Lekkie, ale intensywne
Są momenty na płycie Leggerezza, gdy zilustrowałaby nie tylko alegorie Italo Calvino, ale i rozpływające się zegary Salvadora Dalego. W Sangue do Medusa czy pod koniec Come non fa meraviglia mam nawet wrażenie, że coś niepokojącego i przyjemnego zarazem dzieje się z całą przestrzenią dookoła. Nie to, żebym próbował tego słuchać po jakichś używkach. Nic z tych rzeczy. Powiem więcej: materiału, który nagrali Olga Mysłowska, Michał Pepol i Patryk Zakrocki, zdecydowanie lepiej słuchało mi się rano, gdy byłem rześki i wypoczęty, niż po południu czy wieczorem, kiedy muzyka była może i lekka, ale powieki znacznie cięższe. A mam z tym programem sporo doświadczeń: od emisji koncertu z festiwalu Muzyka Pokoju – Muzyka Wiary, na który całą rzecz zamówił nieodżałowany Miron Zajfert, aż po dzisiejsze wydanie płytowe. Rzecz wyewoluowała z dość enigmatycznego przedsięwzięcia festiwalowego, którego intencji sam w pierwszym momencie nie zrozumiałem, aż po bardziej już wycyzelowaną formułę studyjną, którą mam właśnie przed sobą – płytę z piękną okładką Joanny Karpowicz.
Studio dobrze zrobiło tej muzyce, w której mnóstwo jest ciszy i długich wybrzmień, sporo też nagraniowej precyzji, bo poza głosem Mysłowskiej mamy tu połączenie elektroniki i różnorodnie artykułowanych brzmień instrumentów strunowych. Mam też wrażenie, że Zakrocki – dawno już zafascynowany paramedycznym działaniem muzyki – wnosi tu atmosferę bliską ASMR, a Pepol – cały bagaż doświadczeń z nieszablonowej realizacji albumu Kora Nieskończoność, który mocno przeformatował jego grę na wiolonczeli. Niezależnie więc od tego, że rzecz jest bardzo wrażliwa na moment i nastrój, może też ten nastrój kształtować, a wokalne partie Mysłowskiej – te wnoszą poezję (Quanto poco e mancato) i przenoszą słuchacza w rejony futurystycznej muzyki dawnej (jutro więcej na ten temat przy okazji innej premiery, na pewno na bliskiej półce można by było ustawić Wojciecha Rusina).
Słuchać trzeba tego głośno, nie tylko na wiwat włoskiemu pisarzowi Italo Calvino, który w tym roku świętowałby 100 lat, a którego twórczością jest inspirowana Leggerezza. Choć także ze względu na niego: tytułowa lekkość (rozumiana jako pewna prostota pozwalająca utrzymać radość życia) to także tytuł jednego z esejów z cyklu Wykładów amerykańskich. Ukazały się już po śmierci, więc były swoistym testamentem autora, który nie zdążył napisać szóstego: Zwartość. Płyta na szczęście zwarta jest z całą pewnością.
Delikatną, ale intensywną muzykę tria Mysłowska/Pepol/Zakrocki konfrontuję z intensywną, ale delikatną płytą Singing Warmia Zosi Hołubowskiej. Ta, choć jest dziełem jednej artystki – znanej też z bardziej klubowych brzmień – jako MalaHerba, wydaje się materiałem bardziej spontanicznym, mniej skupionym, wielowątkowym, być może próbującym odtworzyć coś z chaosu wspomnień i skojarzeń, jakie autorka (od dawna działająca bardziej na świecie niż w Polsce) ma z Warmią i rodzinnym Olsztynem. Tematem jest tu niemożliwość nawiązania prostej relacji z miejscem urodzenia, brak źródeł rodzinnych, archiwów, które wypełnić ma – jak się domyślam – ta nieco duchologiczna (używam odpowiednika hauntologii zaproponowanego przez Olgę Drendę) dźwiękowa wizja.
Rzecz jest niezwykle przestrzenna, choć płyta to – jak zakładam – i tak mocne uproszczenie pięciokanałowego koncertu, który powstał na zamówienie Canti Spazalizzati. Największe wrażenie robi ro w rozłożystym jak to drzewo z okładki I don’t know the dialect hard to tell / Nie znam gwary ciężko stwierdzić w centralnej części płyty. Tu mamy rzeczywiście – dokładnie tak jak piszą w mediach zagranicznych – wrażenie pełnej immersji. Elementy tradycji odnoszą nas do jakiegoś ponadregionalnego archetypu. Niby Warmia, ale ten zuniwersalizowany obraz to jakby dalekie echa „helokania” zaimplementowanego w polskiej kulturze ludowej przez zespół Śląsk, a potem podbitego przez Bowiego. Ale słychać tu też (Warmia forever) oryginalnych śpiewaków ludowych – ich nagrania zostały poddane mocnemu przetworzeniu, ale przydałyby się precyzyjne informacje o źródłach nagrań, to ostatnio stała praktyka, o którą słusznie zabiegają pasjonaci takiej ludowej twórczości.
Niemniej jednak Singing Warmia to nie archeologia dźwiękowa, raczej osobista opowieść, nieprecyzyjna, ale wciągająca (o czym świadczy najdobitniej finałowe Lyna Lore / Legenda o Łynie). Po przesłuchaniu całości w Spotify algorytm podpowiadał mi nowe (świetne zresztą), bardzo fabularne Aksak Maboul. I mimo ewidentnych różnic estetycznych sztuczna inteligencja algorytmu wie o duchu tej twórczości więcej niż by się wydawało.
OLGA MYSŁOWSKA, MICHAŁ PEPOL, PATRYK ZAKROCKI Leggerezza, Audio Cave 2023
ZOSIA HOŁUBOWSKA Singing Warmia, Exiles 2023