Depesze niemłode
Zacznijmy od tego, że nikt tak nie zepsuł lat 80. jak Anton Corbijn. Fotograf ciekawy i bardzo zdolny, co jednak okazało się przekleństwem, gdy swoimi zdolnościami obdarzył całą czołówkę zespołów budujących obraz epoki: U2, Depeche Mode, Metallicę. Towarzyszył im ze swoim aparatem, sprawiając, że ci tak różni wykonawcy stawali się coraz bardziej do siebie podobni. Trzy odmienne zespoły, spięte mocną estetyką czarno-białych zdjęć Corbijna, eksponujących kontrast, skóry i ciemne okulary, zbliżyły się do siebie jak gdyby depeszowcy nigdy nie stanowili antytezy metalowców i jakby wspólnie chadzali na koncerty U2. I jakby każdy skład z lat 80. z podpisujący gwiazdorski pakt z Live Nation musiał mieć portrety Holendra w pakiecie. To może być teza dość śmiała i trudna do zaakceptowania dla fanów DM, ale moim zdaniem w wypadku tego zespołu szkody były największe. Sami muzycy przyznawali, że dali się trochę wizerunkowo ukształtować holenderskiemu fotografowi. Pomógł im przejść od kolorowych ejtisów do mroczniejszego wizerunku zespołu wracającego – w sposób dość schematyczny, ale jednak – do gitar. I doprowadził do momentu, kiedy dwaj ostatni członkowie Depeche Mode, Martin Gore i David Gahan, niedługo po śmierci swojego kolegi firmują – cali na czarno – album zatytułowany Memento mori, z niezbyt w swoim wydaniu oryginalną koncepcją albumu o śmierci, która powstała na długo przed ostatecznym rozstaniem. I ten cień Corbijna fałszuje odbiór nowej płyty szczególnie dziś: unosi się nad zestawem utworów, w którym legendę synth-popu odnajdujemy w stanie nieco bardziej żywotnym niż ostatnio bywało. Jaki jest ten album?
Not great, not terrible – powiedzieliby o nim w Czarnobylu. Tyle że tu nie zakończyło się katastrofą. Zestaw, który z pozoru brzmi, jakby nawet układanie całkiem nowych tytułów piosenek przychodziło zespołowi z trudem (Never Let Me Go, People Are Good), w rzeczywistości przynosi parę znaczących wstrząsów. I przypomina, jeśli używać sugerowanych przez niego metafor związanych z odchodzeniem, nagłe polepszenie stanu fizycznego umierającego człowieka, do którego często dochodzi tuż przed końcem. Po pierwsze, mamy tu – choćby i widmowego – trzeciego depesza, którym stał się Richard Butler z The Psychedelic Furs. Gore – który z Gahanem ma trudne relacje, długo przecież moderowane przez brakującego Andy’ego Fletchera – znalazł sobie w Butlerze partnera do pisania piosenek. Wypełniają dużą część programu – z nie najgorszym skutkiem. W mniejszości jako autorzy są Gahan i dwóch sidemanów z koncertowego składu (Peter Gordeno i Christian Eigner), a mocny finał w Speak To Me jest w ogóle dziełem studyjnej pracy zespołowej. Dopisani do listy autorów zostali tu nawet producent DM (po raz kolejny) i multiinstrumentalista James Ford oraz świetna reżyserka dźwięku Marta Salogni, która na tym albumie miała wyraźnie sporo do powiedzenia (a w maju publikuje album swojego duetu). Oboje pomogli z zestawu średniej jakości kompozycji (a pod tym względem zawodzi przede wszystkim pierwsza część albumu) złożyć poprawną płytę.
