Czy można bezczelnie grać to samo, co inni już grali?
Krótsza i bardziej naiwna odpowiedź na tytułowe pytanie to popularny już mem z cytatem z Krzysztofa Bosaka: Można. Gdyby to było złe, Bóg by inaczej świat stworzył. Odpowiedź dłuższa i bardziej skomplikowana brzmi: Owszem, tylko trzeba się bardziej postarać. Trzeba konwencję poznać na wylot, rozłożyć ją na części jak żołnierz swój karabin, naoliwić, czasem może nawet wymienić jakąś część – ale nie na tańszy zamiennik, tylko na odrestaurowany model z epoki. W muzyce Craven Faults nie ma nic z Bosaka – poza może pewną domieszką ostentacyjnego retro – ale doskonale odświeża kilka ścieżek minimalistycznej twórczości syntezatorowej i zarazem progresywnej elektroniki. W zgrabnie zmontowanym zestawie spotykają się głównie niemieccy bohaterowie – Manuel Göttsching, Klaus Schulze i Michael Rother. I brzmią jak w latach 70. Choć akcja dzieje się współcześnie i w północnej Anglii.
Powyższy film świadczy o tym, że najlepiej wśród muzycznej braci na covidowej sytuacji wyszli samotnicy mieszkający z szafami synetzatorów modularnych. Mogli wysyłać w świat filmiki z kamerki ustawionej w mrugających diodami kawalerek, w których kable ciągną się jak makaron, nie ma gdzie podłączyć czajnika z wodą, zresztą ciągi gniazd i pokręteł dawno zastąpiły kuchnię. Ale filmik to tylko przygrywka przed destylatem tych działań, który znajdziemy w 37 minutach trzech utworów zebranych na Enclosures.
Najbardziej przebojowy w zestawie Doubler Stones, który w pojedynkę przekonał mnie do zakupu całości, to kwintesencja syntezatorowej elegancji. 10-minutowy utwór wykrzesany z krótkiego, banalnego motywu melodycznego, który jednak, poddawany klasycznym transformacjom i modulacjom pozwala skonstruować całkiem poważną formę. Hard Level Force to już raczej elektroniczna forma przyczajenia się w angielskiej mgle, rzecz pewnie najmocniej oddalająca się od historycznych wzorców, ale też mniej intensywna. A końcowy Weets Gate to już coś jak soundtrack ze Stranger Things rozwałkowany w formę, która nie jest tylko filmowym szkicem tematu. Ma może podobny klimat, ale jej dramaturgia pozwala ruszyć się z miejsca. Autor jako serce swojego systemu wykorzystuje szafowy system modularny firmy Moog, mając też słabość do organów Farfisa i starych maszyn perkusyjnych. Każdy element całości ma idealne brzmienie, a forma ociosana jest ze zbędnych dodatków. Najkrótsza odpowiedź na pytanie, czy kupować, zabrzmi więc jeszcze krócej niż te dwie początkowe: jak najbardziej, można.
CRAVEN FAULTS Enclosures, The Leaf Label 2020, 7/10
Komentarze
Z innej beczki, choć niezupełnie nie w temacie: dzisiaj moment, na który czeka się już chyba bardziej niż na Gwiazdkę – podsumowanie roku na Spotify. Zasada „pokaż mi czego słuchasz, a powiem Ci kim jesteś” staje się bardziej aktualna niż kiedykolwiek. A o nasze wybory muzyczne warto się zatroszczyć, skoro nawet Tinder połączył się ze Spotify. Trzymajcie się tam w tej rzeczywistości 4.0 🙂
Najlepsze piosenki i najlepsze płyty dekady please. Top tych czasów, dla lepszej orientacji w terenie muzycznym:)