Lepiej nie można
Po czym rozpoznać wybitną płytę? Zapewne po tym, że nigdy się nie znudzi. Ale to banał. Gdy ktoś inny ją wykonuje, ciągle słyszycie z tyłu głowy oryginał. Ale to może być deprymujące. Na szczęście jest jeszcze coś na pocieszenie: bez względu na różnice i drobne mankamenty, ciągle się takiego materiału chce słuchać. Nawet w wersji coverowej. Dlatego, mam nadzieję, dzisiejsza propozycja to jednak bardzo, bardzo dobra wiadomość.
Ta płyta to nowa wersja Rock Bottom Roberta Wyatta. Klasycznego 10/10 we wszystkich standardach, wielkiego albumu nagranego przez muzyka, któremu życie – dokładniej upadek z okna, częściowy paraliż i wózek inwalidzki – zabrały umiejętności perkusisty, więc napisał i zaśpiewał materiał na solową płytę. Teraz cały zestaw sześciu piosenek – i jeszcze kilka innych z późniejszej dyskografii Wyatta (m.in. szlagierowe Shipbuilding i Maryan) – nagrał zespół North Sea Radio Orchestra, który, trochę z tylnego siedzenia, wydaje się prowadzić John Greaves – świetny basista sceny Canterbury, członek National Health i Henry Cow, okazjonalny współpracownik Wyatta. Reszta składu to Anglicy i Włosi, śpiewa dwoje gości specjalnych: Annie Barbazza i sam Greaves, bo 69-letni już Walijczyk jest ważną postacią, ale i gościem na tym albumie. Brzmieniowo mamy świat idący z liźniętego kameralistyką art rocka jeszcze mocniej w kameralistykę, z organami Farfisa, wibrafonem, smyczkami (skrzypce, wiolonczela), no i z gitarą, na której – tyleż świetnie, co dyskretnie – gra Craig Fortnam, na co dzień lider zespołu. Bo North Sea Radio Orchestra ma już kilka płyt na koncie – a nawet dość entuzjastyczną recenzję na Polifonii jednej z nich!
Nowe wersje są, poza warstwą aranżacyjną, dość wierne oryginałom, eksponują nieprawdopodobną melodię i gorzką lirykę Rock Bottom. Płyta utrwala materiał z koncertu we Włoszech i tu również została wydana – co nie powinno dziwić nikogo, kto kiedykolwiek poszukiwał rzadkich płyt z okolic Canterbury i na koniec trafiał na wydania z charakterystycznymi włoskimi nalepkami ich odpowiednika ZPAV-u. Koncert sprawia, że ten gest, z jakim emocje są kreślone, bywa czasem przesadny. Partie skrzypiec balansują czasem o włos od przekroczenia tej subtelnej granicy, za którą leją się łzy i lukier. Cała orkiestra zwalnia być może za mocno. Dodatki są dyskusyjne, robią być może niepotrzebne best of z albumu, który jednak był skończoną całością i perfekcyjnie, choć zarazem spontanicznie – dość szybko – zarejestrowaną jakością. Lepiej nie można, ważne że nie jest tak samo. Są jednak momenty bezdyskusyjnie udane – jak Alifie, które siłę tego szerokiego składu wykorzystuje wzorcowo. Niezły jest też finał Little Red Robin Hood Hit The Road. I wrażenie uczestnictwa w tym wydarzeniu – a przynajmniej chęć dołączenia do tego składu – mnie nie opuszczała.
Najważniejsze jest jednak to, że – jak już pisałem – z tyłu głowy wciąż słychać oryginalne wersje. I uwierzyłem jeszcze mocniej w geniusz tych piosenek Wyatta, które zasadniczo twórczo rozwijają, a zarazem wyczerpują formułę art rocka. Mocniej poczułem, jak niezwykle liryczna jest całość. Kto miał takie piosenki o sobie jak Alfreda Benge, żona sparaliżowanego artysty?
NORTH SEA RADIO ORCHESTRA with JOHN GREAVES and ANNIE BARBAZZA Folly Bololey. Songs From Robert Wyatt’s Rock Bottom, Dark Companion Records 2019, 7-8/10