Wojna bohaterów: The Black kontra The White
Sytuacja jest jasna – nikt tu nikogo nie znokautuje, bo mamy do czynienia z wykonawcami po czterdziestce, nieco już zmęczonymi niemałą karierą. Zwycięzcę trzeba będzie wyznaczyć mozolnie metodą punktową w meczu na 12 rund. Bo zarazem nie sposób nie odebrać tych dwóch premier jako bezpośredniej konkurencji. Naprzeciwko siebie stają dwie płyty rockowe w okolicach 40 min. nagrane przez tradycjonalistów inspirujących się bluesem i mocno wpływających na garażowe brzmienie ostatnich dwóch dekad w Ameryce. Po jednej stronie duet The Black Keys z płytą (chyba nieco ironicznie, zważywszy na cudzysłów) zatytułowaną „Let’s Rock”, po drugiej – z braku The White Stripes jest kontynuujący (w znacznej mierze) tradycje tamtej kapeli kwartet The Raconteurs pod wodzą Jacka White’a. Z albumem Help Us Stranger.
Runda 1
TBK Shine a Little Light. Przyjemny amerykański rock środka pokazujący dobrze, czym ta płyta będzie: żadnego utworu bez chwytliwego riffu. I żadnych zmian w wizerunku zespołu, który płynnie rozmawia w niemal każdym rockowym narzeczu, tyle że nie dorobił się wyraźnego własnego brzmienia.
TR Bored and Razed. Z jakiegoś niemrawego progresywno-rockowego motywu Raconteurs robią prostacki kawałek z wejściem w stylu AC/DC. Co ciekawe, brzmią w tej sterydowej wersji z całkiem uduszoną kompresją stopą perkusji tak jakby produkował ich Danger Mouse, czyli człowiek odpowiedzialny za kilka poprzednich płyt TBK – ale nie tę nową.
Werdykt: Ani do końca to pachnie, ani tamto nęci. Ale bardziej słuchalne jest TBK – zatem na początek 1:0.
Runda 2
TBK Eagle Birds. Zgaszone boogie w stylu wczesnego ZZ Top, które to źródło inspiracji będzie wracało na płycie. Miło się przeskakuje do produkcji, w której wszystko jest na miejscu, tylko po co na tak kluczowej pozycji w programie umieszczać kawałek trzecioligowy?
TR Help Me Stranger. Drugi raz ten sam patent z dynamicznym przejściem do mocnego, podbitego brzmienia The Raconteurs – tym razem z brzmienia zaszumionej starej płyty. Chórek z typowego późnego The White Stripes wychodzący momentami w a cappella i lubiane przez White’a połączenie akustyka i gitary elektrycznej. Brzmi lepiej niż pierwszy, ale wciąż nuda.
Werdykt: Z tak nijakim utworem jak Eagle Birds to wygrałby każdy, ze szwagrem i dwiema gitarami pod ręką. Grupie The Reconteurs prawie udało się to przebić równą nudą. Prawie, czyli jednak nie przebili dna od dołu. 1:1.
Runda 3
TBK Lo/Hi W ciepłych tremolach i fuzzach przenosimy się do krainy lekkiego elektrycznego bluesa. Coś się zaczyna rysować w partiach chórków, ale wyjaśnia się dopiero w okolicach solówki: TBK są tutaj jak fajny gitarzysta sprzedający wiosła w sklepie. Opanował styl kilku ulubionych gitarzystów i wkurza tą stylowością brzmienia przychodzących amatorów. W tym utworze Dan Auerbach wycina, proszę państwa, dramatyczną solówkę w stylu Jacka White’a.
TR Only Child. Jakby to było komuś potrzebne – powiecie. Przecież prawdziwy White jest tuż obok. Tyle że ten nieszczęśnik ładuje wam w miejscu solówki zmyłkową partię syntezatora, a później odgrywa krótkie solo, po którym chciałoby się więcej (całość kończy jednak barowym pianinkiem). Byle nie w takim utworze, na który nie było pomysłu.
Werdykt: TBK znów na czele – 2:1.
Runda 4
TBK Walk Across the Water. Utrzymane w wolnym tempie nagranie z gitarami znów z okolic ZZ Top. Przyjemny chórek z tyłu i intro organowe jak z jakiegoś Air, a solo znowu w Hendrixa, skądinąd jedno z lepszych w zestawie. Wszystko dalej pachnie naftaliną, ale nie jest to zapach odrażający.
TR Don’t Bother Me. Słuchałem tego po raz nie wiem który, ale ciągle nie wiem, co to było. Na szczęście w miarę szybko dobiegło końca, mutując niespodziewanie w hardrockowy riff klasy, hm, Kazika Na Żywo. Próżno szukać w tym roku bardziej niepotrzebnego kawałka, schematyzm garażowego rocka łączącego z ambicjami rodem z prog-rocka.
Werdykt: Już się pewnie domyślacie. 3:1, choć nie jest to wielka zasługa The Black Keys.
Runda 5
TBK Tell Me Lies. Fleetwood Mac mieli lepszą piosenkę o tym samym, żywszą skądinąd. Swoją drogą, robi się tu lżej na tyle, żeby to porównanie miało sens.
