Ta muzyka jakaś taka… aktualna?
Dla tych wszystkich, którzy obrażają się na aktualności w muzyce (a są tacy, o czym świadczą pojedyncze komentarze na tym blogu): jest Bach, jest Mozart – tam się dużo nie zmieni. Na to, co się w tej sferze dzieje na bieżąco, dobre określenie mają Francuzi: musiques actuelles. Właściwie to ukuli je pracowici francuscy urzędnicy od kultury, których było pod koniec lat 90. tylu, że musieli się jakoś podzielić sferami, żeby się o siebie nie potykać. No i wyszło, że po jednej stronie muzyka dawna i klasyczna, a po drugiej – te dziwne „muzyki aktualne”, właściwie obejmujące wszelkie amplifikowane gatunki, od jazzu, przez hip-hop i piosenkę, po black metal. Ale wszystkie tworzone też przez ludzi, którzy chodzą po tej samej ulicy, po której my chodzimy, więc jak coś piszą, to prawdopodobnie chłoną te same inspiracje. Są jednak momenty, kiedy rzeczywistość nieco przyspiesza – i kiedy coś podobnego przeżywa bardzo szeroka grupa ludzi. I wtedy, jak pod koniec lat 60. w Ameryce, albo na przełomie lat 80. i 90. u nas (co tak dobrze opowiedział w swojej książce Rafał Księżyk), nagle wszystko robi się jakieś inne, źródła inspiracji stają się oczywiste. W takich chwilach, mam wrażenie, CAŁA muzyka robi się rzeczywiście trochę bardziej aktualna. Tak jest niewątpliwie w roku 2020.
Z całą pewnością do muzyki bardzo aktualnej zaliczyć można album nowej formacji Nanga zatytułowany Cisza w bloku. Ukazuje się jutro, więc i ja chciałem być na czasie. Twórców w dużej części znamy nieźle – Macieja Dzierżanowskiego i Filipa Różańskiego z Lao Che, a Magdę Dubrowską z Gangu Śródmieście i Utrata Składu. Inspiracje też wydają się czytelne, choć bardzo wymieszane, rozpięte w wielokącie, którego wierzchołkami byłyby warszawski rap i ragga (Vavamuffin, Transmisja), działania ich dotychczasowych macierzystych składów (z poprawką na więcej klubowych wątków), ale też Doroty Masłowskiej, będącej u nas ważnym punktem odniesienia, pod nieobecność dużych raperskich wzorców i karier kobiecych w naszej ojczyźnie. Co naturalne, wpływowi goście (Barbara Wrońska) też ciągną to w swoją stronę. Wyszedł album mocno skupiony na miejskiej liryce, kobiecej perspektywie, zadumie nad światem, trochę mniej skoncentrowany muzycznie, pod tym względem raczej luźny i otwarty, z lekkim konserwatyzmem, nieprzesłaniający przesłania. To z całą pewnością nie awangarda rapowych beatów. Z potencjałem do zebrania wokół siebie dość szerokiej publiki.
Od utworu Profet z tytułowym obrazkiem ciszy w bloku, któremu aktualny wymiar dała niestety śmierć Pawła „Kelnera” Rozwadowskiego (lider Deutera, ten od Nie ma ciszy w bloku), przez chyba najciekawszy muzycznie, feministyczny i równościowy Dziki Zachód, aż po katastroficzne Jak dinozaury z linijką Za chwilę świat zrobi nam fatality – wszystko brzmi tu jak rok 2020. Nic nie poradzę. W piosence Smutne lato też wszystko się zgadza, jeśli chodzi o nastrój – z wyjątkiem rymu gorsze-dorsze, który powinni dawno już wpisać na listę rymów zakazanych. W paru słabszych momentach rzecz broni jednak miejska charyzma, którą przynosi niski, zachrypnięty głos Dubrowskiej. Uliczny, a nawet po prasku zakapiorny ton w damskiej odsłonie, któremu przy tym całkiem nieźle służy lekki makijaż z Autotune’a. Jak tak go słucham, to sobie myślę, że dziwnie się plecie historia – członkowie Lao Che, które (w innym składzie, dodajmy, no i pod szyldem Koli) zaczynało jako formacja rapowa, wylądowali po latach w zaskakująco podobnej okolicy, tylko już traktowanej bardziej na serio. Jest tu nawet próba rapowego odświeżenia folkloru miejskiego z lekkim odniesieniem do Masłowskiej (Szakira), ale też jakiś bardziej aktualny niż tamten. Właśnie po to jest muzyka aktualna.
