To masło uformowało…
…to wspaniałe ciało – chciałoby się strawestować hasło z koszulek, które w sezonie piwnym widuję co i rusz. Po pierwsze, ciało Johna Lydona zostało uformowane w nieco inny sposób niż na przykład tors Iggy’ego Popa, ale brytyjski wokalista nie ma szczególnych problemów z wystawianiem go na widok publiczny, o czym świadczy moje ulubione zdjęcie z prac nad nowym albumem Public Image Ltd. (uwaga, są dwie klatki!) Po drugie, dobrze wiemy, że pierwszą od dwudziestu lat płytę PIL przyniosło nam właśnie masło.
Być może są tacy, którzy nie widzieli jeszcze reklamy, w której cztery lata temu zagrał niegdysiejszy Johnny Rotten. Jest to filmik polecający brytyjskie masło Country Life i wygląda tak:
A teraz oklaski dla masła. Nie dość, że jest lepsze od margaryny (zawsze popierałem to stanowisko), to jeszcze 5 milionów funtów wydało na uczynienie ambasadora marki z Johna Lydona, dzięki czemu – o czym śmiało mówią panowie z PIL – nagrana i wydana została nowa płyta mistrzów nowej fali. podchodziłem do niej jak pies do jeża, szczególnie zniechęcając się nieobecnością Jah Wobble’a i narzekając na niedobór dubowych wątków. I muszę w tym przyznać, że ogromnie się myliłem. W zespole wszystko pracuje jak należy. Bez euforii i bez nowych odkryć (zaskakujące brzmienie ma chyba tylko opart na elektronicznych brzmieniach „Lollipop Opera”), bo to dobrze znana stylistyka, dalej gdzieś na tropach Can („Out of the Woods”), może lekko tylko uspokojona, wygładzona i wzbogacona o dużo bardziej staranne, czy też zwyczajnie lepsze partie wokalne. „To nie może być on! ten wokalista śpiewa!” – zakrzyknęła moja żona, gdy poinformowałem ją, że słucha Lydona. Sam byłem zaskoczony, mimo że parę miesięcy wcześniej oboje widzieliśmy zespół na Off Festivalu (całkiem niezły występ, w tym roku grają znów w Polsce – na warszawskim Bemowie w lipcu).
Biorąc pod uwagę, ile pułapek czekało na powracającą grupę PIL, ta płyta jest bardzo satysfakcjonująca. Tylko okładka, jak na mocną zawsze i koncepcyjną stylistykę PIL, sprawiła mi duży i bolesny zawód.
A co do formowania: zawsze byłem zwolennikiem masła w sporze z margaryną (zaraz, zaraz, czy ja już tego dziś nie pisałem? ten cholesterol…), teraz mam jeszcze dodatkowy argument: masło dobrze wpływa na emisję głosu. Niektórzy mówią wprawdzie, że źle wpływa na pamięć, ale w życiu dobrze jest czasem zapomnieć – na przykład puścić w niepamięć głupie i bezsensowne wybryki jakiegoś ciekawego muzyka.
PUBLIC IMAGE LTD. „This Is PiL”
PiL Official 2012
7/10
Trzeba posłuchać: „Out of the Woods”, „One Drop”, „Deeper Water”.
Komentarze
PiL jest bardzo rare. To wyczyn nagrac cos takiego w 2012. Momentami brakuje mi glosu Peter’a Murphy’ego. To jest troche tak – jak my patrzymy na Johna Lydona, to Brytyjczycy tak patrza na polskie stadiony 😀 Swiadomie tu przejaskrawie – John Lydon dla Brytyjczykow jest jak Czerwone Gitary dla Polakow 😀 Sluchalem PiL w latach osiemdziesiatych, dla mnie wtedy bylo za fancy. Ta plyta to wielka przyjemnosc. Dla koneserow rare’owego brzmienia polecam jeszcze Standing At The Sky’s Edge by Richard Hawley.
Płyta jest świetna, wręcz nie mogę się od niej oderwać! Po tylu latach wciąż Lyndon brzmi, dziękuję za tą recenzję 🙂
PIL się zestarzało bardzo…