Płyta, którą dziś polecam
Wiem – tak mógłby się nazywać praktycznie każdy wpis na Polifonii. Co jakiś czas dostaję pytanie: co tam ciekawego polecasz do posłuchania? Albo zostaję włączony w jakiś społecznościowy łańcuszek poleceń. Z reguły wklejam wtedy w odpowiedzi adres bloga, bo przecież po to robię to tutaj, żeby gdzie indziej się już tym nie zajmować. Przez ostatnich kilka dni zresztą odpoczywałem od bloga, pracując jako konferansjer na festiwalu Auksodrone (pozdrowienia dla zespołu festiwalowego, artystów i publiczności w tyskiej Mediatece), ale zarazem gdy przez te dni znalazłem chwilę, by z kolei odpocząć od festiwalu, słuchałem jednego nowego albumu. I teraz mnie tknęło, że przecież muszę go polecić. Nawet wiem jak: korzystając z zainteresowań moich czytelników Nickiem Cave’em, Swans czy The Necks. Bo mniej więcej w te rejony przenosi nas supergrupa o niepozornie banalnej okładce i niepozornie banalnej nazwie: Springtime.
Rzecz jest tak potwornie niedowartościowana, że aż człowieka chwyta strach: może po tych wszystkich kątach pozostaje aż tak dużo znakomitej muzyki? Z drugiej strony rzecz ma też na marketing na poziomie zero, albo i poniżej zera – mniej więcej jak wszystko, czego dotknie grający tu Chris Abrahams (stąd to skojarzenie z The Necks), australijski pianista wyznający antystyl i antymarketing, za to pełne skupienie w muzyce. Nieco wyżej w kategoriach hajpu ulokować się da Jima White’a, świetnego perkusistę duetu Xylouris White (a wcześniej fenomenalnego Dirty Three, do którego rozwichrzonej estetyki podobieństw mamy tu więcej). Najwyżej pewnie trzeciego Australijczyka, Garetha Liddiarda (Tropical Fuck Storm) – zresztą jedynego na pokładzie, który jest tu młodszy ode mnie. Jego sposób śpiewania i swobodna, dość brudna i bardzo ekspresyjna akordowa gra na gitarze wpisują się w ideę tego składu idealnie.
Razem dalej marketingowo nie ułatwiają sobie życia, wymachując hasłem „free jazzu”. W tej sytuacji to i lata upłyną pewnie, zanim minie pierwszy strach i ich muzyka trafi pod strzechy, podczas gdy mogli przecież zacząć wymachiwać tradycją australijskiego rocka i przekierować ludzi w stronę twórczości popularnego Nicka Cave’a, do którego realnie zbliżają się w The Viaduct Love Suicide czy w znakomitym The Island. Kawałku, jakiego Cave nie nagrałby dziś, bo nie ma wystarczająco mocnego składu. Podobnie zresztą z The Killing of the Village Idiot, które kojarzy się już z jakimś awangardowym gestem w stylu niemal Scott Walkera. O jakości zespołowego grania świadczy obecny tu cover West Palm Beach Bonniego ‚Prince’a’ Billy’ego nagrany na żywo (przy okazji: jest już data duetowego albumu BPB z Callahanem – 10 grudnia). To zresztą ten utwór, który mnie tu przyciągnął w sobotę: I love this shit – napisał David Yow z Jesus Lizard w opisie materiału. Tak wygląda zresztą cały łańcuch poleceń – ktoś polecił to mnie, ja polecam innym. Materiału na łatwy hit bym w tym nie widział, ale jeśli klucz poleceń podziała, w najgorszym razie będzie z tego kultowy album za kilkanaście lat.
SPRINGTIME Springtime, Joyful Noise 2021
Komentarze
Gareth Liddiard i jego projekty to obok HTRK prawdopodobnie najlepsza rzecz, jaka przydarzyła się australijskiej muzyce od czasów nieodżałowanego Rowlanda S. Howarda. Oprócz wspomnianych w notce Springtime i Tropical Fuck Storm jest jeszcze nieistniejąca już grupa The Drones.
słuchając „The Viaduct Love Suicide” z miejsca wróciła do mnie ta „niepozornie banalna okładka i niepozornie banalna nazwa”. zrodziło się też z miejsca zainteresowanie tą historią, i kto ją tak słowami opisał. pa pa m
HTRK ( Hate Rock) wydali właśnie nowy album ,,Rhinestones” , który ukazał się niezauważony 17 września . Piosenki utrzymane w folk-noir stylistyce idealnie dopasowują się w jesienną aurę.
https://htrk.bandcamp.com/album/rhinestones
może z innej beczki ale polecam tą płytę
https://www.youtube.com/watch?v=PU6nlSw48i0&list=OLAK5uy_mBURlhr778qw0P09cliiZnQ2FJVkq41tI
Sorry- nowy album HTRK ukazał się w październiku 17 – tego
winiak25- wysłuchałem ten kawałek i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. To bardzo liryczny utwór i jestem ciekaw, czy cały album trzyma ten poziom. Dzięki za to.
Ciekaw jestem na nowy album Jon Hopkins’a ,,Music for psychedelic therapy”.
Artysta serwuje nam soundtrack do terapii, która ma wspomagać osobom, które mają problemy na tle ( jak nazwa wskazuje) psychicznym, opartym na własnych doświadczeniach i eksperymentowaniu ze środkami odurzającymi (np. z owianą legendą ,ale kontrowersyjną rośliną ayahuasca) oraz medytacjami. Celem muzyka jest poszerzanie świadomości, bazującej na kontrolowanym dozowaniu tych dragów.
Eksperyment, który ze strony prawnej prawdopodobnie nie doczeka się legalizacji.
https://www.youtube.com/watch?v=3G4kCi_ldr8
„płyta z innej beczki” – cała liryczna, i inspirująca. znam pewnego liryka 🙂 który przy niej nie dalej niż wczoraj napisał wierszyk okolicznościowy (ale na zaś, nie na dziś) 🙂 – „słoneczniczek zwyczajny”. pa pa m
Jon Hopkins – jej album już jest dostępny 🙂
https://www.youtube.com/playlist?list=PL4n1qks1qeAlu1AKMmUalIR3SX9_dlNPg
ale ja polecam rower i
https://www.youtube.com/watch?v=qDY9aoHyWpM&list=OLAK5uy_lQIZigmDHOLI-DtotXCG_TM9mb0XWB028&index=1
… a dla liryka
https://www.youtube.com/watch?v=m84kbI7eYv0&list=OLAK5uy_kqMAoUHiGRK7BZ29n22n6SDhTgyPWLH4E
@rufus swell: „Rhinestones” HTRK to zdecydowanie premiera wrześniowa, w tamtym miesiącu nawet coś o tym pisałem w komentarzach. Według mnie niestety obniżenie lotów po świetnej płycie „Venus in Leo” i rewelacyjnej „Psychic 9-5 Club”.