NANGA Cisza w bloku, Mystic 2020, 7-8/10
Komentarze
Chyba się Pan Redaktor dorobił osobistego hejtera 🙂 Nie dziwię się, bo te Pana wtręty są równie celne, co dowcipne. Dobrze, że zabrał Pan głos, poparcie autorytetów z różnych dziedzin ma znaczenie. Prawica oczywiście wolałaby, aby protestujący zostali sami, tak by można było zaszczuć ich pojedynczo i po cichu w jakimś kącie. Dlatego – dziękuję i pozdrawiam.
@massimiliano –> Niespecjalnie się przejmuję komentarzami natrętnych anonimów, ale lubię podrażnić. Ego ma Pan zdaje się istotnie duże (nie do tego komentarza piłem – przykro mi), tu się zgodzę. Że słuchał Pan Goulda? Gratuluję. 🙂 Ale albo Pan honorowo trzaska drzwiami, albo Pan zostaje, chyba że to taki bojkot Schrödingera, podszyty hipo… oh wait! Muszę donieść temu massimiliano, on piętnuje hipokryzję i owczy pęd.
@Maciej2 –> Dziękuję, cóż, to nie pierwszy raz. Byle starczyło czasu na zasadnicze wpisy 😉
@Maciej2: ach tak, nie pierwszy raz spotykam się z formacją myślową, podług której każda krytyka równa się od razu hejtowi. Lecz z pewnością na co dzień unika pan uproszczeń i generalizacji, a przy tym podkreśla skomplikowanie świata i ludzkich postaw, prawda?
@Bartek Chaciński: oczywiście, że się pan nie przejmuje – przecież właśnie dlatego nie tylko pan na nie odpowiada, ale jeszcze wspomina o nich w notkach! Co innego, gdy komentarze idą w sukurs pańskim poglądom, wtedy anonimowość nie stanowi problemu, czyż nie? O moje ego proszę nie się nie martwić, jest dokładnie takie, jakie powinno być – bez wątpienia nie tak duże, jak to, które z pozycji dziennikarza popkulturowego na peryferiach świata każe pouczać innych co do ważkich kwestii moralnych. Rozumiem jednak, że jako osoba niejako publiczna sądzi pan, że ma prawo zabierać głos, a co więcej – że ów głos ma jakiekolwiek znaczenie, w czym utwierdzają pochlebcy. Zaś co do trzaskania drzwiami, to albo naprawdę nie rozumie pan, co się do niego pisze, albo celowo przekręca, jak z tą nieszczęsną Biblią i powoływaniem się na nią. Bo gdzie napisałem, że zostaję albo trzaskam? Uprzejmie podpowiem: nigdzie. A swoją drogą na Schrödingera lepiej się nie powoływać, bo sens eksperymentu z kotem rozumie garstka osób na świecie, ale najwyraźniej pan do nich nie należy, powielając coś, co mogłoby zostać memem. Już lepiej zostać przy tym Bachu, choć i w tej materii, jak widać, są luki. Panie Bartku – to oczywiście pana blog i pańskie zasady, ale powiem otwarcie: o muzyce pisze pan znakomicie. O całej reszcie – wręcz przeciwnie. Serdeczności!
@massimiliano –> Znajomi mi pisali, że wchodzą dla Pana po trzy razy, więc staram się, jak mogę. I jeszcze na fizyce kwantowej Pan się zna! Mnie, przyznaję, wykłady z mechaniki kwantowej przesłonił swoją osobowością profesor Politechniki Warszawskiej, który występował już wtedy otwarcie przeciwko kolektywizmowi (zakładam, że przeciw bezrefleksyjnemu tym bardziej) i demonstracyjnie czytał na przerwach „Najwyższy Czas”. Jak Pan chce objaśnić, czego dokładnie nie rozumiemy w paradoksie kota, ma Pan tu hektary miejsca.
