Bóg Dylan
„O kim to właściwie ma być? O średniej klasy gitarzyście? O schematycznym, bezsensownym harmonijkarzu? O wokaliście, o którym pisano, że ma głos jak stara szkapa? O poecie, którego wiersze dużo tracą bez muzyki?” – wybaczcie mi przedruk, ale to zamierzchłe lata 80., magazyn „Non Stop” i tekst Filipa Łobodzińskiego, który pamiętam do dziś. Nie dość, że fajny, to jeszcze zawierał – uwaga! – tłumaczenia tekstów aktualnego literackiego noblisty. Bo tak chyba możemy teraz mówić o Bobie Dylanie?
Tym razem dalszy ciąg tekstu znalazł się na stronie Polityka.pl, ale cóż, tylko Bob Dylan potrafił być kilkoma osobami naraz.
Komentarze
Koncert dla j e d n e g o fana
a ponizej BOB DYLAN z grupa dla jednego (!) sluchacza Fredrika Wikingsona, autora
szwedzkich talk shows (Philadelphia, 23 listopada 2014)
https://www.youtube.com/watch?v=tMyRwlr6dCU
Mimo wszystko, mam mieszane uczucia. Rozumiem, że przełom, że hołd oddany muzyce, że teksty piosenek to też literatura… Ale w tym miejscu stop. Bo nie zgodzę się jednak z tym, że Nagroda Nobla ma mieć wymiar masowości i podążać za trendami i jednak modami. Nie znam aż tak dobrze lirycznej twórczości Dylana. Ciekaw jestem tych jego zbiorowych tomików, które swego czasu wydał, ale mimo wszystko pozostaję sceptyczny. Szczególnie, że przez kilka lat przez moje ręce przechodziły liczne rękopisy różnych twórców, którzy dobijali się do literackich bram. Było ich naprawdę wiele (dziennie dostawałem po kilka tekstów). I wtedy uświadomiłem sobie skalę nieszczęścia, które wynika właśnie z owych mód i zbliżania literatury do ludzi, tworzenia trendów etc.
Rzecz jasna jako wyznawca niemal apologetyczny folkowych bardów i singer-songwriterów cieszę się, szczególnie w czasach totalnej deprawacji muzycznych tekstów, że ten fragment kultury został doceniony. I zdaję sobie sprawę, z kontekstu, bo oto uhonorowano śpiewaka, barda, współczesnego minstrela, trubadura i truwera… Tylko mimo wszystko wydaje mi się, że nawet u singer – songwriterów tekst częściej jest niż bywa koherentny z muzyką. I współczesne znaczenie tekstów pieśni, ma jednak inny wymiar niż pieśni średniowiecznych i antycznych.
By moje wątpliwości jeszcze nieco podsycić zapytam czy recenzując płyty Dylana (ale nie tylko) koncentrujemy się na tekstach pomijając muzykę? Raczej nie. Nie spotkałem się z tym, nawet w przypadku autorów tzw poezji śpiewanej (już to widzę – płyta Turnaua muzycznie jest niezborna, chaotyczna, mdła i nijaka, ale teksty zwalają z nóg i biją po ryju co czyni płytę wybitną i najważniejszą w dorobku artysty). Niestety, nawet najlepsze teksty nie są w stanie obronić średniej, lub słabej muzycznie. płyty.
Pozdrawiam i przyjmuję wszelką krytykę. Po prostu czuję się dziwnie. Równie dziwnie jak wtedy, gdy Literackiego Nobla dostał Dario Fo. Inna sprawa , że wielu Literackich Noblistów „przeminęło z wiatrem”, a Dylan pewnie trafi nawet pod strzechy.
Nagroda Nobla w dziedzinie literatury już dawno przestała mieć opiniotwórcze znaczenie, przynajmniej w środowiskach literackich. Zresztą już w odległej przeszłości, czyli np. w 1905 roku tą nagrodą uraczono Henryka Sienkiewicza za całokształt twórczości. To dopiero była aberracja, czyż nie?
