Ten wpis to czysta przyjemność
Przynajmniej dla mnie. I przynajmniej według badań Diany Tamir i Jasona Mitchella z wydziału psychologii Harvardu, o których świat dowiedział się wiosną, a do których teraz odnosi się Frank Rose w tekście na łamach „The Atlantic”. Otóż dzielenie się ze światem własnymi opiniami na różne tematy pobudza układ nagrody – czy też ośrodek przyjemności – w mózgu. W ogóle przyjemność sprawia nam opowiadanie o sobie. Również przez Internet. Na Twitterze, Facebooku, no i rzecz jasna na blogu. Jeśli dodać do tego płytę, której słuchanie przynosi przyjemność, mamy wpis, który jego autorowi zapewnia niemal euforyczny zastrzyk energii. A mówimy o bardzo miłej płycie.
Właściwie już w tytule „Blood Rushing” rzecz ma przyjemność – bo chodzi o uderzenie krwi do mózgu i, sądząc po klimacie całości, raczej ma przyjemne niż nieprzyjemne źródła. Amerykanka Josephine Foster, autorka płyty, publikuje ostatnio bardzo przyjemne nowe piosenki, w dodatku z dużą częstotliwością. W tym roku ma już jeden album na koncie – płytę z The Victor Herrero Band, zespołem swojego męża, hiszpańskiego gitarzysty, z którym mieszka na emigracji – w Kadyksie. Dwie płyty nagrane z tą grupą mają specyficzny charakter, odnoszą się do hiszpańskiego folkloru, flamenco, przypominają pieśni Federico Garcii Lorki. „Blood Rushing”, chociaż też gra tu Herrero, wydobywający kapitalne glissanda z elektrycznej gitary, to kontynuacja jej solowych działań.
To również kolejny ambitny pomysł charakterystyczny dla wokalistki zawieszonej pomiędzy światem muzyki klasycznej i folku. Wstęp do serii określanej przez nią mianem „filmowej opery”. Cały czas próbuje nawiązywać w jakiś sposób do muzyki klasycznej, do której wykonywania się kształciła – ma za sobą płytę poświęconą niemieckiej pieśni romantycznej. W niedawnym wywiadzie dla „The Wire” zdradzała, dlaczego skończyła się jej kariera śpiewaczki operowej. Miała głos między sopranem a mezzosopranem. „Coś jak numer buta między 7 a 8” – skonstatowała. W praktyce podobno też jest z tym tak jak z trudnością w znalezieniu nietypowego rozmiaru butów na półce – mało ról do wyboru.
W muzyce klasycznej (np. u Haendla) fascynowały ją przebijające się do utworów motywy ludowe. Stąd może tak łatwo przyszło jej śpiewać, a potem także pisać folk. „Blood Rushing” to wyłącznie jej własne kompozycje i teksty. Śpiewane są z dużą elastycznością – czasem słyszymy echa klasycznego treningu wokalnego, czasem najlepsze wzorce piosenki folkowej, z Joni Mitchell na czele. Trudno ten styl zestawiać wprost ze współczesnym freak folkiem, Foster działa gdzieś na jego obrzeżach, ale gdyby się uprzeć, najbliżej byłoby do Devendry Banharta. Tyle że muzycznie bardziej uporządkowanego – akompaniament na „Blood Rushing” robi bowiem olbrzymie wrażenie. Drugim po gitarze Herrero charakterystycznym aspektem brzmienia są tu hinduskie skrzypce Heather Trost, którą znamy z A Hawk And A Hacksaw. I jeszcze nie przeciążające dźwiękowo zwiewnych piosenek bębny z Nowego Meksyku, na których gra Ben Trimble (Fly Golden Eagle).
„Child Of God” to jedna z lepszych piosenek, jakie słyszałem w tym roku. Całość – króciutka, 35-minutowa – to chyba najbardziej przebojowy, a może po prostu najładniejszy album tej artystki. Jest w nim jakiś dopaminowy ładunek, świetnie kontrolowany, a jednocześnie swobodny śpiew Foster zbiera to, co najlepsze w obu poznanych przez nią światach i działa na zmysł słuchu jak pieszczota. No bo oczywiście tam, gdzie kończy się moja autorska przyjemność opisywania własnych sądów i emocji, prawdziwe zadanie dopiero się zaczyna – jak sprawić przyjemność czytelnikowi, który później będzie to czytał? I czy tekst pisany takie rzeczy jeszcze w ogóle potrafi zdziałać? Najbezpieczniej więc tak dobrać temat, muzykę, żeby pobudzała stosowne ośrodki sama z siebie. Wtedy tytułu takiego wpisu nie będę musiał odnosić wyłącznie do siebie.