Już single pokazywały rozbiegające się wektory Memento... Ghosts Again wydawał się nostalgicznym – choć zarazem dość schematycznym – powrotem do początku lat 90. My Cosmos Is Mine szedł w stronę introwertycznego utworu stawiającego na mroczną stronę brzmieniową kosztem melodii. Reszta wprowadzi fanów w pewną konfuzję, bo brzmią w dużej części niczym hołdy DM dla różnych estetyk z syntezatorowej przeszłości. Czegoś takiego jeszcze nie grali w dyskografii tej formacji, która wydawała się raczej wyabstrahowana z muzycznej historii – hołdy rozdawał co najwyżej Gore w solowych nagraniach. Tymczasem w Wagging Tongue pobrzmiewa wyraźnie echo słynnego intra z Baba O’Riley The Who. A People Are Good w głównym instrumentalnym temacie ogrywa styl Kraftwerku. W udanym – chyba drugim najciekawszym na całej płycie – Soul With Me mamy z kolei motyw i barwę przywodzącą na myśl równie legendarną Warszawę Bowiego, choć utwór ulega nagłej transformacji, idąc w stronę łagodnej, podlanej soulem ballady, otrzepanej z tego mrocznego stylu, tak łatwego do parodiowania. W ogóle Depeche Mode są tu dość minimalistyczni, brzmieniowo mało odkrywczy, ale jak zwykle ustawieni bardzo dobrze, a najciekawsi, gdy próbują na chwilę strząsnąć z siebie ten Corbijnowski wizerunek mrocznej i „rokendrolowej” ekipy z syntezatorami. Fakt, że robią to na albumie o śmierci, świadczy o pewnej desperacji, ale też o rozsądku. Trudno o pełną satysfakcję, ale jestem pozytywnie zaskoczony tym, co się tu stało: Fading’s better than failing z (trzeciego z moich ulubionych utworów) Caroline’s Monkey mogłoby być mottem tego albumu. Tylko ta okładka, pozbawiona finezji w metaforyce i okropna w doborze liternictwa… – no ale to już Corbijn.
Na liście piątkowych premier znajdziecie ładniejsze okładki (choć bodaj najmocniejsza z nich ma okładkę jeszcze brzydszą). Nie mówiąc już o Targach Małych Wydawców, które w najbliższych dniach odbędą się w Warszawie i Krakowie.
DEPECHE MODE Memento mori, Columbia 2023
PREMIERY PŁYTOWE TYGODNIA
18.03 The Bug Machine 1, Pressure
20.03 Artur Rumiński Structure, Antenna Non Grata
20.03 Boo Hiss Psyche Birds OST, Deathbomb Arc
20.03 Joel Stern Glasgow 2001, ScatterArchive
20.03 Luther Thomas 11th Street Fire Suite, Corbett vs Dempsey
20.03 Mark Trecka Loping/Gestures, Beacon Sound
20.03 Mikkel Rev The Art of Levitation, A Strangely Isolated Place
21.03 Asbjørn Lerheim | Roger Arntzen | Michiyo Yagi | Tamaya Honda Chrome Hill Duo meets Dōjō: Live at Aketa No Mise, Clean Feed
21.03 Bejenec Wiktor Milczarek, Dom Trojga
21.03 Bukovsky Zaczaruj
21.03 Hysterical Love Project Lashes, Motion Ward
21.03 Luis Lopes ABYSS MIRRORS Echoisms, Clean Feed
21.03 Move The City, Clean Feed
21.03 Sei Miguel Unit Core Road Music, Clean Feed
21.03 The Selva Camarão-Girafa, Clean Feed
21.03 Warsaw Buldogers Warsaw Buldogers, MTJ
21.03 Zosia Hołubowska Singing Warmia, Exiles
22.03 Meeting By Chance Collapse
23.03 Andorra Current, April
23.03 Andrea Due In Color, Ilian Tape
23.03 Catacomb When The Stars Are Right, Xtreem Music
23.03 Mats Gustafsson To Kjel, Trost EP
23.03 Patryk Zieliniewicz Morze
24.03 6lack Since I Have a Lover, Interscope
24.03 Andrzej Korzyński Człowiek z żelaza / Człowiek z marmuru, GAD CD
24.03 Angel Bat Dawid Requiem for Jazz, International Anthem
24.03 Ania Karwan Swobodnie, Agora Muzyka
24.03 Arooj Aftab, Vijay Iyer & Shahzad Ismaily Love in Exile, Verve
24.03 Babymetal The Other One, Cooking Vinyl
24.03 Ben Sloan Muted Colors, New Amsterdam