Kiedy rozdaje się nagrody w tej dziedzinie za „osiągnięcia” lub rzekomy „wpływ”, musi to prędzej czy później zakończyć się kpiną…
To tak, jakby Nobla otrzymywali naukowcy za to, że sporo czasu spędzili pod wyciągiem i nawdychali się szkodliwych substancji, pracując nad jakimiś bzdurami dla dobra ludzkości. Całe szczęście, w kategoriach naukowych jeszcze takiej błazenady nie ma.
Dziadzio Dylan dostał nagrodę pocieszenia u kresu swego życia, choć jego realny wpływ na kulturę miał miejsce ponad 50 lat temu, a wartościowych płyt nagrał 2 może 3 i to na samym początku swojej działalności.
Tego typu polityka wyróżniania przez szkokholmską akademię ważnych twórców w dziedzinie literatury kompromituje tę instytucję.
Dylan otrzymał tę nagrodę za „stworzenie nowych form poetyckiej ekspresji w ramach wielkiej tradycji amerykańskiej pieśni”. Czy to oznacza, że gremium tej akademii dopiero po 50 latach dostrzegło te „nowe formy” i się nimi zauroczyło?
Bob Dylan ma klopot tylko z ta nagroda. Podobnie jak wieloma innymi np. Polar Prize.
Odbierze, nie odbierze osobiscie? Juz zadaja pytania niektorzy.
„Zwalanie z nog i bicie po ryju” – nie znam rzeczonego Turnaua ( za dlugo poza Krajem).
„Niezbornosc, chaotycznosc, mdlosci” – vox populi.
PS a ja slucham Boba Dylana (muzyke i tekst) – i daj Boze mu zdrowie, mazel tov.
ozzy
14 października o godz. 7:52
Czołowy kontestator i ponoć brzydzący się „stadnością” powinien chyba olać tę dziwną nagrodę, nie uważasz? Będzie miał takie jaja, jak Jean – Paul Sartre?
A sama nagroda jest już tyle samo warta, co ten order, który otrzymał niedawno Misiewicz.
W obu przypadkach, nie jest ważne kiedy ją się otrzymuje i za co. Ważne, że to do tego wyróżnienia nie jest dopinany człowiek, tylko człowiek do wyróżnienia.
@Rafal
Jean – Paul Sartre, l´être en-soi, to zupelnia inna historia – inne czasy i sam Filozof.
Nie wiem, kto ow Misiewicz ale komitet noblowski chce sie wyrwac z tych starych ram
gatunkowoliterackich a i sami „wybieracze” to juz inne pokolenie. Bob Dylan nie cierpi tej
czolobitnosci i kadzenia – stawia niesamowite wymagania swoim rozmowcom.
A ponadto zgadzam sie z Toba. Koncowe zdania komentarza mowia same za siebie.
@ArturMrozowski
a Dario Fo, „niesluszny” noblista, zmarl niedawno. I tak jego dramaty sa juz rzadkoscia na
scenach. RIP wraz z nimi.
Dzień dobry; Filip wciąż blisko z Dylanem jest – http://dylan.pl
Radio3 grało kiedyś w „Piosenkach bez granic”. I fajno, bo Filip pokazuje, że z Bobem 🙂 zupełnie jak z Cervantesem, i paroma innymi wielkościami – warto na pewno wciąż tam na nowo coś przekładać, odkrywać. A sam Noblista – mógłby już po „Tempest” znów zaczerpnąć z siebie samego. O ile pierwsze „Sinatry” zauroczyły mnie i wciąż mnie do siebie przyciągają i jakoś ładnie otulają, o tyle z drugich pamiętam jedynie „That old black magic”. Sumując: ja się akurat cieszę, ale jak w czasie obiadu oglądałem wczoraj red. Rogowieckiego, który w TVN24 coś w tej materii telewidzom owej stacji tłumaczył, nie zrozumiałem nic 🙂 pa pa m
