrody sprawia, że ta płyta powinna się nazywać „Wiatr”*. W pierwszym utworze mamy „Tyle dni wieje wiatr”, kolejny zatytułowany jest „Porywisty wiatr” i już cały jest o wietrze. Dwie piosenki dalej znowu wieje: „Przez myśl nie goni już żaden obcy wiatr”. W kolejnej jest o „naturze zła”, która „w sercu mym sieje wiatr”. Dalej w kolejności występują inne zjawiska natury: gwiazdy (w trzech piosenkach), słońce (już tylko w dwóch) oraz pustynia, lód, mgła, deszcz, chmury i grzywy fal. Tematyka w sumie nieobca słuchaczom lidera Wilków. O dziwo, Robertowi Gawlińskiemu jak zwykle udaje się sprawić, że to wszystko uchodzi mu bez jakiegoś okrutnego banału, a to już sztuka. Można też tę płytę pochwalić za spinające ją na dwóch końcach swobodne utwory instrumentalne, w których – jak miło! – artysta przypomina, że jest rockmanem. Szkoda tylko, że w środkowej części, gdzie autor szuka piosenkowych pomysłów, hula wiatr.

ROBERT GAWLIŃSKI „Kalejdoskop”, Pomaton/EMI 2010
5/10

* Wietrzny charakter muzyki RG zauważył ostatnio w swojej recenzji Marcin Staniszewski w dodatku „Kultura” do „Dziennika”. Jego tekst przeczytałem już po napisaniu powyższego (mój na chwilę trafił do autorskiego zamrażalnika), ale cieszę się, że przyszło nam do głowy to samo. W sumie to myślę, że każdemu, kto zacznie słuchać tej płyty, przyjdzie coś takiego do głowy. Tylko autorowi pod tym względem zawsze wiatr w oczy.