24.03 Benny Sings Young Hearts
24.03 Black Country, New Road Live at Bush Hill, Ninja Tune
24.03 Cameron Graham Go Out, Phantom Limb
24.03 Caroline Rose The Art of Forgetting, New West
24.03 Danny Brown & JPEGMAFIA Scaring the Hoes, Warp
24.03 David Lang Shade, Cantaloupe
24.03 Debby Friday Good Luck, Sub Pop
24.03 Depeche Mode Memento mori, Columbia
24.03 DJ Mc Relentless, Hyperdub
24.03 Domotic Palazzo, Un je-ne-sais-quoi
24.03 Elijah McLaughlin Ensemble III, Astral Spirits
24.03 Ellie Goulding Higher Than Heaven, Polydor
24.03 Fall Out Boy So Much (For) Stardust, Fueled by Ramen
24.03 Goya Rozdział VIII, Agora
24.03 Krzysztof Cugowski Cross – Podwójna twarz, GAD CD
24.03 Lana Del Rey Did you know that there’s a tunnel under Ocean Blvd, Interscope
24.03 Lankum False Lankum, Rough Trade
24.03 Liturgy „93696”
24.03 Lucinda Chua Yian, 4AD
24.03 Marek Pospieszalski Joyous, Bocian
24.03 Material + Object Telepath, Editions Mego
24.03 Mikołaj Trzaska / Mazzoll & Daktyle Otwinowski / Sikorski / Witkowski deconstructed by Mazzoll & Trzaska – Spalona Ziemia, Don’t Sit On My Vinyl 7″
24.03 Pharoah Sanders Live at Fabrik Hamburg 1980
24.03 Phill Niblock Muna Torso, Room40
24.03 Pink Floyd The Dark Side of the Moon – Live at Wembley Empire Pool, London, 1974, Parlophone
24.03 Pink Floyd The Dark Side of the Moon (2023 remaster), Sony
24.03 Purling Hiss Drag on Girard, Drag City
24.03 Qwalia Sound & Reason, Albert’s Favourites
24.03 Robert Honstein Lost and Found, New Focus
24.03 Ryszard Wojciul United Orchestra Zorza prześliczna wynika, FINA
24.03 Staran Wake Staran Wake, Hands In The Dark
24.03 Sultan Stevenson Faithful One, Whirlwind
24.03 Sutari Wiano, Audio Cave reed
24.03 The Hacker Red Team, Pinkman
24.03 The Natural Lines The Natural Lines, Bella Union
24.03 Trichotomy To Vanish, Earshift Music
24.03 Virgo Lutello, GAD CD
24.03 Warmth Collider (Addendum), Archives
24.03 Xysma No Place Like Alone, Svarma
24.03 YoshimiOizumikiYoshiduO To The Forest To Live A Truer Life, Thrill Jockey
24.03 Zbigniew Górny Soundtrack, GAD CD, reed
24.03 Zielone Dzieci Jeżeli chcesz tańczyć, GAD CD
Komentarze
DM – wciąż warto albo jednak warto. Faktycznie jest całkiem przyzwoicie i obok Delta Machine być może najciekawsza z płyt wydanych w XXI wieku. A Gahan wokalnie wydaje się coraz lepszy, a może dojrzalszy.
Dla wielu kultowy, Depeche Mode, mnie długo mylił się z Duran Duran i dopiero po latach nauczyłem się bezbłędnie rozróżniać dwie sławne formacje. Depesza z dnia dzisiejszego: Rosnąca nerwowość na rynku niemieckim, a także na innych europejskich parkietach wynika z kłopotów Deutsche Banku, który przez wielu ekspertów typowany jest na kolejną po Credit Suisse ofiarę kryzysu sektora bankowego.
„Tomek ja wiem, po prostu wiem!” – mówił Tomasz Stańko w jednej z ostatnich swoich rozmów prasowych, z Tomaszem Tłuczkiewiczem wybitnym znawca jazzu. O pięknie rozwiniętej intuicji w grze na instrumencie.
Na temat muzyki najwięcej mają do powiedzenia ci, którym słoń nadeponał na ucho.
Muzyka jest do słuchania a nie do gadania…
co to jest EJTIS?
@Szat –> Tylko liczba mnoga. Lata 80. W tekście kilka linijek wyżej. Słowo potoczne.
https://nowewyrazy.uw.edu.pl/haslo/ejtisy.html
Nie można oceniać po jednym przesłuchaniu. Płyta DM słaba jest niestety chociaż pięknie opakowana. Produkcja świetna, wokal dobry, ale niestety w jednym tempie, a kompozycji ciekawych brak. Pospieszyłem się.
A mi się podoba nowa płyta DM. Nowa płyta Aftab robi wrażenie.
