A w blogowaniu najbardziej podoba mi się…
Nieprzewidywalność. I jak klimat płyty wynika z życia, a może to już życie z klimatu płyty? W każdym razie jeszcze wczoraj, podczas pracy redakcyjnej nad tekstem (przyszły numer POLITYKI, więc nic więcej nie mogę mówić), wymienialiśmy się z pewnym autorem spoza redakcji skojarzeniami z rzeką. On do mnie, że Creedance Clearwater Revival, a ja do niego – że Breakout. W drodze powrotnej wrzucam zakolejkowaną płytę – i jest to Up the River Piotrka Markowicza. Cały album o podróży w górę rzeki, trochę w nurcie Josepha Conrada, choć biorąc pod uwagę klimat muzyki – nie podążający za linią narracji Jądra ciemności do końca, traktujący ją raczej jako punkt wyjścia. Zarazem jednak album pozanurtowy, choć przy tym płynący naturalnie jako narracja muzyczna.
Markowicza znamy z duetu Palmer Eldritch oraz solowych nagrań dla Trzech Szóstek (Low Expectations) i Opus Elefantum (deep adaptation), z których żadne do końca nie wróżyło nastroju tej płyty. Up the River w zamyśle samego autora idzie w stronę nieistniejącej krainy rodem z pisarstwa Williama S. Burroughsa, jego Interzone. Ale mnie wydaje się dużo bardziej utopijne, a przy tym mniej mroczne. Odchodzi też od kolażowości – a jeśli nawet obficie czerpie z technik kolażu, to pozostaje płynne i lekkie, kolażowe elementy budują klimat, a dłuższe partie instrumentalne snują opowieść. Jest to wszystko egzotyczne w tym sensie, w jakim swój świat muzyczny wyobrażał sobie przypominany co rusz Jon Hassell. Z delikatnym, choć oczywistym echem pramatki wszystkich płyt o wyimaginowanych podróżach, czyli My Life in the Bush of Ghosts Eno i Byrne’a. Meandruje pomiędzy delikatnym ambientem przetykanym partiami instrumentów perkusyjnych a zbitkami dziwnych głosów, dźwięków przyrody lub tradycyjnych motywów kojarzących się z Afryką, między śladami popularnego w latach 50. nurtu exotica a późniejszym spiritual jazzem. Nietrudno się do tej muzyki przekonać – ta chwalona płynność jest jej najmocniejszym atutem. Raz wejdziecie i nie bardzo macie ochotę wyjść. A wszelkie przemyślenia, wielka filozofia czy zwykła refleksja – Up the River zostawia dla nich miejsce jako niezła ucieczkowa ścieżka dźwiękowa. Zarazem przystępna i bardzo – skoro już od tego zacząłem – nieprzewidywalna.
PIOTREK MARKOWICZ Up the River, Opus Elefantum 2023
Komentarze
Niezła ta muzyka, ale słyszałem coś lepszego na środek tego tygodnia : We Are to norweskie trio grające na ich albumie,, Junk jewerly” dream jazz z elementami elektroniki,,, rozbestwionego „:) saksofonu oraz wciągającego groove ‚u.
https://youtu.be/PJEae8aLnsA