Trochę dziwią/smucą mnie te reakcje na Nobla dla Dylana. Sądziłem, że ta wiadomość zostanie przyjęta przez większość świata – zwłaszcza tzw. muzycznego (krytycy, odbiorcy) – zwyczajnym, chóralnym „Fajnie!”. A tu nagle jakieś kontrowersje, kręcenie nosem… Spokojnie, żaden inny muzyk już nigdy, przenigdy nie zostanie laureatem tej nagrody, więc nie ma co panikować, że literacki Nobel od tej pory będzie jakąś pop-laurką. To była jednorazowa akcja. Wszystko wróci do normy; w przyszłym roku nagroda trafi w ręce mało znanego pisarza X z kraju Y albo jednego z wielkich autorów, którzy od wielu lat czekają w kolejce. Osobiście się cieszę, że tekst piosenki został doceniony jako forma sztuki, bo chyba między innymi o to chodziło, prawda? Wydaje mi się, że tę nagrodę trzeba potraktować przede wszystkim jako symbol, jakby chciała powiedzieć: tekst piosenki może być dziełem sztuki, na równi z wierszem; tekst nie jest tylko dodatkiem do muzyki, może żyć w oderwaniu od niej, a te najlepsze powinny być czystą literaturą, która nie potrzebuje muzyki; wykonawcy powinni zwracać uwagę na tę sferę; więcej tzw. artystów powinno – jak Dylan – śpiewać o ważnych rzeczach, bo aktualnie jest z tym tragicznie. Widzę jednak, że świat inaczej to wszytko odebrał… Rafał – nie zgadzam się z Twoją opinią i mam nadzieję, że Dylan przyjmie nagrodę, w tym przypadku „bunt” byłby chyba czymś bardzo dziecinnym i niemądrym. Jeśli chodzi o Sartre’a, w jego wykonaniu to nie było zwykłe „fuck you” dla akademii, tylko coś bardziej skomplikowanego. W swoim wyjaśnieniu (znajdziesz je w internecie) podał kilka powodów, dla których wolał nie przyjąć nagrody, ale ostatnią rzeczą, jakiej chciał, było wywołanie skandalu swoją decyzją – i zapisanie się w masowej pamięci jako antynoblowski rocknrollowy buntownik… 😉
Roquentin Pneumokok
14 października o godz. 9:19
Ależ mi nie chodzi o tanie wywoływanie skandalu, tylko o pozostanie konsekwentnym, a tym samym poważnym i wiarygodnym twórcą.
Tanim skandalem byłoby, gdyby nagle taki gest podjąłby wykonawca/artysta, którego twórczość oraz ogólna postawa nie zawierały elementów buntu oraz sprzeciwu wobec zastanego systemu społecznego.
Twierdzisz, że słowa piosenki / utworu muzycznego mogą i powinny być traktowane na równi z innymi dziełami literackimi. Ogólnie z tobą się zgadzam, jest tylko jedno „ale”.
Nawet najwięksi tekściarze muzyczni nie osiągnęli dotychczas takiego poziomu literackiego, co ci poeci, który powszechnie są uznawani za istotne postaci współczesnej liryki. Oczywiście, taki Jim Morrison, którego teksty/wiersze uważam za dużo ciekawsze pod względem literackim od tych Dylanowskich, pozostanie w zbiorowej świadomości jako interesujący twórca, ale wystarczy poczytać dzieła Allena Ginsberga, by zderzyć te swoje wyobrażenie z rzeczywistością i nieco inaczej popatrzeć na tych muzycznych tekściarzy.
Więc oczywiście, należy jakoś doceniać i dostrzegać wyjątkowość tych tekściarzy związanych z muzyką rockową, ale nie poprzez Nagrodę Nobla, która powinna przede wszystkim wyróżniać tych, których dorobek faktycznie jest wyjątkowy, zarówno pod względem estetycznym, jak i tego znaczenia dla kształtowania kultury. Innymi słowy, ta nagroda powinna promować rzeczywiscie dzieła sztuki literackiej, a nie tylko przyzwoitych literacko twórców, których znaczenie było krótkotrwałe i problematyczne kilkadziesiąt lat wcześniej. Problematyczne, bo w przypadku Boba Dylana, moim zdaniem poezja Allena Ginsberga miała dużo większy wpływ na ludzi, była bardziej przenikliwa społecznie i co najważniejsze – była dużo lepsza jakościowo… A to Dylan został uhonorowany tą nagrodą, a nie Allen Ginsberg… I co gorsze, ten drugi już nigdy nie zostanie nią uhonorowany.