Po pierwsze. To świetna płyta, ciekawa i poruszająca. Daj Boże wszystkim grającym 40lat kapelom nagrywać takie płyty. Dla przykładu U2 nagrywa na nowo swoje stare utwory lub grywa koncerty z okazji którejś tam rocznicy wydania jakiejś płyty(żenujące prawda? Dodam, że mało kto tak jak DM nagrywa album i rusza w wielką trasę! Za to ich kocham!
Po drugie(do większości recenzentów). To kiepskie zajęcie wypowiadać się o czyichś dokonaniach nie stworzywszy samemu wiekopomnego lub jakiegokolwiek dzieła. To frustracja?
Poza tym w przypadku DM, którzy użyli i stworzyli za pomocą różnych instrumentów i przedmiotów chyba wszystkie możliwe dźwięki mówienie, że są tam do czegoś podobne jest przejawem ignorancji ewentualnie złej woli.
Po trzecie( do kogoś poniżej). Nie rozumiem jak można jakąś, błachą( z kilkoma wyjątkami jak np album liberty), w zasadzie poprockową, jedynie przypudrowaną elektroniką muzykę Duran Duran porównać do Depeche Mode. Nie przyznawałbym się nie mogąc tego rozróżnić. Równie dobrze mógłbyś powiedzieć, że Metallica gra hip hop.
@Jarek101 –> Bardzo dziękuję za opinię. Chętnie zapoznam się z wiekopomnym dziełem, które Pan stworzył, skoro wypowiada się Pan na temat twórczości zespołu („To świetna płyta, ciekawa i poruszająca”).
Ufff, jak dobrze, żę obraza uczuć depeszowskich nie podpada (jeszcze?) pod paragraf KK.
@101 „w przypadku DM, którzy użyli i stworzyli za pomocą różnych instrumentów i przedmiotów chyba wszystkie możliwe dźwięki”
To potwierdzone info?
Co najwyżej biorę w obronę. Nie jestem zawodowym krytykiem. Ocena jakiejkolwiek sztuki z założenia jest pozbawiona sensu, podobnie jak oceny z religii. Jak zmierzyć coś niewymiernego?
W tych czasach pewnie mniej, ale choćby w latach 80 tych krytycy/recenzenci często wpływowi, niejednokrotnie opłacani przez wytwórnie potrafili niszczyć kariery dobrze zapowiadających się wykonawców. Najbardziej znęcali się nad tymi, którzy skazywani na porażkę odnosili sukcesy. Słynął z tego brytyjski rynek muzyczny, który co roku ogłaszał nową nadzieję rocka przepadającą często po pierwszym i jedynym przeboju.
Cieszymy się zatem muzyką, nie oceniamy jej.
Na marginesie… Nie stworzyłem żadnego dzieła, a nawet gdybym popełnił wiekopomne, to też nie czułbym się uprawniony do recenzowania czegokolwiek.
Pozdrawiam
Jako fan DM ale nie wyznawca muszę stwierdzić z żalem: nihil novi. Ostatnią, wielką, wspaniałą płytą FM była Ultra potem…Mam wrażenie, że ,,robota jak każda”. Płyty z lat dwutysięcznych cóż…przyzwoite ale jakby z jednej sztancy: niezłe/czasem świetne wejście (2-3) utwory, potem ,,coś tsm” (2 utwory) potem ,,sztosy” (2 utwory) potem znowu ,,coś” i na zakończenie znowu coś świetnego (2 utwory). Razem 12sztuk.
Mam wrażenie, że gdyby to było 8-9 utworów to te płyty byłyby zdecydowanie lepsze, bo przecież na tych płytach są utwory ,,na miarę płyty Ultra”* tylko pomiędzy nimi są przerywniki (przepraszam: zwykle autorstwa i wykonu Martina). A tak te płyty zaczynają męczyć.
* tak zwykle recenzujemy z kumplem płyty: rzecz jest albo nie jest ,,na miarę płyty Ultra”
Tylko mniejszość melomanów preferuje sposób komunikacji oparty na samoistnym przedstawieniu swoich wrażeń. Większość nie daje rady samoistnie wykrzesać z siebie coś na temat, a tylko reagują – często nie mogąc przeżyć że artykuł lub wypowiedź prezentuje inne wrażenia niż ich własne ha ha ha! A najgorszy jest Rufus, który oczekuje pisania pod linijkę jego ograniczonych widnokręgów.