@Bartek Chaciński: potrzeba kolektywizmu chyba faktycznie jest w panu silna, jednak powoływanie się na widmowych znajomych pachnie okolicami piaskownicy, jeśli łapie pan, o co mi chodzi („A mój kolega też się z ciebie śmieje!”), toteż nie będę ciągnął wątku ani komentował, bo to w zasadzie samo się komentuje. Co do kota, to „hektary miejsca” są zbędne; istotą sprawy jest to, że kot nie jest żywy i martwy jednocześnie. Jest żywy LUB martwy na długo przed otwarciem pudełka. Pierwotny sens tego eksperymentu już dawno został spauperyzowany przez popkulturę i jest dzisiaj wypaczany tak samo jak powiedzenie „Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”. Proszę poczytać choćby nieboszczyka Bohra, dla którego ów rzekomy paradoks żadnym problemem nie był. Może warto było odstawić na bok uprzedzenia i jednak posłuchać owego profesora od „Najwyższego Czasu”, a nuż by się pan czegoś dowiedział?
@massimiliano –> Mam Pana. Szybki i przynajmniej próbuje zabawnie.
Obserwuję tego bloga od lat, i nie mogę się nadziwić regularnie pojawiającym się tutaj komentarzom krytykującym autora za wyrażanie opinii politycznych. Gdyby ktoś nie zauważył, to przypominam, że ten blog znajduje się na stronie tygodnika Polityka, w którym autor jest zatrudniony. Ale przecież jeśli zajmujesz się muzyką/filmem/nauką/literaturą, to nie masz prawa wyrażać swoich opinii politycznych, „zajmij się swoją dziedziną”. Bo przecież polityką mogą się zajmować tylko politycy, politolodzy i dziennikarze z działów politycznych.
Wyjścia są dwa, można a. zrezygnować z wchodzenia na tego bloga, internet jest na tyle przepastny, że każdy znajdzie sobie swoje miejsce, b. wejść w polemikę z autorem, i to jest lepsza opcja, z tego co zauważyłem redaktor Chaciński nie unika dyskusji ze swoimi czytelnikami. Cenzurowanie czyichś poglądów tylko dlatego, że kogoś uwierają, to najgorsze z możliwych wyjść.
@Bartek Chaciński: odpowiedział pan w swoim zwyczajowym stylu: bez merytorycznej zawartości, bez konkretów, za to z ledwo skrywanym tonem osobistym, który, jak wiadomo, należy do klasycznych argumentów pozamerytorycznych i świadczy o braku gotowości do dyskusji. Podkłada się pan z każdym kolejnym komentarzem i nawet tego nie dostrzega. Ale przynajmniej świetnie się pan bawi, Postman byłby z pana zadowolony!
@JanG: problem nie w tyn, że autor prezentuje swoje opinie polityczne, lecz w tym, że są one szkodliwe, tendencyjne i powielają rozmaite brednie. „Lepiej milczeć i sprawiać wrażenie głupca niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości”, jak mawiał, zdaje się, Mark Twain. Pan chyba zna też historię tygodnika „Polityka”, wie pan, kto go zakładał, jaką linię programową prezentowało to pismo w okresie peerelowskim? Jeśli nie, to spieszę poinformować, że od samego początku było to pismo na usługach reżimu; w latach 80. niejaki redaktor Daniel P. obsmarowywał polski punk, Jarocin i wszelkie ruchy alternatywne zagrażające czerwonemu status quo. Dziś ten pan ma się świetnie i uznawany jest za autorytet. Być może podobnym autorytetem chce być redaktor Bartek Ch. Zaś co do polemiki, to próbowałem wielokrotnie, ale autor tego bloga sprawia wrażenie odpornego na wszelką wiedzę – kiedy wytknie mu się błędy w rozumowaniu lub/i faktografii, reaguje sarkazmem i próbami wycieczek osobistych, zamiast podjąć polemikę. Cenzura tutaj? Myślę, że to kwestia czasu, w końcu zostanę odprawiony z kwitkiem (choć nie używam wulgaryzmów i – w przeciwieństwie do autora – nie próbuję grać na emocjach), oczywiście zostanie to przeprowadzone pod hasłem „walki z hejtem” albo inną pustą nowomową.
