Rozruchy bez ruchu
There’s a Riot Going On, słodkich snów
Bo muzyka trochę senna, a tu znów
Czarny protest rusza w piątek,
Czas najwyższy podjąć wątek
Płyty Yo La Tengo – zatem kilka słów.
Tytuł, jak wiecie, nawiązuje do
Klasyka Sly & The Family Stone
Lecz podobieństw nie ma wiele,
Równie dobrze Marzyciele
I sześćdziesiąty ósmy mógł podsunąć ton.
Bo jak na bunt to ciche może wydać się,
Lecz mnie głośne uspokaja. Myślę, że
Skoro hałas tak wycisza,
Spokój ciszy to jest klisza,
Zresztą to może być cisza przed burzą, nie?
Ambient i retro z mrugnięciem okiem –
Coś jakby dream pop powstał w Hoboken.
Ten głos Kaplana (Iry) i
Rytmika Georgii (Hubley),
Aparat wykonawczy sprawny rok za rokiem.
Skojarzenia? W She May, She Might trochę Floyd,
Dalej jest The Flaming Lips w Let’s Do It Wrong,
Dwa kawałki jak z Abramsa.
James McNew buduje trans tam
Na kontrabasie, który znowu wziął do rąk.
Rozruchy co delikatniejsze
Są trochę jak recenzje wierszem,
Antyfejsowy ruch na fejsie,
Sztuka dla sztuki z wątłym sensem,
Lecz może właśnie tym piękniejsze?
Bo There’s a… to przyjemna płyta
I jeśli ciągle pytasz/wołasz
A gdzie ten bunt? Gdzie bunt? Gdzie jest?
To podpowiadam krótki test.
Wyłącz tę płytę – i to może bunt wywołać.
YO LA TENGO There’s a Riot Going On, Matador 2018, 7/10