Wielki, niespokojny i z mnóstwem udziałów
Nie pamiętam, kiedy ostatnio Flying Lotus nagrał album, którego później nie byłoby w czołówce płyt roku, więc piątek warto zacząć od jego pierwszej od pięciu lat pełnowymiarowej płyty. A przy okazji można też utknąć i skończyć piątek na tej płycie, bo z labiryntu łączących się jak sieć neuronowa funkowych miniatur uwolnić się trudno, gdy już raz wpadniemy. Zaraz, łączących się? Nie do końca jednak, bo Flamagra to bardziej niż ostatnio zestaw osobnych utworów. I płyta nieco mocniej kusząca kolejnymi przebojowymi strzałami – nie opadł kurz po Black Balloons z udziałem Denzela Curry’ego i More z udziałem Andersona .Paaka, a tu dostajemy rewelacyjny Land of Honey z udziałem Solange, który na jej tegorocznej płycie byłby chyba najlepszym utworem. Bardzo dużo też samych udziałów. Little Dragon, George Clinton, Toro y Moi, jest nawet deklamujący tekst David Lynch. Nowy album Stevena Ellisona to jego najbardziej gwiazdorska wypowiedź, która teoretycznie najmocniej z jego dotychczasowych autorskich zestawów (bo na koncie ma współpracę przy komercyjnie bardziej nośnym To Pimp a Butterfly Kendricka Lamara) powinna się wstrzelić w rynkowe zapotrzebowanie.
Nic jednak nie jest proste, a wszystko zmieniła – jak się wydaje – zeszłoroczna śmierć Maca Millera, z którym Ellison się blisko przyjaźnił. Bo Flamagra zapowiadało się – jeśli wierzyć relacjom – na płytę krótką, zwięzłą, mocną i właśnie raczej przebojową. A po dodaniu kilku utworów dopisanych pod wpływem emocji po utracie kolegi zrobiła się z tego całość jednak trochę bardziej w stylu dotychczasowych płyt FlyLo, doszło trochę maźniętych niedbałym gestem sprawnego producenta funkowych miniatur z pochodami basowymi Thudercata, więcej fusion – być może także pod wpływem tego wydarzenia pojawiły się zaskakujące stylistycznie utwory, takie jak melancholijny dialog smyczków i rozklekotanego pianina w Say Something, które brzmi, jak gdyby artysta tworzył set didżejski i nagle zagrał coś z zupełnie innej płyty.
Co do tego fusion – mam pewne wątpliwości. Być może są one efektem chaosu, jaki wprowadziły na tym albumie wszystkie zmiany, no i jego rozmiarów (68 minut, aż 27 nagrań), ale chyba też efektem lekkiego już zmęczenia konwencją. Te miniatury z poprzednich płyt często wydawały mi się czasem niesatysfakcjonujące, ale z kolei Takashi – najdłuższy utwór na płycie, te 5’51 to u producenta pracującego w takim zagęszczeniu środków właściwie rozmiar XXL – trzy razy zachwyca i ze dwa razy po drodze każe się złapać za głowę: zbyt łatwo to funkujące fusion Ellisonowi wychodzi. Towar, który wydawał się przyjemną przyprawą, może nużyć, gdy dostajemy go w ilości hurtowej albo eat as much as you like. A z drugiej strony – to uczucie, gdy niby jako szef próbujesz jakiejś zupełnie nowej kuchni, a znowu wychodzi ci fusion.
