Nie masz pomysłu na film? Zrób serial
Czasem najgorzej znaleźć dobry temat. I jeszcze zebrać na wejściu dobre recenzje. Co prawda sam do zeszłorocznego Konoyo Tima Heckera łączącego jego wizję muzyki elektronicznej z brzmieniami tradycyjnej japońskiej grupy gagaku podszedłem z pewnym dystansem, to w większości album chwalono. Teraz ukazało się Anoyo – kontynuacja, więc powinienem rzecz zbyć standardową poradą, że ci wszyscy, którym się podobała poprzednia płyta, będą zadowoleni. Ale przecież, szczególnie w tych czasach, znamy dobrze specyfikę seriali: przynoszą niemal gwarantowaną publiczność, ale też z biegiem czasu rośnie prawdopodobieństwo rozczarowania.
Słuchałem więc Anoyo – które nazywane bywa bonusem, pewnie po to żeby nie używać określenia „odrzuty z sesji” – już bez wielkich oczekiwań i nadziei na iluminację. W That World znalazłem nawet z grubsza starego Heckera z ornamentem brzmień japońskich w postaci oszczędnie wykorzystanych sampli, na początku myślałem więc, że to bardziej regularny album Kanadyjczyka inspirowany współpracą w studiu i na koncertach z instrumentalistami z Dalekiego Wschodu. Is But a Simulated Blur brzmi już jak rodzaj miksu – dwie części niby rozbrzmiewają obok siebie, ale producent – niczym didżej – próbuje je skleić w jedną całość. W większości materiał z Anoyo brzmi zresztą delikatniej – jak dalsze echo Konoyo. A echo w gagaku odgrywa istotną rolę. Albo, powiedzmy, jak herbata z drugiego czy trzeciego parzenia. I dla tych, których poprzedni album zdenerwował, może to być nawet dobra wiadomość. Ale jednak nie dla wszystkich. To końcowe You Never Were przynosi odpowiedź na to, co się mogło dziać na tym spotkaniu – ten utwór to w największym stopniu dialog. Ale nie taka rozmowa, która doprowadza do jakiejś zupełnie nowej prawdy. To elegancka, ale trochę jednak pachnąca kurtuazją, wymiana zdań. Przy czym każdy mówi w swoim języku. Pół gagaku z połową Heckera (który przecież we własnych produkcjach dość regularnie błyszczy), nie do końca składające się w jedną całość dopóki Hecker nie zaczyna wyraźnie dominować, wychodząc niejako na solo – od połowy robi się z tego nawet dość imponujący utwór.
Nie musiałem daleko szukać skojarzeń, bo akurat w tygodniu, gdy wyszła płyta Heckera, znalazłem na Facebooku krótką migawkę Pawła Romańczuka (Małe Instrumenty) z artystycznej wizyty w Japonii. Oczywiście ciekaw jestem artystycznych efektów tej podróży, ale ujęła mnie opowieść o sklepiku z instrumentami, opublikowana w otwartym trybie, więc pozwolę sobie wkleić:
Japonia rynkowi się, jak widać, nie kłania i natarczywej promocji nie uprawia. Czy aby nie tak było z mistrzami gagaku, którzy pojawili się na sesjach z Timem Heckerem? A może to jednak zbyt duża różnica w sposobie myślenia o muzyce: gagaku mocno i gwałtownie gra dynamiką, podczas gdy działania Heckera opierają się na powoli nabrzmiewającej jednostajności, statyczności. Anoyo jest płytą na tyle delikatną, że pewnie da się lubić, ale trudno nie zauważyć, że jego twórcy operują cały w dwóch różnych płaszczyznach, a może nawet w swoich światach. A Hecker nie do końca miał – ze smutkiem to stwierdzam – jakiś głębszy pomysłu na to gagaku niż grać swoje.
TIM HECKER Anoyo, Kranky 2019, 6/10