Proszę tego nie odbierać, ze przemawia przeze mnie jakiś tzw. ból dupy, że jeden tę nagrodę dostał, a drugi nie. Jeśli już mam ból dupy, to tylko w tym zakresie, że ci, którzy decydują o przyznawaniu tej nagrody, kierują się jakimiś poza artystycznymi kryteriami, nie do końca jasnymi… Co sprawia, że nagroda ta uczciwie nie oddaje stanu faktycznego…. Bo nagroda „za zasługi”, a oficjalnie za „stworzenie nowych form poetyckiej ekspresji …” tworzy groteskową aurę, której niedaleko do fałszu i zaklinania rzeczywistości.
@Roquentin Pneumokok Ależ z radością i entuzjazmem wczorajszą decyzję przyjęła zdecydowana większość nie tylko ze świata muzycznego. Ba, sądzę że dawno (w Polsce od czasów Szymborskiej, no i może Llosy) nie przyjęto tej nagrody z takim entuzjazmem. Być może także dlatego, że niekoniecznie trzeba było „siedzieć” w literaturze by znać lepiej lub gorzej Noblistę. I absolutnie kupuję Twoje wyjaśnienia, choć obawiam się, że przyznanie nagrody Dylanowi nie wpłynie na poziom tekstów (w Polsce na pewno, bo te od lat trącą aberracją). Niestety.
Ja wyraziłem tylko pewne wątpliwości, które jednak w tym całym hurra gdzieś się tam plączą (przynajmniej dla mnie). Jako człowiek zanurzony w świecie muzyki cieszę się, ale jestem też obecny nadal w świecie literatury i coś mnie w tym uwiera. I tyle. A jeśli chodzi o przyznawanie LNN nieznanym autorom, to niestety nie jest to problem Akademii tylko naszej kultury. Tak się składa, że mógłbym długo i ze szczegółami pokazać ci jak w ostatnich latach sprowadziliśmy nasze literackie gusta na kompletne manowce. Nie dość, że w Polsce czyta niewiele osób, to jeszcze spora część czytających czyta hm… wystarczy spojrzeć na listy bestsellerów i stan polskiej literatury. Mniejsza z tym. Bob Dylan. Super. Niech tak zostanie
@Rafał KOCHAN
W zasadzie nie zgadzam się z żadnym przez Ciebie napisanym w pierwszym poście zdaniem. Poza ostatnim akapitem.
Nie zgadzam się, że LNN nie ma kompletnie znaczenia. Owszem ma. Choćby wymiar finansowy, prestiżowy etc. Nie ma większego wyróżnienia dla kogoś, kto para się literaturą. Owszem pomyłki się zdarzały. W ostatnich latach na przykład Dario Fo (choć w jego doraźnej literaturze znajdziemy sporo z tradycyjnej włoskiej błazenady etc. I to prawda umarł wczoraj, a media które często informują o śmierci mało znanych aktorów tym razem się nawet nie zająknęły) czy Jelinek (moja osobista opinia). Ale Akademia wyróżniła przecież i genialnego Saramago i Grassa i Llosę, Coetzee, Pintera (tak byłem za), Clezio, Pamuka, Transtromera , czy jak dwa lata temu Modiano. To całkiem przyzwoita lista autorów, z których spora część pozostanie z nami jeszcze przez długie lata.
Owszem bez Nobla jest trzech, moim zdaniem najważniejszych pisarzy XX wieku – Proust, Kafka i Joyce. Ale w przypadku dwóch pierwszych Akademia jest usprawiedliwiona bo ich dzieła ukazywały się po ich śmierci. W przypadku Joyce’a to poważna rysa na prestiżu Komitetu Noblowskiego.
