Nic wam to nie powie [zapasy na drogę, vol. 3]
Zakup impulsowy. Prawdopodobnie każdy fan muzyki na nośnikach zna to zjawisko. Ja między innymi ze względu na jego istnienie nie chodzę już na targi i giełdy winyli (które poza tym są fantastycznym wynalazkiem). Na płyty wydaję dużo, ale sytuacja, gdy już coś kupuję, niebywale łatwo eskaluje do kolejnych zakupów. Internetu to także dotyczy – ostatnio impuls do kupowania pojawia się wtedy, gdy opłata za przesyłkę jest tak znaczącą częścią kwoty, że aby obniżyć cenę pojedynczej płyty, najprościej dokupić coś jeszcze. W ten sposób stałem się posiadaczem niejednego albumu, a ten tegoroczny – Chameleon zespołu Tony’ego Lavorgni – budzi od paru tygodni moje najgłębsze zdziwienie. Bo nazwisko amerykańskiego klarnecisty i saksofonisty z dużym prawdopodobieństwem niczego wam nie powie, ale płyty warto posłuchać.
Lavorgna to muzyk, który uczył się jazzu na muzyce Charliego Parkera – w sposób dość oczywisty – i do dziś gra bebop, ba, ma nawet na koncie komiksową autobiografię zatytułowaną Bebopman. Ale chyba od zawsze, a na pewno teraz gra w drugim szeregu – nie inaczej było na początku lat 80., choć kwartet z Davidem Thomasem na Hammondzie, Mikiem Parkinsonem (trąbka) i Billem Hillem (perkusja) był znakomity. Organy perfekcyjnie zastępowały bas, a w najlepszych momentach Thomas był drugim filarem grupy. Albumu Chameleon, nagranego na początku lat 80. i wydanego w wąskim obiegu, wtedy jeszcze tylko na winylu, słuchałem z ciekawością dla niezłej wersji utworu tytułowego z repertuaru Herbiego Hancocka. Przynosi zresztą momentami oczywisty (Take the „A” Train, Georgia On My Mind) zestaw przyzwoicie granych standardów. Odpadłem dopiero przy The World Is a Ghetto – klasyku grupy War sprzed prawie pół wieku. Dało się mianowicie – przy zachowaniu rozmachu oryginalnej kompozycji – odrzeć utwór z wokalu, ale nie pozbawić go przekazu, dało się też zrobić z niego utwór stricte jazzowy, łącząc funkową motorykę i naleciałości rytmiki latynoamerykańskiej. Ta jazzowa wersja jest w istocie bardziej zwarta, a nawet bardziej muskularna niż oryginał.
Dokonałem więc impulsowej transakcji, opierając swoją fascynację albumem na jednym, choć najdłuższym na płycie, utworze. Czy dziś zadziałałbym podobnie? Przez większą część tej płyty odpowiem wam jasno i stanowczo: nie. Ale pozwólcie, żeby doszła do finałowej kompozycji War, a pewnie znowu zrobiłbym to samo.
TONY LAVORGNA and the ST. THOMAS JAZZ QUARTET Chameleon, Jazz Room 2022 (oryg. Antelope Records 1982)