Dom zły
Zaczyna się od rodzaju dźwiękowej impresji na temat Blair Witch Project, a później napięcie stopniowo rośnie. Jest tu coś z atmosfery horroru, dość klaustrofobicznego, bo całość ma odpowiadać pomieszczeniom i korytarzom dublińskiego Ballintubbert House, który zespół Girl Band sobie wynajął na sesje. Domostwa potężnego i z długą historią sięgającą XVIII wieku, przez pewien czas należącego do odtwórcy roli Dartha Vadera w Gwiezdnych wojnach, więc zarówno jakaś filmowość, jak i cień ciemnej strony mocy, może się tam w powietrzu unosić. Muzycy kombinowali tu z przestrzenią niczym jakiś Scott Walker, zarzynali gitary i sporo krzyczeli, więc przypadkowy przechodzień podczas ich sesji mógłby nawet w historię o Blair Witch Project uwierzyć. Ja w każdym razie nie będę jej długo ciągnąć, bo chciałbym tą recenzencką notą wrócić do serii relacji krótkich i na temat. Bo premier dużo.
Z noise rockiem, gatunkiem, do którego wypada zaliczyć album The Talkies – drugi w karierze Irlandczyków – jest trochę jak z samobatożeniem się. Jedni lubią, inni mniej. A ta płyta jest precyzyjnie na tym tle – mam wrażenie – takim odpowiednikiem mocnego samobatożenia. Jedni będą to wręcz kochać, a inni – już zupełnie, ani trochę. Pośrodku grupa dziennikarzy muzycznych, tyle że o nich od dawna już wiemy, że lubią się samobatożyć (niektórym nawet za to płacą). Zupełnie przypadkowo jestem dziennikarzem muzycznym i mój ulubiony utwór to Akineton. Ten instrumentalny, krótki i hałaśliwy w samym środku płyty. Możecie sobie z tego wyciągnąć wniosek, że nie przepadam za tego typu wokalami. Jeśli miałoby to oznaczać, że chętnie spędzę najbliższy weekend nie słuchając wokalisty Girld Band – byłby to wniosek bliski prawdy.
The Talkies to znakomity album w swoim gatunku, choć dla tych wszystkich, którzy słuchają niegitarowego noise’u, albo noise’u przyprawianego syntezatorami, rzecz może się jednak okazać pewnym zawodem. Gitara, instrument w muzyce eksperymentalnej stosunkowo dobrze wykorzystany – żeby nie powiedzieć: nieco wyeksploatowany – stanowi dziś jednak pewne ograniczenie. Proponowałbym więc dać obdarzonym dużą wyobraźnią członkom GB zniżkę na systemy modularne, od razu – dopóki fala zainteresowania modularami nie osiągnęła jeszcze takich rozmiarów jak ta gitarowa (nie zapominajmy, że to modularne szaleństwo zaczęło się od kostkowego, czyli od mody na małych producentów efektów gitarowych). No i dopóki kwitnie bezcłowa wymiana z mocną w syntezatorowych technologiach Wielką Brytanią, bo za chwilę przez granicę będzie trudniej przewieźć cokolwiek.
O bardzo ciekawym, urozmaiconym stylu gry na perkusji Adama Faulknera – w mojej opinii najbardziej zajmującego z całej czwórki – pisałem już co nieco w recenzji debiutanckiego Holding Hands with Jamie, więc się wstrzymam. Tym bardziej, że zaraz się z tego na powrót zrobi długa forma. Zresztą moja ocena działań GB od czasu poprzedniej płyty właściwie nie uległa zmianie. Z dublińskich kapel rockowych w tym roku wolę Fontaines D.C. Ale jeśli dla tej uruchomiłem nowy cykl krótkich recenzenckich form, to też nie po to, żeby odstraszać.
GIRL BAND The Talkies, Rough Trade 2019, 7/10
Komentarze
Przeczytałem na Pitchforku że Prolix jest nagranym prawdziwym atakiem paniki wokalisty przed mikrofonem
65daysofstatic – replicr, 2019 – warto
The Comet Is Coming – Afterlife EP – zdecydowanie warto
I znowu HISS GOLDEN MESSENGER z nowym albumem
„Terms of Surrender” (Merge/Playground)
– Mike Taylor, wokalista i kompozytor – melancholik, notorycznie balansujacy na
granicy depresji. Country soul z lat 70. Przed paroma laty byl nas z koncertami w Göteborgu (klub Pustervik, w ktorym 13.10 wystapi Bill Callahan!).
Hiss Golden Messenger i ich „Happy Birthday, baby” – dlatego lubie te grupe, bardziej niz inne. Kompozycja dosc prosta, ktora finalizuje minuta o u t r o a czas jakby sie zatrzymuje. Album niewiele sie rozni od trzech poprzednich. Ta sama zywilowa muzyka, te same urocze i proste kompozycje. I chyba tyle wystarczy.
„My Wing”, Hiss Golden Messenger
https://www.youtube.com/watch?v=2cAPHp-ZSd8
*
& Shana Tova 5780