Ta zachwycająca i zarazem wprawiająca w konsternację płyta stała się najwyraźniej efektem ubocznym kariery producenckiej Ellisona, którego chcieliby w hip-hopie i który wydaje się gwarancją jakości w R&B, a tu robi wszystkiego po trochu. I chociaż bez trudu wybrałbym 5-6 fenomenalnych momentów, cały czas – a jestem po kilku ładnych odsłuchach wydawnictwa – próbuję w tym znaleźć jakiś ogólniejszy sens i porządek. Jeśli całość to więcej niż suma wszystkich składników – jak mawiał pewien grecki filozof – to Flying Lotus pracuje w warunkach, gdzie tego typu twierdzenia nie obowiązują. Beatami FlyLo wydaje się rządzić inny porządek logiczny, a może nawet inny zestaw praw fizyki? Jedno z tych praw jest jednak nieubłagane – jeśli jakiś fragment przydusić za mocno, jeśli puścimy sygnał mocniejszy niż to, co dany układ może przetworzyć, bębny i bas będą przesterowane (jak – dajmy na to – w Capillaries). Owszem, bywa to efektem zamierzonym, ale w kontaktach z jego płytami mam dwie fazy: najpierw wersja elektroniczna, która jest skompresowana jak deska, a później winyl, który jako nośnik nie jest w stanie przyjąć tych wartości, jakie wymarzył sobie autor, dzięki czemu brzmi lżej i można się przez labirynty Ellisona przebijać dłużej bez zmęczenia. Mało kto tak skutecznie udowadnia (choćby i mimowolnie), że czarne płyty są potrzebne, jak Flying Lotus.
Chociaż wolałbym, żeby nie spinał się na płytach na udowadnianie wszystkiego naraz, jak tutaj.
FLYING LOTUS Flamagra, Warp 2019, 7-8/10
PREMIERY PŁYTOWE TYGODNIA
18.05 VA Akusmata Antenna, Non Grata CD
19.05 Dalot ΛΗΤΩ (Leto), Time Released Sound MC ltd.
20.05 Coil Swanyard, Infinite Fog Productions
20.05 Monika Wińczyk Japoński dystans/ 日本人の距離, Szara Reneta MC, DL
20.05 VA grids 1, Outlines MC
20.05 Vield Nostalgia, Father and Son Records and Tapes DL
21.05 Piotr Dąbrowski Smalltown Soundscapes: Łowicz, Piotr Dąbrowski
22.05 Heavenstamp Love Builders
23.05 Aasthma Los Angeles, Aasthma 12″
23.05 Adonis W przyrodzie tkwi wróżba (zatarty w nas obłęd), Trzy Szóstki
23.05 Botanica Arboretum, Botanica
23.05 Jim O’Rourke & CM von Hausswolff In, Demons, In!, iDeal LP, DL
23.05 Richard Skelton Border Ballads, Corbel Stone Press
23.05 The Waterboys Where The Action Is, Cooking Vinyl
23.05 Tim Parkinson Pleasure Island, Slip
Amyl & The Sniffers Amyl & The Sniffers, Rough Trade
Black Mountain Destroyer, Jagjaguwar
Cate Le Bon Reward, Mexican Summer
Cryptic Commands Modern Talking, Numavi
Don Cherry, Dave Holland, Steve Lacy, Masahiko Togashi Live at Yubin Chokin Kaikan Hall, Tokyo on May 14, 1986 arch.
EABS Slavic Spirits, Astigmatic
Earth Full Upon Her Burning Lips, Sargent House
Emily A. Sprague Water Memory / Mount Vision, RVNG Intl
Ernstalbrecht Stiebler / VA Reworks, Karlrecords
Faye Webster Atlanta Millionaires Club, Secretly Canadian
Fire! Orchestra Arrival, Rune Grammofon
Flying Lotus Flamagra, Warp
Hayden Thorpe Diviner, Domino
Human Switchboard Who’s Landing In My Hangar?, Fat Possum
Joan As Police Woman Joanthology, PIAS arch.
Koeosaeme Obanikeshi, Orange Milk
Kompozyt Hybrydism, Trees Will Remain
Lee Ranaldo, Jim Jarmusch, Marc Urselli & Balázs Pándi Lee Ranaldo, Jim Jarmusch, Marc Urselli & Balázs Pándi, Trost
Luca Productions Falaw, Luca Productions
Madonnatron Musica alla putanesca, Trash Mouth
Maria Fusco Eczema!, Accidental EP
Matias Aguayo Support Alien Invasion, Crammed Discs
Mazolewski/Porter Philosophia, Chaos/Agora
Mazouni Un Dandy En Exil 1969-1982, Born Bad arch.
