Trzy mocne lekkie
Dziś szybki przegląd tygodnia kluczem dość lekkich wydawnictw z różnych rejonów. Weźmy na początek tradycję języka jidysz: kojarzy się głównie z tym, co żywe było dawno temu i zniknęło w Europie Środkowo-Wschodniej razem Holokaustem. Oczywiście nie całkiem – ośrodki zajmujące się tym językiem wciąż są, tradycja zdaje się nawet odradzać, ale muzycznie niewiele jest miejsc, gdzie dzieje się wokół niej tyle co w Polsce. Przy czym ani chwalony przeze mnie lata temu kwintet Malerai/Goldstein/Masecki, ani znakomite pieśni miłosne Oli Bilińskiej nie były formami zupełnie tradycyjnymi. Wydane właśnie Der Hemshekh דער המשך trójmiejskiej artystki i popularyzatorki jidysz Marii Ka jest czymś jeszcze dalszym od skansenu klezmerskiej tradycji. Jidysz jako prawdziwie masowe zjawisko mijał się w historii z rozkwitem muzyki syntezatorowej, więc najbardziej fascynujący jest ten album właśnie wtedy, kiedy wykorzystuje elektroniczne aranżacje, ewentualnie tylko wspierane udziałem Jacka Reznera na perkusji i oboistki Agnieszki Waśniewskiej. Może dlatego, że wtedy właściwie wybrzmiewa bardzo aktualny i współczesny charakter tej płyty, którą autorka stworzyła w gorących emocjach po strajkach kobiet, odnosząc się przy okazji do obecności mocnych kobiecych figur w eksplorowanej przez siebie tradycji (jest kilka tradycyjnych lub starszych tematów). Cały projekt, wraz z dostępną jako elektroniczny załącznik 103-stronicową książeczką, jest skrojony ewidentnie pod kątem publiczności międzynarodowej i pierwszy mocniejszy rezonans medialny zebrał na łamach „The Times of Israel”. Trudno się temu zainteresowaniu dziwić, zagranicznych głosów będzie więcej, ale też trudno nie zwrócić uwagi na to konsekwentnie prowadzone solowe przedsięwzięcie w Polsce.
Tytuł najnowszej płyty Domenico Lancellottiego brzmi trochę jak puenta dowcipu z filmu Barei, w którym ktoś komentował grane za PRL-u latynoamerykańskie rytmy. Dokładniej: Sramba. Tymczasem jest to samba o delikatności i elegancji jazzowej bossa novy. A po drugie 50-letni brazylijski multiinstrumentalista to stały współpracownik Gilberto Gila. Z własną karierą i indywidualną, leciutką konwencją, do której przemyca elementy dość wyrafinowanej i minimalistycznej elektroniki. Jest to więc w najlepszych momentach – takich jak singlowa Diga czy Ta brabo – samba na sampler MPC, zestaw elektronicznych, ale bardzo ażurowo zestawianych i zrytmizowanych brzmień oraz gitarę. Na tej ostatniej gra sam Lancellotti, jednoosobową sekcję (bas, perkusja) stanowi Ricardo Dias Gomes. Drobne interwencje sekcji dętej też nie psują ogólnego wrażenia przejrzystości i rytmicznej dyscypliny. Ostatnio „Skany ze starej Machiny” przypomniały redakcyjne zestawienia ulubionych płyt – odkryciem był wtedy przerabiający sambę na klubową modłę Suba. Zestarzał się nie najgorzej, ale Lancellotti – choćby i mniej przebojowy – to formuła na miarę czasów, kiedy elektronika nie jest już w żadnym razie sztucznym elementem. Przyjemne i dla wszystkich.
Na koniec być może najsympatyczniejsza płyta, jakiej w ostatnim tygodniu słuchałem. Amerykanka mieszkająca w Berlinie Avalon Emerson podąża w stronę zgaszonej, marzycielskiej i kameralnej piosenki opartej na elektronicznych beatach, a przy tym delikatnie rozmazujących brzmienie niczym w nurcie shoegaze’owym efektach. Tu i ówdzie wiolonczela wprowadza wraz z tymi eterycznymi wokalami klimat nagrań Arthura Russella. W produkcji pomógł Nathan Jenkins, czyli Bullion, który suma summarum (a śledzę blogowo jego karierę od dość dawna) więcej fajnych rzeczy zrobił już dla innych niż na własny rachunek. A lekko jednostajny nastrój rekompensuje na koniec całkiem już jednostajne, za to hipnotyzujące A Dam Will Always Divide. Nie bardzo rozumiem, po co tak bardzo rozpływać się nad nowym Everything But The Girl – przy całym dla nich szacunku – kiedy wychodzą takie płyty.
AVALON EMERSON @the Charm, Antoher Dove 2023
DOMENICO LANCELLOTTI Sramba., Mais Um 2023
MARIA KA Der Hemshekh דער המשך, self-release 2023