Shabaka jak Kamasi? (tydzień mocnych płyt cz. 3)

Gdyby Shabaka Hutchings był Polakiem, nazywałby się pewnie Chaciński. Gra świetnie, więc z chęcią uznam go za swojaka. A ponieważ żyjemy w czasach, gdy swojaków wreszcie wspierać można już całkiem oficjalnie, to pozwolę sobie wesprzeć dobrym słowem tego Chacińskiego z Karaibów (właściwie to urodzonego w Anglii, później mieszkającego czas jakiś na Barbadosie, a dziś znów działającego na Wyspach Brytyjskich), licząc na to, że Shabaka kiedyś uczyni jakiś miły gest w moją stronę. Chociaż co tam! Już uczynił, nagrywając najlepszą płytę swoim dorobku. I idąc w znacznej mierze tropem Kamasiego Washingtona.

Tu przyda się uwaga, że 32-letni Shabaka grywa na saksofonie tenorowym (zaczynał na klarnecie) i, tak jak Kamasi w Kalifornii, robi za miejscową nadzieję jazzowych okolic. Muzyki sięgającej głęboko do tradycji, a zarazem łatwo przyswajalnej dla niejazzowej publiki. Z bloga Shabaki wiem, że zna twórczość Kamasiego. Występowali nawet na tej samej imprezie – zeszłorocznym London Jazz Festival. Shabaka też powołuje się na przodków (choćby w nazwie tego projektu) i chętnie sięga po afrykańskie dziedzictwo – na płycie Shabaka and the Ancestors Wisdom of Elders, którą dziś chcę polecić, zwraca się w kierunku Republiki Południowej Afryki. Album nagrał w Johannesburgu, wyłącznie z lokalnymi muzykami (m.in. z Amandla Freedom Ensemble), którzy od pierwszych sekund konstruują w długich kompozycjach potężne groove’y, na których Hutchings dialoguje z grającym na alcie Mthunzim Mvubu, czasem grając z nim unisono swoje imponujące tematy (świetne Natty). Za te groove’y odpowiedzialny jest w dużej mierze świetny kontrabasista Ariel Zamonsky – może nie od razu Polak, ale ciekawy muzyczny emigrant, z Argentyny do RPA. Od pierwszych minut mamy tu również wokalistę – Siyabonga Mthembu popisuje się szczególnie w przejmującym bluesowym psalmie, wykonywanym najpierw po angielsku, a później (chyba) w zulu The Observer. Ogólnie dużo podobieństw, choć i styl gry Hutchingsa jest nieco inny, nieco bardziej elastyczny, a muzyka jego ośmioosobowego zespołu jednak nie tak epicka jak na The Epic. Momentami jest też bliższa – jeśli już szukać wśród wielkich – twórczości Davisa (Mzwandile) niż Coltrane’a.

Rzecz w tym, że Shabaka ma szansę się wyżyć także w innych stylach. Na Polifonii pojawił się już jako członek sensacyjnego Melt Yourself Down, a także nominowanego właśnie do Mercury Music Prize zespołu The Comet Is Coming – odpryski kosmicznego stylu tych ostatnich pojawiają się na moment na Wisdom of Elders – choć są tu też akcenty przypominające o współpracy Hutchingsa z Sun Ra Arkestrą. A żeby o moim karaibskim koledze opowiedzieć wszystko – świetne recenzje zbiera też jego kwartet (nietypowy: saksofon, tuba i dwie perkusje) Sons Of Kemet. Występował też na opisywanym niedawno na Nowej Muzyce krążku Anthony’ego Josepha. Na boku zostawiłbym w tej wyliczance The Heliocentrics – grupę, dla której Hutchings jest moim zdaniem zwyczajnie zbyt dobry.

Shabaka może się więc ścigać z Kamasim także pod względem różnorodności wykonawców, z którymi współpracował. Ale tak naprawdę są częścią jednego pokolenia, jednej globalnej afrojazzowej sceny. A mnie interesuje w tym momencie przede wszystkim świetna jakość oferowanej przez niego muzyki.

SHABAKA AND THE ANCESTORS Wisdom of Elders, Brownswood 2016, 8/10