Jeśli chodzi o Sienkiewicza to muszę stanowczo zaprotestować. Traktujemy go ostatnio w kontekście współczesności, szkolnych lektur i polskiej martyrologii. To jest nonsens. Mnie nauczono „czytać” literaturę w kontekście – historycznym, społecznym, geograficznym etc. Niestety o tym się zapomina i dziś na przykład kapłani poprawności politycznej, albo dżenderyści wyciągają z tych dzieł treści, których w nich nie ma. Zarzuca się pisarzom coś przed czym bronić się nie mogą. Bo nie żyją w naszych czasach i nie mają naszej perspektywy. Co zrozumiałe, nie mają też głosu. Idiotyczne. Takie spojrzenie na literaturę niestety bliskie jest spojrzeniu Świętej Inkwizycji i Indeksowi Ksiąg Zakazanych (jest przekonany, że kapłani nowej dżenderowej religii taki indeks kiedyś stworzą)
Sienkiewicz miał wielką zdolność opowiadania, takiego snucia opowieści, bajania. Myślę nawet, że z trójki Prus-Żeromski-Sienkiewicz opowiadał najlepiej, „najładniej”. To szczególnie dzisiaj, gdy pisarze gimnastykują się z formą i nadekspresją własnego ja zdolność niebywała. W tamtych czasach także wielce ceniona, o czym zresztą świadczy uzasadnienie Komitetu. W dodatku Sienkiewicz był mistrzem powieści historycznej, niezwykle w tamtym czasie cenionej. I możemy na to wszystko pluć i wybrzydzać, ale nie byłoby dziś np. Dana Browna bez tej tradycji. Nie byłoby wielu historycznych kryminałów i „Gry o tron” bez tego backgroundu, który rzecz jasna jest kontynuacją średniowiecznych eposów rycerskich czy „praźródła” – „Iliady”. Nie byłoby filmów akcji, których bohaterowie niczym dzielny Roland w pojedynkę chcą uratować świat itd itd.. I choć z polskich prozaików tamtych czasów najwyżej cenię Prusa to rozumiem decyzję Akademii. Prus nie napisał „Quo vadis”. Książki w tamym czasie ważnej, która zrobiła wrażenie. I chyba jednej z nielicznych, która przebiła się w świecie.
Naprawdę warto czytać literaturę bez klapek współczesności bo dla młodziaków „Inny świat” czy „Archipelag Gułag” to już jakaś abstrakcja.
Sorry, długo wyszło.
Żeby nie było nie porozumień w kontekście Dario Fo napisałem „to prawda umarł wczoraj, a media które często informują o śmierci mało znanych aktorów tym razem się nawet nie zająknęły”. Nie chodziło mi, tak się niefortunnie złożyło o śmierć polskiego aktora, ale aktorów zazwyczaj amerykańskich.
ArturMrozowski
14 października o godz. 11:39
Mówiąc o znaczeniu, nie myślałem o aspekcie finansowym czy prestiżu. Przecież jasno napisałem o znaczeniu opiniotwórczym. Bądźmy poważni i nie rozmawiajmy o takich sprawach, czy laureat tej nagrody nie chciałby dostać miliona dolarów i sławy….
„Nie ma większego wyróżnienia dla kogoś, kto para się literaturą.”
Rozumiem, że napisałeś się to przez pryzmat własnych oczekiwań?
To tak, jakby napisać, że każdy reżyser marzy o Oskarze. Serio, aż tak smutne jest twoje życie?
„To całkiem przyzwoita lista autorów, z których spora część pozostanie z nami jeszcze przez długie lata.”
A czy ja napisałem, że co roku dochodzi do jakichś totalnych nieporozumień? Przeczytaj jeszcze raz moje wypowiedzi w tej sprawie.
„Jeśli chodzi o Sienkiewicza to muszę stanowczo zaprotestować. Traktujemy go ostatnio w kontekście współczesności,”
Ja go traktowałem zawsze i traktuję jako kiczowatego prozaika, który pisał hermetyczne, kiczowate powieści. Hermetyczne, bo w ograniczony sposób skoncentrowane na historii pewnego narodu… A kiczowate, bo bazujące na prostych, by nie powiedzieć – prymitywnych emocjach.
„Naprawdę warto czytać literaturę bez klapek współczesności ”
Właśnie z takimi klapkami należy czytać. Cóż to za literatura, której aktualność oraz uniwersalizm zaczyna i kończy na epoce oraz miejscu, w których została stworzona?