@massimiliano
W pana przypadku zarówno cel, jak i metoda są zbyt przejrzyste, by bawić się w niuanse.
Krytyka pomysłów, wytykanie pomyłek, kwestionowanie kompetencji – „brudny”, szybki sposób na zbudowanie pozycji i poddanie kogoś nieprzyjemnej presji. Prócz kija jest i marchewka, czyli pokazana metoda uniknięcia kłopotów w przyszłości. Jak to szło – „Lepiej żebyśmy się rozumieli, bo jak nie będziemy się rozumieć, to… rozumiemy się?”.
Służy pan obecnym władcom Polski. Żeby przykryć ten fakt, wspomina pan lata 80., gdy red. Chacińskie miał 10(?) lat, a inny redaktor „Polityki” krytykował ówczesną młodzież. Fakt ten ma rzekomo obciążać red. Chacińskiego, mimo że stoi on przecież po stronie młodzieży, czyli odwrotnie, niż red. Passent w latach 80. Według mnie, to bez sensu, ale nie wątpię, że znajdzie pan jakieś wytłumaczenie 🙂
@Maciej2: a jakiż to cel mi przyświeca według pana? Jeśli nie odróżnia pan krytyki od hejtu, to z pewnością nie jest to mój problem, choć potrafię przyjąć punkt widzenia, który upraszcza świat, bo tak jest po prostu łatwiej. Dlaczego miałbym nie krytykować pomysłów i nie wytykać pomyłek, jeśli takowe rzeczywiście zaistniały? Pan Chaciński robi to regularnie, a jeśli poddaje coś publicznej ocenie, powinien liczyć się z tym, że jego działania również zostaną publicznie ocenione. I jaką pozycję ma pan na myśli? Podobnie jak pan, jestem tylko anonimowym czytelnikiem. Nie pretenduję do miana autorytetu, nie szukam poklasku ani naśladowców, nie zwołuję tu – na wzór autora – znajomych, żeby mnie poparli. Oraz o jakiej służbie obecnej władzy pan mówi? Nie jest to władza wybrana przeze mnie i życzyłbym sobie innej (choć z pewnością nie tej, którą w swych wpisach mniej lub bardziej jawnie popiera autor tego bloga, ani żadnej innej skierowanej na lewo, bo za dobrze znam historię, żeby wiedzieć, jak to się kończy). Co się zaś tyczy „Polityki”, to nie sam fakt krytyki młodzieży lat 80. przez kogoś innego obciąża redaktora Chacińskiego, lecz to, że swym nazwiskiem podpisuje się pod tytułem, który ma na swym koncie rzeczy bardzo niechlubne, toteż powoływanie się na autorytet pisma, które żadnego autorytetu mieć nie powinno, nie jest najlepszą strategią. Tym bardziej, że ideologiczna linia „Polityki” nie zmieniła się jakoś specjalnie od lat 80. O ile dobrze kojarzę, red. Passent nadal tam pisuje.
Nanga super, czekałem na to, lubię takie poszukiwania, lokalność emocji zwiększa wartość dzieła. A na marginesie – cieszy, że masz tak bezwzględnie inteligentnych czytelników…
@massimiliano–> Polityka (jako polityka, nie jako czasopismo) oraz religie zawsze dzieliły ludzi. Muzyka zawsze łączyła ludzi i łagodziła obyczaje. To jest niezmienne. Jeśli autor jakiegoś bloga ma ochotę nawiązać do polityki, to niech to robi, bo to jest jego blog. Od pewnych spraw nie da się uciec, na przykład od ostatnich ważnych wydarzeń w Polsce. Zawsze można założyć własny blog i pisać to co się chce. Pod tekstami na Twoim blogu też znalazłbyś głosy zadowolenia i głosy krytyki. Od tego się nie ucieknie. Albo lubisz kogoś czytać, albo nie. Myślę, że autor tego bloga bierze pod uwagę każdy głos, ale żaden z nich nie spędza mu snu z powiek 😉 Jeśli ktoś kocha muzykę i ma sporą wiedzę o niej to i tak będzie się tym dzielił z czytelnikami (słuchaczami). I niech tak będzie.