TR Shine the Light On Me. Znów barowe pianino. Brzmi to trochę tak, jak gdyby Jack White usłyszał przeróbkę swojego utworu w serialu Westworld i postanowił, że zrobi coś takiego na nowej płycie. Pomysł z tych słabych, ale efekt końcowy i tak robi wrażenie. No i odrabia straty.
Werdykt: 3:2.
Runda 6
TBK Every Little Thing. Auerbach prawie jak Jack White. I nie wiem, czy prawie robi tu wielką różnicę wobec słabszej formy tego drugiego. Ze szczyptą Toma Petty’ego i ekspresyjnym solem w stylu Hendrixa.
TR Somedays (I Don’t Feel Like Trying). Skuteczne zepsucie wrażenia po poprzednim numerze jakimś generyczny, bluesowym snujem z duchem Led Zeppelin przemykającym gdzieś w okolicach studia nagraniowego.
Werdykt: Już 4:2 dla The Black Keys, niestety.
Runda 7
TBK Get Yourself Together. Jeden z tych momentów, kiedy TBK bawią się w styl Paula McCartneya, w sumie z całkiem niezłym skutkiem. Ładny chórek wokalny, riff z tych subtelniejszych i jeden z dowodów na to, że w drugiej części ten album zaczyna się rozwijać.
TR Hey Gyp (Dig the Slowness). Jeden z tych momentów, gdy TR całkiem się gubią, z pewnością siebie nagrywając utwór bez porządnej struktury.
Werdykt: Dystans się powiększa – 5:2.
Runda 8
TBK Sit Around and Miss You. Pamiętam wejście na rynek supergrupy Traveling Wilburys. Wystarczająco mocno, żeby wspominać to jako kontratak rockowych dziadków. Teraz takie rzeczy z dumą grają czterdziestolatkowie.
TR Sunday Driver. Muszę się przyznać, że zrobiłem sporo kilometrów, testując obie te płyty. I o ile przez pięć minut Raconteurs zawsze wydają się pełniejsi i mocniejsi, to rzadko zwyciężają w większej dawce – do samochodu lepsze TBK. Ale tym starciu TR mieli jednak maksymalnie ułatwione zadanie.
Werdykt: 5:3.
Runda 9
TBK Go. Obiecujący tytuł, krótki i dynamiczny, i takaż piosenka. Jeśli domyślaliście się, że to „o-o-o” w Go będzie wydłużane w refrenie, nie myliliście się. Jak to mówią: dobre, bo krótkie.
TR Now That You’re Gone. Ma przewagę już dzięki brakowi „o-o-o”. Większość tej przewagi topią w częstochowskich rymach. Ale nie całą.
Werdykt: Co zaskakujące i dla mnie, przewaga zmniejsza się do 5:4 la The Black Keys.
Runda 10
TBK Breaking Down. Tu jednak pewne zaskoczenie, bo pod numerem 10 kryje się najlepszy kawałek TBK na tej płycie, klejący w refrenie riff z Lenny’ego Kravitza z sitarowym brzmieniem w stylu Beatlesów. Znów sklejka i kalka, ale zabawna.
TR Live a Lie. Ze Stonesowskiego riffu White i koledzy wyprowadzają przyjemny utwór retro, którego wiek metodą węgla c14 dałoby się określić na jakieś pół wieku. Tyle że data na płycie mówi co innego.
Werdykt: 6:4 mimo dobrej postawy drużyny z Detroit.
Runda 11
TBK Under the Gun. Późny początek płyty ma późne rozwinięcie. Tyle że ja na tym etapie jestem już tą konwencją trochę zmęczony. I dziwię się, że zachciało Wam się wytrwać przy tym wyścigu do tej pory. Teraz już zostańcie do końca.
TR What’s Yours Is Mine. Tu Raconteurs mogliby sobie momentami przybić piątkę z Red Hot Chili Peppersm, a momentami z King Gizzard. Ale utwór całkiem przyjemny.
Werdykt: 7:4 mimo jeszcze lepszej postawy drużyny z Detroit.
Runda 12
TBK Fire Walk With Me. Traveling Wilburys raz jeszcze z bardziej hardrockowym refrenem i lekkim boogie, więc wliczając w to ZZ Top, mamy na koniec całą panoramę wpływów TBK.
TR Thoughts and Prayers. Przyjemna ballada, która robi wrażenie, jak gdyby z zespołu zeszła nagle cała ta presja. Skrzypce, ślady folku, podobieństwa do The Dead Weather, najlepszy utwór na płycie. Walczyli do końca.
Werdykt ostateczny: 7:5 – jeśli kogoś to jeszcze obchodzi. Swoją drogą „jeśli kogoś to jeszcze obchodzi” jest najuczciwszą formą rekomendacji obu zespołów na tym etapie.
THE BLACK KEYS „Let’s Rock”, Nonesuch 2019, 6/10
THE RACONTEURS Help Us Stranger, Third Man 2019, 6/10
Komentarze
Werdykt jak najbardziej vere iustum est