Mazut Promień, Positive Regression
Metropolitan Soul Museum Travellers, Pets EP
Michał Kowalonek O miłości w czasach powstania, Chaos
Mike Donovan Exurbian Quonset, Drag City
Misha Bower Trying To Have It All, Outside
Mołr Drammaz Songs About Space and Bread, Mik.Musik DL, CD-R ltd + puzzle
Morrissey California Son, Etienne
Natalia Sikora Ailatan, Agora
Oren Ambarchi Sleepwalker’s Conviction, Black Truffle
Petrol Girls Cut & Stitch, Hassle
Primal Scream Maximum Rock ‚n’ Roll: The Singles, Creation komp. arch.
Pronoun I’ll Show You Stronger, Rhyme & Reason
Sarsa Zakryj, Universal
Sebadoh Act Surprised, Dangerbird
Seth Graham Hint, Mondoj
Sigurdur Rögnvaldsson feat. Tatu Rönkkö Harmonic Tremor, Eclipse
Skinny Pelembe Dreaming Is Dead Now, Brownswood
Steve Lacy Apollo XXI, Three Quarter
Sting My Songs, Universal
Swimming Tapes Morningside, Swimming Tapes
The Mauskovic Dance Band The Mauskovic Dance Band, Soundway
The Phoenix Orchestra Dust and Ash, 577 Records
Toshiya Tsunoda Extract From Field Recording Archive, Erstwhile
VA 25 Compost Records Box Set, Compost box arch.
VA The Sacred Entertainment: Réak, Ceremonial Horse Trance Music from Priangan, Discrepant
VA Rocketman OST, Virgin
Whenyoung Reasons To Dream, Virgin
Wszystkie płyty – poza oznaczonymi inną datą – ukazały się 24 maja
Komentarze
Bartku, chciałem tylko zauważyć, że EABS (ku mojemu rozczarowaniu) jeszcze nie wyszedł. Na Bandcampie jest data 7 czerwca:
https://eabs.bandcamp.com/album/slavic-spirits
@jonatankoot –> Nie jestem przyzwyczajony do udzielania takich odpowiedzi, ale cóż: jest w Empiku 🙂 Premiera cyfrowa później.
OK, to wstydliwie cofam uwagę i jednocześnie dziękuję za info 🙂 Pozdrawiam!
PS. A ponieważ to dla mnie chyba najważniejsza premiera w tym miesiącu, więc udaję się we wskazane miejsce 😉 Cóż, nie jestem przyzwyczajony, że premiera cyfrowa może być później. Miłego weekendu!
a wiec ten MORRISSEY, niepoprawny
(niedawno ukonczyl 60 lat, 22 maja) z nowym albumem „California Son” (BMG/Warner), prod. Joe Chiccarelli i niespodzinka z protest songami, dobrze ze nie jest ich autorem. No, bo Morrisey z plakietka brytyjskiego „For Britain”, malego ugrupowania prawicowego zalozonego przez pania Waters, wystapil w show amer. Jimmiego Fallona. No, od Morrisseya wszystkiego mozna sie spodziewac.
Trzeba przypomniec tutaj, ze jeszcze niedawno popieral Berniego Sandersa. Album z tekstami politycznymi, antyrasistowskimi z lat 60. Boba Dylana, Phila Ochsa, Buffy Saint-Marie. Ponadto jego wlasne interpretacje Roya Orbisona, Dionne Warwick czy tez
hommage to Jobriath, pioniera queerpopu. Jest tez Morrisseya kompozycja (+Marr)
z 1983 z czasow The Smith „Suffer the little children” (bardzo obrazowa biblijna).
Morrisey, 60 latek, trzyma sie dobrze. Ma niezeliczone rzesze fanow, niedawno z olbrzymim koncertem w Meksyku. We wrzesniu seria koncertowa w USA i Kanadzie.
*
Morrissey, „Suffer the little children”
https://www.youtube.com/watch?v=FEWbjuSZjGg