@Jarek101 –> Te opowieści o niszczeniu przez krytyków kogokolwiek za pieniądze wytwórni w latach 80. to są legendy – i piszę to jako ktoś, kto całkiem dobrze pamięta tamte czasy. I pilny słuchacz DM (co jest udokumentowane na tym blogu) od 1984 r. A krytyka – a przynajmniej wymiana opinii na temat muzyki, także wśród fanów, co w obozie DM się praktykuje – jest rzeczą przydatną nie tylko z perspektywy historycznej (pozwala tę perspektywę odbioru w danym okresie zachować, co nie bez znaczenia), ale często samym twórcom. Wydaje mi się, że nie trzeba bronić zespołów o tak mocnej pozycji jak DM, tym bardziej jeśli (jak na nowej płycie) próbują się bronić same. Lecz samo to, że prowadzą tu dyskusję fani i nie-fani, zderzając te dwie perspektywy odbioru, może być – mam wrażenie – jakąś wartością.
Panie Bartku. To fakt, że na Panu skupiłem całą swoją niechęć do instytucji krytyki muzycznej, ale też filmowej(nigdy nie sugeruję się czyjąś opinią-można się nieźle pomylić). Jednak zdania nie zmienię. Oczywiście można dyskutować, wymieniać poglądy itd. Chodzi o to, że jest spore grono ludzi, którzy jednak korzystają z recenzji i na tej podstawie po coś sięgają albo nie sięgają, ewentualnie wyrabiają sobie pogląd nie zagłębiwszy się w dzieło takie czy inne. Zwłaszcza jeżeli głos zabiera ktoś uważany(słusznie/niesłusznie) za autorytet w danej dziedzinie. A co do angielskiego rynku muzycznego, to również pozostanę przy swoim. DM jest świetnym przykładem ofiary krytyków muzycznych . Byli strasznie poniewierani przez większość krytyków w swoim kraju. Od początku bagatelizowano ich twórczość i wróżono im rychły koniec kariery. Im bardziej byli popularni, im bardziej wymykali się z ram, w które ich wkładano tym bardziej ich obśmiewano i trwało to długo. „Ważni ” ludzie na tym potężnym muzycznym rynku nie lubili się mylić.
Cóż, wszystko jest jakąś wartością, jednak w dalszym ciągu uważam , że muzyki lepiej słuchać niż o niej dyskutować. Ale to moje zdanie
Jarek napisał: Cóż, wszystko jest jakąś wartością, jednak w dalszym ciągu uważam , że muzyki lepiej słuchać niż o niej dyskutować. Ale to moje zdanie
Tak jak jedzenie lepiej spożywać niż o nim dyskutować. Powietrzem lepiej oddychać niż o nim…
Można pokusić się jeszcze o inne takie stwierdzenia, ale ciekawie robi się dopiero gdyby zastanowić się czy:
– o muzyce lepiej czytać czy pisać
aaa…
Oczywiście, zważywszy że muzyki słucha prawie każdy, a dyskutuje o niej bodaj 5 osób a może 4, wszystko wskazuje jednoznacznie!
@Jarek101 –> Byli poniewierani? Recenzje „Speak & Spell” były naprawdę dobre. „A Broken Frame” przyjęto z rezerwą, bo uważano – nie bez przyczyny – że Vince Clark był kluczową postacią dla brzmienia zespołu. Ale znów sporo było głosów o ambicji, w pozytywnym tonie. „Construction Time Again” miało znakomite recenzje. „Some Great Reward”, a potem szczególnie „Black Celebration” były (moim zdaniem) mocno niedocenione przez ówczesną prasę, ale bardzo daleko od prawdziwej chłosty czy obśmiewania, które w brytyjskiej prasie się wtedy zdarzały. Nie wiem, skąd Pan czerpie swoją wiedzę na ten temat, proszę się podzielić źródłami, ale jeśli mamy dyskutować, to proponowałbym o faktach, a nie o mitach.