@ Rafał Kochan
Możemy się spierać. Pod jednym wszakże warunkiem. Bez durnych osobistych wycieczek, po których muszę udowadniać, że nie jestem ufoludkiem (co to znaczy, „pryzmat własnych oczekiwań”?, Jezu, Rafał argumenty, a domniemania na poziomie tabloidu). Porównywanie LNN do Oskara ma się nijak. Bo Oskar to nagroda Amerykańskiej Akademii Filmowej etc. etc. Tak, literacki Nobel dodaje prestiżu choćby w takim znaczeniu, że laureat jest tłumaczony, wydawany, a i sprzedaż jego książek dzięki nagrodzie wzrasta (czasami znacznie i nie mam na myśli tylko Polski). Jest także zapraszany na różne festiwale itd. itd. I tak nie ma większego wyróżnienia dla pisarzy niż Nobel. Jeśli znasz większe, chętnie go poznam.
Chętnie dowiem się także na czym polega kiczowatość Sienkiewicza (choć mogę podejrzewać i obawiam się, że to już poziom dyskusji akademickiej o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą) i jego hermetyczność („Quo Vadis” hermetyczne????) skoro dostał Nobla i swoimi historiami „pewnego narodu” podbił jednak w tamtym czasie świat. Idąc twoim tokiem myślenia należałoby także uznać za „skoncentrowane na historii pewnego narodu” takie książki jak „Wojna i pokój”, „Doktor Żywago”, „Waverly” powieści Hugo, Zoli i Balzaca, a nawet „Blaszany bębenek” Grassa i wiele ,wiele innych powieści dotykających kwestii ważnych z punktu tego czy innego narodu. No i na koniec pytanie, a o jakim narodzie ma pisać pisarz??? Bo nie kumam?
Rozumiem, że chcesz i lubisz kontestować wszystko i za wszystko. W porządku. Zazdroszczę ci takiej sprawności i ostrości widzenia. Ja tak szybko nie potrafię wyrzucić wszystkiego do kosza. I boję się, że czasami kontestacja staje się zbyt permanentna i zaczyna się samonapędzać. Osobiście wolę jednak zanim wypowiem łatwy i obraźliwy sąd jednak powąchać, sprawdzić i spróbować zrozumieć. Wiem, że to nudne, ale nigdy nie zapomnę mojej egzaminacyjnej rozmowy ze śp. prof. Podrazą – Kwiatkowską właśnie o pozytywistycznych (i nie tylko) powieściach historycznych. Ona w przeciwieństwie do prof. Markiewicza nie miała do nich aż tyle serca, ale pięknie mi wytłumaczyła, że gorąca i młoda głowa niekoniecznie sprzyja właściwemu osądowi i że trzeba do tego odrobinę cierpliwości i zrozumienia. I pozwolisz, że pozostanę jej przesłaniu wierny. Co nie oznacza, że będę kochał Sienkiewicza, ale spróbuję go zrozumieć w kontekście jego czasów. I powiem Ci coś, co może Cię nieco przerazić, ale kontestacja Sienkiewicza stała się bardzo ostatnio modna. Ba, mainstreamowa!
Re: Rafał – masz rację, że „nawet najwięksi tekściarze muzyczni nie osiągnęli dotychczas takiego poziomu literackiego, co ci poeci, który powszechnie są uznawani za istotne postaci współczesnej liryki”. Teksty mają funkcję i funkcję niż poezja, muszą też dopasować swoją strukturę do muzyki, więc to oddzielna dyscyplina. Z drugiej strony utwory Ginsberga (nie jestem ekspertem, ale trochę się orientuję) mógłby śpiewać Morrisson albo Dylan (chyba obaj mocno się nim inspirowali, prawda?), wtedy jednak forma tych piosenek musiałaby być dłuższa i luźniejsza, a la „The End”. Swoją drogą, uwielbiam muzykę z warstwą „spoken word” i zawsze żałowałem, że tak mało jej powstało. Jeśli chodzi o Twoje refleksje a propos tego, że Nobel powinien być nagrodą stricte literacką, i to jeszcze na bardzo wysokim poziomie, absolutnie się zgadzam, ale tak jak pisałem, ten jednorazowy wybryk już się nie powtórzy i wszystko wróci do normy (kiepskiej normy?), więc jak dla mnie ten Nobel dla Dylana jest tylko fajną anomalią 🙂
Re: Artur – „Nie dość, że w Polsce czyta niewiele osób, to jeszcze spora część czytających czyta hm…” – Tak, czytelnictwo w Polsce jest totalnym dramatem, i to piętrowym, bo nawet gdyby statystki podskoczyły o xx procent, to i tak nie byłoby z czego cieszyć, większość ludzi czyta rzeczy, które – moim zdaniem – mają tylko fizyczną formę książki, ale nie są prawdziwą literaturą (fatalnie brzmi to określenie, ale trudno). Czy nie jest też trochę tak, że nagroda Nobla już dawno wpadła w pewną pułapkę, tzn. jest z natury zbyt… nobliwa, powinna trafiać do wybitnych pisarzy, a najlepiej gdyby przed śmiercią zdążył ją dostać każdy wielki literat i wszyscy byliby happy? To oczywiście technicznie niemożliwe. Muszą też dawać nagrodę młodszym pisarzom, ale czasy wielkich książek/twórców się skończyły, więc jest problem. Ciekaw jestem – gdyby to od Ciebie zależało, komu przyznałbyś Nobla? Ograniczmy się do pisarzy żyjących i aktualnych.
