Oficjalny zespół jedynej telewizji w kraju
W afrykańskim Dżibuti mają udoskonaloną – tak przynajmniej uznałaby część polskich polityków – wersję naszego rynku medialnego. Najważniejsza gazeta w niespełna milionowym kraju reprezentuje oficjalnie interesy partii rządzącej – tej samej od 1977 r. – i jest utrzymywana przez rząd. Nie ma prywatnych telewizji, a rządowy medialny koncern Radiodiffusion Télévision Djibouti kontroluje ogół mediów elektronicznych. Co więcej, jak się dowiedziałem przy okazji nowego wydawnictwa Ostinato Records, kontroluje przy tym także całą scenę muzyczną, co upraszcza sprawę. Jesteś muzykiem, to pracujesz dla RTD. Ma to swoje dobre strony: archiwa RTD okazały się kopalnią ciekawych nagrań z całego regionu, tyle że aby się do nich dostać trzeba było mieć oficjalną zgodę, stąd w porównaniu z innymi potęgami Afryki Wschodniej muzyka z Dżibuti nie miała jakieś wielkiej marki na Zachodzie. Nowojorczykom udało się przedrzeć przez urzędowe zasieki i na początek wyjąć ciekawy zespół, który nazywa się stosownie do sytuacji: Groupe RTD. Gdyby działał w Polsce, nazywałby się Zespół TVP, ale nie sądzę, by był tak ciekawy. Choć może jest już jakiś plan, żeby zbudować coś wokół osoby Zenka Martyniuka albo Jana Pietrzaka? Były takie pomysły w przeszłości.
Brzmi to wszystko jak opowieść o jakimś wielkim skansenie, bo rozrywkowych zespołów państwowych było w Afryce sporo, ale zaletą Groupe RTD jest to, że formułę takiego bandu przeprowadził przez lata i w naturalny sposób łączy tradycję z nowoczesnością. Jest efektem jakiejś pełnej centralizacji, co pewnie w warunkach małego państwa bardziej naturalne i może nawet mniej przeszkadza – wygląda na to, że prowadzący go saksofonista Mohamed Abdi Alto (który zmienił nawet nazwisko na Alto, żeby kojarzyć się lepiej ze swoim instrumentem) to muzyk na tle całego kraju, a może i regionu wyjątkowy. Z pewnością nie tak sławny jak Etiopczyk Gétatchèw Mèkurya, ale przecież biegły technicznie i frazą przypominający wielokrotnie właśnie Ethio-jazz, choć powołuje się raczej na mistrzów amerykańskich. Pojawił się wcześniej na płycie Sweet As Broken Dates, którą błysnęła Ostinato Records, ale tamta byłą opowieścią o muzyce somalijskiej. Tutaj mamy – uwaga! – pierwszy materiał nagrany w studiu specjalnie dla Ostinato.
Cała wydana przez Ostinato płyta The Dancing Devils of Djibouti, promowana hasłem „pierwsza międzynarodowa płyta z Dżibuti”, wydaje się fantastycznym uzupełnianiem białych plam na mapie muzycznej Afryki. Ta mapa mocno nam się ostatnio wypełniła, ale album z niespełna milionowego Dżibuti to przyszły klasyk, bo przy okazji otwiera archiwa Radiodiffusion Télévision Djibouti i zarazem otwiera na szerszą publiczność poza krajem twórczość zespołu, u którego rozpoznać łatwo każdy element, choć poskładane są w sposób inny niż gdzie indziej.
Energiczna, melodyjna i przebojowa muzyka Groupe RTD miesza wpływy charakterystyczne dla tego miejsca na świecie, ale nierzadko pochodzące z odległości tysięcy kilometrów. Jeśli te saksofonowe linie przypominają etiopski jazz, to partie wokalne kojarzą się już zdecydowanie z muzyką arabską, gitary brzmią jak te blues-rockowe w regionie Sahel, a w grze akordowej odnoszą się do reggae. A kiedy pojawiają się syntezatory, to już bliżej naszego klimatu niedoinwestowanych kiedyś demo-ludów. Radosna rytmika tej muzyki znów wydaje się wyrywać gdzieś na karaibskie wyspy – albo (co może najbardziej zaskakujące) uciekać w klimaty Bollywoodu. Zdecydowanie poza melancholijny kontekst wschodniej Afryki – ale nie tak jak nowe nurty taneczne z Ugandy czy Tanzanii. Przeciwnie. Podejrzewam, że miłośnicy nowoczesnego singeli, jeśli usłyszą nagrania z Dżibuti, będą przekonani, że słyszą brzmienia swoich rodziców, albo nawet babć i dziadków.
Łatwa i mocna ósemka, a kto w nią nie wierzy, niech dziś po 23.00 posłucha radiowej Dwójki. Nasz radiowy dwuosobowy zespół tym razem wyruszy do Afryki. I też pojawią się prapremiery, w tym muzyka, której na żadnej antenie dotąd nie było.
GROUPE RTD The Dancing Devils of Djibouti, Ostinato 2020, 8/10