Nie opieram się na mitach. Każdy kto interesuje się twórczością zespołu wie, że brytyjski rynek muzyczny zawsze był im mało przychylny. Zwracał na to zresztą uwagę nawet sam zespół, nie rozumiejąc tej niechęci. W pewnym momencie machnęli na to ręką wiedząc, że ich siłą jest ogromna rzesza fanów. Problem jaki ich rodzima branża muzyczna ma z uznaniem ich wkładu w muzykę najlepiej obrazuje próba wręczenia im nagrody za całokształt twórczości bodajże w 2013 roku. Nagrodę niby próbowano przyznać, ale bez transmisji. To taka próba dyskretnego wybrnięcia z sytuacji unikając jednocześnie przyznania, że przez wiele lat pomijano istnienie i sukcesy zespołu. Panowie oczywiście odmówili przyjęcia tejże i chwała im za to.
Co do źródeł to ciężko będzie mi dotrzeć do materiałów archiwalnych z New Musical Express czy Melody Maker(wtedy jeszcze osobno), czy innych tytułów, niestety nie dysponuję też czasem żeby odpowiednio poszperać. Pamiętam jednak wiele artykułów z lat 80tych i 90tych, a wiele cytatów z recenzji można znaleźć w biografiach zespołu gdzie problem został też poruszony.
Oczywiście były pochlebne recenzje, nigdy nie jest tak, że wszyscy są na nie. Pewnie, że o Speak & Spell pisano pochlebnie, ale nie wróżono im sukcesu, wytykając im różnego rodzaju braki za wzór stawiając choćby The Human League. Zresztą wiele zespołów, które stawiano im za wzór dawno nie istnieje ewentualnie po jednym przeboju było już bardzo słabo.Bywali też dziennikarze, którzy nie uwzględniając kontekstu czy raczej charakteru tworzonej przez DM muzyki oczekiwali od Dave’a popisów wokalnych twierdząc, że ma niewiele do zaoferowania. No do cholery DM to nie Whitney Houston i nie oto w tym wszystkim chodzi. Swoją drogą vocal Dave’ traktowany jak jeden z instrumentów to najlepsze w ich brzmieniu. Osobiście nie lubię kiedy Dave za bardzo kombinuje bo to nie ten rodzaj muzyki. Cieszę się, bo na nowej płycie śpiewa świetnie( tzn tak jak lubię) z wyjątkiem Don’ Say You Love Me.
Wracając do recenzji, to ciągle czegoś się czepiano. A to, że są zbyt mało rockowi, a to za bardzo. Że są zbyt grzeczni, potem okazało się, że są niegrzeczni. Do tego wizerunek i cała masa innych bzdur.
To czywiście nie istotne, bo najważniejsza jest muzyka, która broni się sama, ale cholernie irytujące.
@Jarek101 –> Tak sądziłem. „Każdy kto interesuje się twórczością zespołu wie…” właściwie zamyka tę dyskusję na merytorycznym poziomie. Skądinąd – trzeba się interesować i zaglądać na strony redagowane przez fanów, żeby fragmenty tych recenzji znać. I z nas dwóch to ja zadałem sobie trud sprawdzenia dostępnego materiału, który potwierdził to, co z lat 80. pamiętam. Swoją drogą, tak już na marginesie tej dyskusji – mam wrażenie, że gigantyczny nowy fandom, który zaczął podążać za DM po „Violatorze”, komercyjnie oczywiście fantastyczny i zmieniający całkiem status grupy, artystycznie stał się dla tego zespołu największym obciążeniem, na pewno znacznie potężniejszym niż pojedyncze negatywne recenzje. Nie mówiąc już o tym, czym stał się dla członków grupy. Artyści są w stanie wytrzymać jednostkowe głosy krytyczne, trudniej sobie poradzić z błyskawicznie rosnącym, bezkrytycznym i masowym uwielbieniem.
I jeszcze drobiazg dotyczący nagrody za całokształt na BRIT Awards. Zespół nie zgodził się wystąpić, bo ITV nie chciało transmitować tej części gali. Nie jest to dokładnie ŻADEN argument na rzecz niechęci do DM krytyki muzycznej (nagrody magazynu „Q” czy obecność w rankingach „NME” – to są dowody z tego świata). To ewentualnie argument na rzecz złych stosunków z branżą jako taką, a przede wszystkim dowód na to, że Gahan (który wyrażał się o innych laureatach nagrody w dość nieparlamentarny sposób) nie chce przyjeżdżać na galę, jeśli nie transmituje jej telewizja. Czyli – przez analogię – sytuacja, w której jakiś polski wykonawca nie chce odebrać Złotego Fryderyka za całokształt, bo tej części gali nie będzie transmitować TVN. Widać też było w tamtym zajściu, że została w członkach DM jakaś żółć po tym, jak nie dostali BRIT Award dla nowej twarzy w roku 1982 (wygrał – co historycznie może się wydawać mylną decyzją, ale w warunkach 1982 r. było dość oczywiste – zespół The Human League).