JOSEPHINE FOSTER „Blood Rushing”
Fire 2012
8/10
Trzeba posłuchać: „Child of God”, „Waterfall”, „Blood Rushing”
Komentarze
Zapomniany rulon-afisz
_________________________
Ten wpis szanownego Gospodarza przypomnial mi wlasnie koncert przed trzema laty Josephine FROST i Victora HERRERO w sali wystawowej Konsthallen w Göteborgu (fri entré) i wydany afisz, na ktorym oboje sa jak stylizowani astronauci w przestworzach rozgwiezdzonych niczym z metafor lorkowskich – obie postacie splatane korzeniami.
Jospehine Foster byla tutaj poprzednia dwukrotnie. Wystapila m.in. w muzycznej serii w szw.TV „This is our music”. Czesto nazywana jest „the new first lady of folk”. Jay Babcock w czasopismie Arthur Magazine pisal „she is a Grace Slick for the 21st Century – and thats all grace, no slick ” W jej muzyce mozna slyszec Jefferson Airplane (stad Grace Slick), Quicksilver Messenger Service czy tez Joan Baez-
Victor Herrero byl m.in. statysta w belgijskim kult filmie „Farinelli” (1994) – niegdys byl chorzysta u benedyktynow. Ale chyba najbardziej zznany w Hiszpanii z kapeli psychorockowej „Cicely”
http://www.youtube.com/watch?v=5lj7ID5a0YU (Josephine Foster)
To tyle,
pozdrawiam ozzy
PS muzyka Foster/Herrero tak wspolgra z dzisiejszym swietem Yom Kippur
Witam. Tym razem, będzie krótko i na temat. Jeśli chodzi o kobiecy głos – obecnie jeden z najlepszych, a płyta w całości trzyma bardzo wysoki poziom i zdecydowanie jedna z płyt roku 🙂
errata:
mialo byc z poczatku Josephine FOSTER a nie FROST …mea maxima culpa (zawsze ten Sir David Paradine Frost 🙂 )
Między wierszami tego milutkiego wpisu da się odczuć się o wiele większy entuzjazm, z jakim odnosi się gospodarz do tej płyty (czy też Józefiny), niż to wynika z samej treści. Pośród zgrabnie ulepionych zdań o przygodach i dokonaniach artystki, ten umiejętnie skrywany entuzjazm czuć. A pomiędzy wierszami o uroczej zawartości płyty jest go najwięcej. Gości nieomal oficjalnie. Dlatego wszystkim radzę. Czytajcie recenzje pomiędzy wierszami, a dowiecie się najwięcej. Tylko „osiem”? Co tak ostrożnie?
mysle, ze porownanie z Banhartem jest jak najbardziej sluszne. Foster odchodzi od amerykaskiego country, blizej jej do hiszpanskich, a wlasciwie cyganskich korzeni meza. I ta cyganeria laczy ja z Devendra. ale czy na tej plycie jest muzyka klasyczna? wokalizy zdradzaja klasyczne wyksztalcenie, ale to chyba wszystko.
tak czy siak swietna plyta. ciekawe czy Joanna Newsom nas czyms nowym zaskoczy?
Rewelacyjna muzyka. Dzięki!
Nie słyszałem całej płyty , ale Child of God to świetna piosenka. Trochę mi przypomina Proud Mary – Creedence Clearwater Revival, tylko nagrywane po kaktusach w domu Banharta. Pozdrawiam!
mam trochę zaległości muzycznych, już nie nadążam, tak jak dawniej, ale czytam tego bloga oraz opinie o płytach. nawet jeżeli coś nie podchodzi pod mój gust, widać, że Bartek ma po prostu pasję. dlatego: wiarygodność.
tymczasem psychodelii PL ciąg dalszy:
http://natemat.pl/28835,bebech-zalozyciel-planu-b-i-placu-zabaw-o-prowadzeniu-klubow-w-warszawie-pani-z-urzedu-nazwala-mnie-rozrabiaka
no, nareszcie konczy sie sezon ogorkowy 😉
@soski:
no, lepszej reklamy to chyba sobie raczej trudno wyobrazic 😉
hm, „lepsza reklame” ?
Jak na wpis p-isany jedynie dla przyjemności wyszło nieźle 🙂