W Lublinie i nie

Nie lubię się tu chwalić kierunkami wakacyjnymi, ale w tym roku wybrałem Lublin zamiast Gdyni czy Katowic. Muzyki na Innych Brzmieniach dobrze się słucha, towarzystwo miłe, otoczenie zawsze trochę inne, pogoda równie dobra, a piwo nawet lepsze niż na innych festiwalach, gdzie podają głównie koncernowe marki trudne do przełknięcia w cenie trudnej do zaakceptowania. Słowem: Inne są pod pewnymi względami lepsze niż inne, choć słuchałem głównie zespołów polskich z katalogu Gusstaff Records i Anteny Krzyku. Nie zostaliśmy do samego końca, a co gorsza – nie zostaliśmy na odbywający się zaraz potem Lublin Jazz Festival, ale mam kilka płyt, które dokumentują to, co się tam dzieje – lub przynajmniej przybliżają nas do tego, jak tylko można. Pierwsza i zapewne najgłośniejsza to Eastplaining (Fundacja Badania Możliwości) sekstetu Zvanai. Opowieść, jak sądzę z tytułu, o zwyczajach ludów Europy Wschodniej, o tutejszym (mówiąc po zachodniemu) mindsecie. Choć ważniejsze, że – jak już się zdarzało prowadzącemu to przedsięwzięcie trębaczowi Kamilowi Szuszkiewiczowi – skoncentrowana na transformacjach wschodnich rytmów i melodii.   

Znajdziemy tu odwołania, nawet bezpośrednie, do inspirowanego Litwą Laum​ė​s formacji Zebry a Mit. Co nie dziwi, bo w nowym składzie jest aż trzech członków tamtej grupy: obok Szuszkiewicza są to Wojtek Traczyk i Hubert Zemler. Tu pojawia się jeszcze Igor Nikiforow (syntezator), Wiktoria Jakubowska (perkusja) oraz znana z Lumpeksu Olga Kozieł (trąbka). Rytmicznie Eastplaining jest równie mocny, a przy tym wprowadza fantastyczne wątki wokalne (śpiewają Kozieł i Jakubowska), momentami równie rwane i niepokojące co ta rytmika. Jak zwykle w wypadku muzyki Szuszkiewicza autorstwo nie pozostawia wątpliwości – to oryginalny świat, który może się okazać pewnym wyzwaniem, dopóki całkiem nie odrzucimy wstępnych oczekiwań związanych z muzyką ludową i jazzem. Wtedy okaże się zarazem bardzo liryczny, jak i – na swój sposób – skoczny. Utykający swing spotyka tu niepokojąco zapętlone melodie. Premierowy koncert tej płyty odbył się podczas tegorocznego Lublin Jazz Festival, a dziś w ramach Lado na Wsi w Warszawie kolejna okazja.       

Dużo liryzmu znajdziemy też w grze kwintetu Superminimalism, który po dobrze ocenianym koncercie w ramach cyklu Jazz.pl, a przede wszystkim po nagrodzie JAZZiNSPIRACJE zeszłorocznej edycji Lublin Jazz Festival, opublikował debiut płytowy: Prelude. Album jest niezbyt długi, ale od razu zwraca uwagę, szczególnie równolegle prowadzonymi partiami saksofonów Jakuba Łępy i Roberta Wypaska, którego pamiętam ze świetnego występu w big bandzie na reaktywacji Studia Jazzowego Polskiego Radia. Zresztą takie Magnets znakomicie, dynamicznie rozwija całe partie instrumentów dętych (jest jeszcze Marcin Elszkowski na trąbce). Poza tym najbardziej spodobało mi się Subtly Violence – subtelności i swoistej miękkości w tej muzyce nie brakuje. Forma bywa może nieco nieokrzesana, za to brzmienie jest wygładzone, a w grze zespołowej bardziej powściągnięta niż na koncercie dla Dwójki. Ten dobrze zapowiadający się skład radzi sobie bez zewnętrznego producenta (realizacja nagrań perkusisty Stefana Raczkowskiego, przy okazji grafika, autora okładki nieco w klimacie Mroza, wypada zresztą ciekawie; dodajmy, że na kontrabasie gra Michał Aftyka), ale na pewno przydadzą się mentorzy lub doradcy. Jeden już jest – opiekę wydawniczą nad zespołem roztoczył Adam Szczepanek, współodpowiedzialny właśnie za lubelski festiwal jazzowy. A album wydało Centrum Kultury w Lublinie. 

Ten sam wydawca firmuje koncertowy, nagrany podczas zeszłorocznej edycji LJF album tria Ronnie N zatytułowany niezbyt oryginalnie Na żywo. Czytelnicy Polifonii być może kojarzą grającego tu na basie i pianie elektrycznym Jacka Steinbricha. Towarzyszą mu Tadek Cieślak (saksofon, flet) i Paweł Stryczniewicz (perkusja, podobnie jak wyżej perkusista zajął się miksowaniem materiału). To formacja najmocniej rozdarta stylistycznie ze wszystkich dziś opisywanych – i pewnie można by ją wpisać gdzieś pomiędzy obiema powyższymi. Na tym materiale bywa Davisowsko, bywa skocznie i mleodyjnie, ale też tak impresyjnie i z odniesieniami do world music, że aż blisko do tradycji Osjana. Zresztą zdecydowanie bardziej podoba mi się druga część tego koncertu, a poza dość oczywistymi jako pierwszy wybór zamykającymi całość, opartymi na przyjemnym groovie Napisami końcowymi, przypadł mi do gustu utwór Urtuu ze świetną partią fletu Tadka Cieślaka. Towarzysząc, także wydawniczo, takim zespołom Lublin buduje markę swojej imprezy i chociaż nie dotarłem na ich jazzowy festiwal, mam szansę się poczuć trochę, jakbym tam był.