Mazurek, Adasiewicz i cała reszta
Jak można nie celebrować przyjazdu do Polski tria złożonego z muzyków o tak miłych dla polskiego ucha nazwiskach jak Mazurek czy Adasiewicz? Szczególnie, że całą resztę stanowi John Herndon. Choćby i nie-Polak, ale za to zjawiskowy perkusista. Oto Starlicker.
Oto z kolei cztery szczęśliwe numerki dla poszczególnych części Polski: 26. w Krakowie, 27. we Wrocławiu, 28. w Poznaniu i 29. w Warszawie. Mówimy o październiku, nie o listopadzie, żeby później nie było, że Was wyprowadziłem w pole i straciliście koncert roku.
Z tym ostatnim mogłem przeszarżować, ale nie musiałem. Półtora roku temu Mazurek przyjechał do nas ze swoim kwintetem, który de facto ma w składzie tych samych muzyków plus jeszcze basistę Matta Luxa i kontrabasistę Josha Abramsa. I dali taki koncert, że później nic mi się nie podobało na scenie przez kilka miesięcy. To faktycznie był jeden z najlepszych koncertów roku.
Pierwsze, co rzuca się w uszy, gdy słuchamy Starlickera? Kompletność brzmienia. Herndon na perkusji i Jason Adasiewicz na wibrafonie pospołu muszą wprawdzie wypełniać lukę po basie (Rob Mazurek ze swoim kornetem nie ma na to szans). I udaje im się trzymać balans tonalny przez cały czas – ba, założę się, że przy pierwszym słuchaniu braku basu w ogóle nie odnotujecie. Te trzy instrumenty grają też – w obrębie ładnych kompozycji Mazurka – bardzo solowo jednocześnie. Chwilami są to bardziej trzy strumienie rytmiczne, chwilami raczej trzy prowadzone jednocześnie melodie (Herndona można spokojnie w to wciągnąć). Ale nigdy, ani przez moment, nie można narzekać brak bodźców. Sporo tutaj podobnych rozwiązań do tych, które znamy z kwintetu, ale mam wrażenie, że to już wynika ze sposobu działania samego Mazurka, którego znamy już z formacji o składzie rozwijanym od duetu wzwyż (Chicago Underground). Starlicker jest więc takim pomniejszeniem składu z tego samego suwaka, na którym wyżej znaleźlibyśmy Rob Mazurek Quintet. A raczej Quintet był powiększeniem – bo idea tria była w tym wypadku pierwsza. „Czuję się, jak gdybym szukał takiego brzmienia przez 20 lat” – mówi Mazurek. Cóż, po raz kolejny znalazł nie tylko brzmienie, ale nawet pewien uniwersalny patent, szkielet, na bazie którego może tworzyć kolejne projekty.
Więcej o geniuszu Mazurka dowiecie się, jeśli tak jak ja pójdziecie tropem postaci kluczowej dla brzmienia Starlicker, czyli wibrafonisty Jasona Adasiewicza, i kupicie sobie jego autorski album „Sun Rooms”. Przede wszystkim, to spotkanie z dużo bardziej konwencjonalnym graniem. Świetna sekcja McBride-Reed jest tu „tylko” sekcją, a lider w początkowo oryginalny, a potem jednak dość przewidywalny sposób, zastępuje fortepian z klasycznego jazzowego tria. To już jest album dla nieco innego odbiorcy – zagorzali fani jazzu mogą się odnaleźć w szukaniu niuansów, odstępstw od kanonu. Ja szukałem jakiegoś pomysłu na granie na bardziej ogólnym poziomie i zostanę przy Mazurku.
STARLICKER „Double Demon”
Delmark 2011
8/10
Trzeba posłuchać: „Triple Hex”.
Rob Mazurek & Starlicker from Keroxen on Vimeo.
JASON ADASIEWICZ „Sun Rooms”
Delmark 2010
6/10
Trzeba posłuchać: „Overtones of China” z repertuaru Sun Ra.