Cieszę się, że znalazł Pan dowody chociaż nie pochwalił się nimi. Oczywiście ja też mogę znaleźć i je zacytować. To bez sensu, bo było tego bardzo dużo i można sobie udowadniać w nieskończoność.
W kwestii poziomu merytorycznego to co najmniej dwa razy zarzucał mi Pan posługiwanie się mitami, a to nie prawda.
Stosunki z branżą nie wzięły się z nikąd. To, że zespół świetnie sobie radził z krytyką nie oznacza, że można pisać bzdury. Kogo to interesuje? Tyle, że wkurza.
W kwestii nagrody… Zespół miał absolutną rację odmawiając jej przyjęcia. Skoro nie byli na tyle ważni żeby pokazać tę część wydarzenia w tv (reszta była transmitowana)to pieprzyć to.
A co do fanów… Słucham DM od 86 roku, choć jestem zagorzałym fanem(wg niektórych fanatykiem) to raczej trzymam się z boku i zawsze omijałem wszelkie złoty itd. Muzyka mi w zupełności wystarcza. Fala nowych fanów po Violatorze nie różniła się specjalnie od tego co przeżywali inni wielcy artyści u szczytu sławy(Elvis, The Beatles…), to niestety koszt popularności. Czy obciążenie? To śmiała teza. A dla kogo tworzy się muzykę? Dla dziennikarzy, krytyków? Zwłaszcza brytyjskich, którzy przez 20 lat udawali, że znają jeden przebój DM – Just can’ t gry enough?!
@Jarek101 –> To naprawdę nie jest trudne. Na początek (bez linków do najlepszego w tej dziedzinie Rocksbackpages, bo to płatny serwis) proszę zajrzeć na https://depechemode.fandom.com/wiki/Depeche_Mode_Wiki – i sprawdzić dział „critical reception” przy każdym z albumów. Swoją drogą – przy takim stażu fanowskim powinien Pan pamiętać. Sam mam tylko o dwa lata dłuższy.
Nic zaskakującego, właśnie te cytaty z recenzji można znaleźć między innymi w biografiach itd. Mówiąc „szperaniu”myślałem raczej o próbach dotarcia do oryginalnych artykułów na co faktycznie nie mam czasu.
Z tego co mi Pan przysłał wynika dokładnie to co mówiłem. Zespół traktowano lekceważąco, coś w stylu” no tak, ale to tylko Depeche Mode, gdyby nagrał to ktoś inny…”. To właśnie znaczy pochlebna recenzja, takie” no, może być”. Myślę, że wiele z ich płyt spokojnie zasługiwało na entuzjastyczne. Jest Pan zaskoczony słabymi ocenami Black Celebration. A ja nie, oceniający nie rozumieli tej płyty, wracamy do kontekstu, charakteru muzyki itp. Jeżeli ktoś czegoś nie rozumie, nie powinien się na ten temat wypowiadać. Ci sami recenzenci często rozpływali się nad zupełnie nie istotnymi wykonawcami czy wydawnictwami. Podobnie rankingi, wspominał Pan o nich. Owszem, DM pojawiali się w nich, ale ważne są miejsca i kto był przed nimi. A bywali bardzo często artyści, których wkład w muzykę był niewielki bądź żaden.
@Jarek101 –> Panie Jarku – widzę, że ze wszystkiego wynika dokładnie to, co Pan mówił. I myślę, że to najlepsza puenta tej dyskusji. 🙂
Wiem, że pewnie nie dojdziemy do porozumienia. Trochę podeszliśmy od tematu czyli oceniania tego co tak na prawdę trudno ocenić. Niemniej jednak dziękuję za dyskusję. Życzę dużo dobrej muzyki i Wesołych Świąt.
Jarek Mazurek
@Jarek101 –> Dziękuję. Wzajemnie: wszystkiego dobrego i w takim razie oby Depesze nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. 🙂
…i tego się trzymajmy