Narkotyczne harmoniczne
Obrodziło w winylowe reedycje Talk Talk. Najpierw wydawnictwa Ba Da Bing, teraz dwie płyty wydane na nowo, i to świetnie, przez EMI. Słuchałem sobie wczoraj „Spirit of Eden”, szukając w głowie przełożenia tamtych pomysłów na współczesność. A potem nowej płyty Amerykanina o nazwisku Duane Pitre – i nawet w tej transowej, eksperymentalnej muzyce tworzonej z wykorzystaniem najnowszych środków technologii, znalazłem coś bliskiego wychodzącym z rocka eksperymentom Hollisa. Te piękne flażolety gitarowe, ten pozorny chaos, w gruncie rzeczy świetnie poukładany… Tyle że o ile Hollis rozpisywał utwory na „żywe” instrumenty, Pitre częściowo korzysta z komputerów. No i piosenek tu brak.
Wiem, że powinienem Duane’a Pitre zestawiać raczej z La Monte Youngiem i jego muzyczną okolicą. W dodatku dużo starszą. Albo z kolegami z wytwórni Important Records, choćby Barn Owl czy Ellen Fullman. Ale to silniejsze ode mnie. Kiedy raz uderzy cię w głowę stempel Hollisa, ślad zostanie na długi czas.
Tak czy owak, Pitre jest wart oddzielnego wpisu. Były deskorolkowiec na scenie eksperymentalnej, z koncepcjami kontrolowanego chaosu (na nowej płycie tworzy struktury losowo reprodukujące dźwięki – np. gitarowe harmoniczne – w programie Max/MSP, a potem dodaje do tego żywy skład), mający świetne grono współpracowników, a zarazem wciąż mało znany. Znam jego płytę „Origin” (2010) mieszczącą się śmiało w nurcie minimalizmu z okolic LMY, momentami odrobinę nużącą, oraz kapitalny album nagrany z Pilotram Ensemble „Organized Pitches Reccurring in Time” – dwie ponaddwudziestominutowe (przynajmniej mamy w polszczyźnie słowo, które oddaje ten czas trwania!) kompozycje zbudowane na jednym akordzie każda. Czyli punk zostaje w pobitym polu – cała płyta na dwóch akordach. W dodatku bardzo wciągające.
„Feel Free” – pięcioczęściowa kompozycja, która istnieje w trzech wersjach: jako sekstet, utwór solowy lub instalacja dźwiękowa – to moim zdaniem przełom dla Pitre’ego. Utwór, którego – podobnie jak Hollisa – można słuchać bez przygotowania i pokochać, a zarazem można go studiować minuta po minucie i za każdym razem odkrywać coś nowego. W wersji płytowej dostępny teraz jako sekstet na elektronikę, skrzypce, cymbały, harfę, wiolonczelę i kontrabas. Jest też wersja instalacyjna – dostępna na specjalnej płycie dzielonej przez artystę z Eleh. Fragment „Feel Free” w wersji albumowej graliśmy w HCH, dzisiaj do całej reszty będę próbował przekonać słuchaczy dwójkowego Nokturnu w okolicach 23.00. Ale uwaga, bo te składowe harmoniczne mogą być narkotyczne.
A okładkę ktoś już uznał za idealny wzór swetra.
DUANE PITRE „Feel Free”
Important 2012
8/10
Trzeba posłuchać: sekcje od 3 do 5.
Komentarze
Album poznałem w HCH (przekonałem się po jednej kompozycji) , a gdy już był czwartkowy Nokturn, to czekałem na zamówiony album:-) Materiał, który wciąga swoja aurą i formą (wykonaniem) od pierwszych sekund. Myślę, że słowa i myśli Gilles Deleuze i Félixa Guattari na temat minimalizmu, doskonale wyrażą moje odczucia co do tej płyty: „dzieło sztuki musi zaznaczyć sekundy, dziesiętne i setne sekundy”. Ten album uwalnia czas. A na koniec słowa Tom’a Johnson’a (na temat minimalizmu)… „Wysokości i rytmy zmieniają się minimalnie, bez przerwy coś się pojawia, a coś znika. To bardzo drobne zmiany, a jeśli potrafimy się do nich dostroić, mogą nas całkowicie zaabsorbować”. Muzyka Duane Pitre jest „odbiciem” i potwierdzeniem słów Johnson’a.
PS. Kto nie słucha HCH ten wiele traci, a podejrzewam, że mógłby się przekonać jeszcze do wielu innych wspaniałych płyt , tak jak w moim przypadku, w ciągu ostatnich paru lat 🙂 .