Lista przebojów dronów

Nie będę się tu rozwodził nad przewagami muzyki dronowej, bo duża część osób, które tu zaglądają, już je zna. A cała reszta pewnie wcześniej czy później – porównując tę muzykę z czołówką Topu Wszech Czasów – dojdzie do wniosku, że utwory dronowe mają formę swobodniejszą od Bohemian Rhapsody, przynoszą więcej skupienia niż Brothers in Arms, są wreszcie bardziej posępne i dekadenckie niż Riders on the Storm. A w Again Archive (aktualne czwarte miejsce na TWC Radia 357, spadkobiercy Trójki) właściwie jedynym fragmentem, którego mogę słuchać po raz kolejny bez zgrzytania zębami jest w tym momencie minuty moduł z grubsza złożony z dronów. Zresztą duża część alternatywnej wersji takiego topu, złożona np. z Lucy in the Sky with Diamonds Beatlesów czy Venus in Furs The Velvet Underground wykorzystywałaby drony jako jeden z podstawowych środków wyrazu. Dużą zaletą dronów jest przy tym to, że opisuje się je szybko, a słucha wolno, w związku z tym są nurtem stosunkowo nieprzegadanym. Może dlatego tak często sięgam po nie tutaj, bo komu się chce produkować na wyścigi kolejne akapity po 16 latach blogowej działalności. Muzyka dronowa, w której można się zatopić na długie godziny, przynosi zwykle korzystny stosunek czystego słuchania do analizy formalnej, a przy tym jeszcze doskonale nadaje się na ten czas w roku – lepiej niż muzyka zmarłych artystów z list przebojów. Dalej będzie już krótko i na temat.          

Zacznę od Krija – polskiego tria, które nazwą nawiązuje do rytualnych, medytacyjnych praktyk religii Wschodu. Na okładce przeczytacie, że muzycy (Emil Pietrzyk, Lila Waszkiewicz i Paweł Szpura) grają na gitarze, skrzypcach, flecie shakuhachi i perkusji, ale momentami z trudem uda wam się to odgadnąć. Najbardziej tradycyjną formę, w której perkusja i gitara zdają się budować fragment improwizowanej jam session, czyli najkrótsze w zestawie San, okalają tu fragmenty uderzające masami przetworzonego aż do kompletnej nierozpoznawalności dźwięku. Nie jest to album noise’owy, starannie nagrane i dobrze ukształtowane w postprodukcji drony są na swój drewniano-metalowy sposób przyjemne.  Brzmią momentami jak gdyby wyjściowe instrumenty zmiksowano w blenderze o dużej mocy, a mieszaninę dawano do wypicia w trakcie jakiegoś dziwnego obrzędu (najmocniej działający na tej płycie Void). Nie jest to zresztą bynajmniej typowa dronowa muzyka, opublikowany tydzień temu Klang (Pawlacz Perski 2023) to różnorodny zestaw, w którym znajdzie coś dla siebie każdy – oczywiście spośród tych, którzy zechcą tu czegokolwiek szukać. 

Kto się cofnie do września, ten ma szanse wrócić do ambientowo-dronowej, bardziej statycznej, a zarazem czytelnie osadzonej w sposobie myślenia skrzypaczki posługującej się syntezatorem, drugiej płyty Pauline Hogstrand. To szwedzka artystka mieszkająca w Danii, której inspiracje prowadzą z kolei w stronę lapońskiej przyrody. Áhkká (Warm Winters Ltd. 2023) przynosi dwa długie utwory, z których – skoro to lista przebojów, będę uparcie wskazywał singlowe propozycje – pierwszy ma w sobie więcej dynamiki i prowadzi do dość czytelnej kulminacji, za to ten drugi, Magnitude, wydaje mi się bardziej urzekający w swoim dostojnym, jakby bardziej pastoralnym, na pewno statycznym charakterze.     

O najmocniejszym akcencie Weavings (Other People/Unsound 2023) – kompozycji Nicolása Jaara uwzględniającej improwizowane relacje kolejnych muzycznych duetów (z grupy bardzo szerokiej: Aho Ssan, Angel Bat Dawid, Antonina Nowacka, Khyam Allami, Nicolás Jaar, Oren Ambarchi, Pak Yan Lau, Paweł Szamburski, Raphael Rogiński, Resina, Tomoko Sauvage, Valentina Magaletti) już tu pisałem przy okazji zeszłorocznego Unsoundu. Ta wyróżniająca się część to spotkanie elektroniki Aho Ssana i wiolonczeli Resiny, które wyszło tak dobrze, że duet współpracował ze sobą jeszcze od tamtej pory na niedawnym – imponującym – albumie francuskiego artysty. Całość jest bardzo rozciągnięta, z pewnością lepiej się nadaje do słuchania na koncercie, kiedy te muzyczne spotkania nie tylko słychać, ale i widać, ale miło to w końcu usłyszeć na płycie – fragmentów dronowych jest sporo, więc zasłużona kolejna pozycja na liście.    

Opublikowany pod koniec września album Julii Reidy (posługująca się mikrotonowymi technikami gry na gitarze osoba niebinarna, na Bandcampie podpisuje się aktualnie jako Jules Reidy) z berlińską formacją The Pitch to już ścisła czołówka zestawienia. Neutral Star (Miasmah 2023) przemówi zarazem do wielbicieli otwartej formy muzyki improwizowanej wychodzącej z jazzowej idiomu – szczególnie w Endless ≠ Limitless miłośnicy np. The Necks znajdą punkty zaczepienia – jak i do poszukiwaczy muzyki dronowej. Kwartet The Pitch specjalizuje się w tym nurcie, grając długie formy na akustycznych instrumentach, posługując się strojem naturalnym i zapraszając innych muzyków – np. kwartet smyczkowy w wypadku tej, płyty, dronowej już par excellence. Tu słychać ten kierunek mocniej w utworze tytułowym. Natomiast całość robi niebywałe wrażenie uwagą, z jaką słuchają siebie muzycy. Budują tu wspólnie jedną formę dźwiękową, nie przesuwając zbyt mocno akcentu na którykolwiek instrument. To zachwycający album, a jeśli dodać, że nagrany w całości live – zachwyt tylko się pogłębia. 

Numer jeden dzisiejszej dronowej listy to jednak inny utwór – elektroniczna kompozycja The Darkness About the Pole z najnowszego albumu Eremos (American Dreams 2023), który nagrał irański artysta Siavash Amini. Drony z Iranu wracają na Polifonii jak jakiś autoironiczny refren, dzięki któremu show biznes nie traktuje tego medium poważnie. Ale w muzyce Aminiego, opowiadającej o pustce, a właściwie opustoszałym świecie (w czym oczywiście ma być słychać echa pandemii), jest brzmieniowa siła starych kompozycji ze studiów eksperymentalnych, pewna prostota narzędzi, a przy tym bardzo naturalne piękno będące wypadkową skupienia na formie dźwiękowej. Instrument, stylistyka, kwestie harmoniczne, rytmiczne i melodyczna stają się mało ważną informacją, rzeczą drugorzędną – Eremos dotyka jakiejś magii tworzenia muzyki, w najlepszych momentach jest czystą poezją dźwięku.