Komentarze
Dla mnie to jest jazzowe wydarzenie sezonu, mogę się tylko podpisać pod Twoimi zachętami. Tytułem uzupełnienia, we Wrocławiu na otwarcie zagra Mikrokolektyw, więc na bis można się spodziewać wspólnego występu wszystkich pięciu muzyków. W PopUpie mamy też akurat konkurs, w którym można wygrać po dwa zaproszenia na koncerty we Wrocławiu i Warszawie (Kraków już rozdysponowany) http://www.popupmusic.pl/konkurs/79/starlicker
Szanowny Panie Bartku!
Nie wiem już, pod którym wpisem przypominałem sobie o wzmiankach w naszej prasie o zespole REM, więc pozwalam sobie garść świeżych informacji zamieścić tutaj.
W MM (nie Melody Maker, tylko Magazyn Muzyczny 🙂 ) ze stycznia 1986 roku w artykule ” Króle Damy i Walety” Jerzego A. Rzewuskiego czytamy „Odkryciami ubiegłych lat były bez wątpienia takie formacje, jak The Cramps z Kalifornii i REM z Athens w stanie Georgia, zwracające się ku rockowej tradycji i odżegnujące się od konfekcyjności cechującej pop lat 80-tych” REM przytaczane było w tym tekście jeszcze dwa razy. Z kolei MM z września 1986 roku wzmiankuje (rubryka 33 1/3) o płycie „Life’s Rich Pageant”. W marcu 1987 roku Wiesław Królikowski popełnił o nich 1,5 stronicowy artykuł.
To tyle w temacie, musiałem to sprawdzić, bo inaczej nie spałbym po nocach mając podejrzenia, że czegoś nie pamiętałem i wprowadzałem Pana i czytelników w błąd.
Serdecznie pozdrawiam!
@miderski –> Dziękuję bardzo. Jednozdaniowe podsumowanie twórczości REM u Rzewuskiego – świetne. Nie wiem, czy Pan zauważył, ale jeden z ostatnich wpisów poświęciłem m.in. jego pamięci: http://polifonia.blog.polityka.pl/2011/10/11/20-lat-temu-o-tej-porze-pazdziernik-1991/
– poniekąd z inspiracji naszą wymianą zdań na temat REM. Pozdrowienia!
Chciałbym by większość muzyków była tak płodna a zarazem trzymała każdorazowo poziom jak Rob Mazurek. Nowy Starlicker świetny, choć „Sound Is” Quintetu nie przebił. Szkoda, że koncerty daleko od domu i terminach nieodpowiednich. Czekam na relację z warszawskiego koncertu.
Kilka tygodni temu pojawił się też nowy, doskonały album Sao Paulo Underground. Chyba najbardziej przystępny w dorobku SPU, ale to pozytyw. Tu więcej o nim http://www.popupmusic.pl/no/33/recenzje/1382/sao-paulo-underground-tres-cabeas-loucuras
wczoraj w krakowie starlicker dał naprawę znakomity koncert. jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości lub wahania czy wybrać się na koncert w innych miastach to panowie na żywo na pewno je rozwieją.
Koncert w Krakowie – rewelacja!
A @miderski: ha, fajne zestawienie R.E.M. i The Cramps 🙂
I po koncercie (-tach). Zapraszam do obejrzenia/przeczytania fotorelacji z warszawskiego http://www.popupmusic.pl/no/33/galerie/346/starlicker-rob-mazurek%2C-john-herndon%2C-jason-adasiewicz W skrócie – rewelacja, nawet, a może zwłaszcza, znając płytę na wylot (wtedy nie ma ryzyka tęsknoty za basem). A trio Adasiewicza przyjęło teraz nazwę Jason Adasiewicz Sun Rooms i właśnie wydało w Delmark drugi album „Spacer”. Niestety Adasiewicz go ze sobą nie miał. Pierwszy nie jest przełomowy, ale jest fajny, nowy chętnie kupię
http://www.allaboutjazz.com/php/article.php?id=40624
Może tej Pani płyty przypomnieć.