Inteligencja sztuczna, ale jelita prawdziwe
Oglądałem wczoraj ze sporą fascynacją Solaris mon amour, nowy film Kuby Mikurdy, zrealizowany z Laurą Pawelą (montaż) i Marcinem Lenarczykiem, vel DJ-em Lenarem (muzyka i dźwięk). Można go ciągle zobaczyć online na Millennium Docs Against Gravity, jeśli zostały jakieś bilety. Reżyser opowiadał o nim na łamach POLITYKI w różnych kontekstach, odnosząc się do Lema, do własnych przeżyć związanych ze śmiercią życiowej partnerki i do starego marzenia o kosmosie (też czytałem książkę o kinie SF Andrzeja Kołodyńskiego i też budowałem sobie na jej podstawie podejście do tematu). Ale w tym króciutkim filmie, prócz symbiozy muzyki eksperymentalnej i starych filmów edukacyjnych – która, jak już wiemy, tkwi gdzieś w sercu wszechobecnego retrofuturyzmu – zainteresowała mnie fizyczność, bliskość. Filmy oświatowe o kosmosie trochę znałem, te o ludzkim ciele – trochę mniej. Skojarzyło mi się od razu z brytyjskim projektem The Body, który poznawałem kiedyś poprzez ścieżkę dźwiękową – muzykę Rona Geesina i Rogera Watersa. Zresztą pomysłów na opowiedzenie na płytach i w piosenkach o ludzkim ciele było przecież więcej: wspomnijmy choćby A Chance to Cut Is a Chance to Cure Matmosa i Bodily Functions Herberta, wydane w ciągu jednego sezonu, w odstępie kilku miesięcy! I gdy wydawało się, że ta samplowana fala to już tylko przeszłość, w pandemii rozpanoszyła się inna: intymnych opowieści dźwiękowych z codzienności, często bardzo blisko właśnie ludzkiego ciała.
Pisałem niedawno o świetnym albumie Martyny Basty, którego fragmenty wpisują się w nurt uprawiany przez Félicię Atkinson czy Claire Rousay, z przestrzenią własnych domów, brzmieniem codzienności, elementami ASMR. Otóż z czymś takim kojarzy mi się utwór Body z najnowszej płyty Daniela Blumberga, brytyjskiego artysty, którego poczynania staram się śledzić od opisywanego tu szerzej albumu Minus. Właściwie to Body mogłoby wyjść na drugiej stronie singla z Back and Forth Basty. Przy wszystkich różnicach, które – kto wie? – być może ilustrują w pewnym stopniu podejście kobiet i mężczyzn do cielesności, intymności, są to utwory warte porównania. Wspólnym mianownikiem jest tu bliski plan i nieartykułowane wokale. Tyle że jeśli u Basty mamy niepokój czy lęk, to u Blumberga już raczej strach na pełnej, może nawet horror czy wręcz cierpienie. A jeśli tam mamy bardziej impresjonizm dźwiękowy, to kojarzy się z ekspresjonizmem. W Body przerażający skrzek wydobywający się z gardła, dodatkowo jeszcze na modłę noise’ową zniekształcony efektami, skonfrontowany zostaje z prostą, powtarzającą się linią wokalu w stylu, który skojarzył mi się z Low.
Oczywiście muzycznie cała płyta Gut – bardziej minimalistyczna i surowa niż Minus, ale nie mniej emocjonalna – jest raczej daleko od Low, bliżej już pewnie późnego Scotta Walkera z całym tym mrokiem, przestrojonym basem, poczuciem stagnacji, brutalnością i niemal przypadkowością partii perkusji (Bone), z których co pewien czas rozkwita ładna melodia, z powtarzanym – jak we wspomnianym Body – motywem (Cheerup to właściwie piosenka składająca się z samego refrenu, za zwrotkę robią awangardowe partie smyczków i instrumentów dętych). Także dlatego dobrze tego słuchać w całości – 30-minutowa całość jest spójną formą z utworami przechodzącymi jeden w drugi, w tej kategorii zdecydowanie bardziej satysfakcjonującą dla mnie niż np. niedawne i podobnej długości Seven Psalms Paula Simona.
Bone, Body, Gut… Kość, ciało, jelita. Fakt, że Blumberg i wielu innych artystów starają się tworzyć muzykę blisko ciała być może mówi o rzeczywistości więcej niż się na pozór wydaje. Taka muzyka stanowi niezłą opozycję dla dobrze skomponowanej i wyprodukowanej, opartej na niezawodnych schematach twórczości piosenkowej z list przebojów. Tam coraz częściej będziemy się natykać na albumy tworzone lub współtworzone przez algorytmy sztucznej inteligencji. A co mamy takiego, czego AI z pewnością nie ma? Już wiemy, że nie szybką analizę faktów, a nawet nie pozostającą w pewnych ramach schematu kreatywność. Ba, nawet nie zmyślanie! To, czego nie ma AI, to pewnie głęboka emocjonalność, taka z głębi trzewi, skrajny subiektywizm, może jeszcze prowokacyjne łamanie reguł, a przede wszystkim – sama cielesność. Będzie więc więcej różnie rozumianej i różnorodnie brzmiącej body music. Muzyki ciała.
DANIEL BLUMBERG GUT, Mute 2023
Komentarze
Ja w sprawie Famous Blue Raincoat, jednej z najdłużej podziwianych piosenek Cohena. Nie widzę w tekście podstaw by uznać az 2 z trojki protagonistow za biseksualnych, więc nieprawdopodobne by lata temu tak odbierano song, jak chce Pani Lis. Dodam jeszcze że Cohen uważał że nie udało mu się w tym songu wyrazić tak jak by chciał, niedosyt perfekcjonisty.
Dwoch przyjaciol hetero, nie dwoch biseksualnych naj odczytanie songu. Przyjmujac na chwile opcje biseksualizmu otrzymujemy obraz interpersonalnej ruiny spowodowanej przez biseksualiste, wolno sądzić z borderline personality disorder. Co kto…