„Teksty mają funkcję i funkcję niż poezja” – sorry, miało być: Teksty mają funkcję i formą inną niż poezja (…).
ArturMrozowski
14 października o godz. 14:06
No tak, pozwoliłem sobie na odrobinę złośliwości pod twoim adresem, ale nie powinieneś tego tak osobiście przyjmować. Czasami sięgam po tę złośliwość, by nieco rozładować powagę swojej wypowiedzi.
Piszesz: „Porównywanie LNN do Oskara ma się nijak. Bo Oskar to nagroda Amerykańskiej Akademii Filmowej etc. etc. ” – no właśnie, skoro mowa o argumentach, to nie do końca rozumiem tego. Przecież Oskar dotyczy nie tylko filmu amerykańskiego… Poza tym chodzi tu o prestiż…. W jednym i drugim przypadku jest tak, że wielu artystów, łasych na nagrody, chętnie przytula się do tego wyimaginowanego prestiżu. W jednym i drugim przypadku spełniane są marzenia niektórych artystów…. A taka Wiesława Szymborska z wielką niechęcią jechała po odbiór tej nagrody i w wielu wypowiedziach zaznaczała, że czuje się obco, będąc wyróżnioną tym Noblem. Co oznacza, że nasza poetka żadnego prestiżu nie odczuwała … mało tego, ten prestiż był dla niej ciężarem wręcz… Oczywiście można napisać, że nasza noblistka była skromna lub postanowiła zagrać publicznie rolę takiej skromnej, a w głębi ducha przebierała nóżkami, by w końcu był w blasku fleszy.
Mam nadzieję, że chociażby ten przypadek pozwoli ci wyobrazić sytuację, że nie każdy artysta musi marzyć o tej nagrodzie.
„Chętnie dowiem się także na czym polega kiczowatość Sienkiewicza”
Przecież napisałem wcześniej, na czym polega jego kiczowatość. Przypomnę: „A kiczowate, bo bazujące na prostych, by nie powiedzieć – prymitywnych emocjach”.
„Rozumiem, że chcesz i lubisz kontestować wszystko i za wszystko.”
Nieprawda. Zbyt mało mnie znasz. Na przykład nie kontestuję projektu ustawy zaostrzającej warunki aborcji.
Poza tym, nie rozumiem dlaczego moja „kontestacja” w sprawie Dylana i Sienkiewicza powoduje, że masz obawiać się o pozostanie wiernym przesłaniu swojej nauczycielki. Pisząc o tym jednak zdajesz się właśnie mieć cały czas tę „gorącą i młodą głowę, która niekoniecznie sprzyja właściwemu osądowi”.
Roquentin Pneumokok
14 października o godz. 14:08
„Swoją drogą, uwielbiam muzykę z warstwą „spoken word” i zawsze żałowałem, że tak mało jej powstało.”
Ja też taką bardzo lubię. Trudno oszacować, jak wyglądałyby utwory muzyczne z tekstami Ginsberga. Bardzo hermetyczne teksty Jona Andersona z YES do takich albumów, jak „Close to the Edge”, dawały radę.. Nie mówiąc już o MAGMIE. Na pewno byłoby to spore wyzwanie, ale kto powiedział, że należy iść na łatwiznę?