Dobre dobro

Sezon dronowy w pełni. I nie próbuję nawiązać do tego, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, pozostanę przy pierwotnej definicji dronów, tej muzycznej. Zamiast podsumowywać rok albo oddawać się dyskusjom na temat tego, co mi powie playlista na Spotify o moim festiwalu marzeń, musiałem się koncentrować na pracach redakcyjnych, przerywanych momentami na odsłuchiwanie płyt z muzyką dronową. Tej jesieni nieźle w tej dziedzinie idzie Polakom. Po pierwsze, album dość jednak zaskakujący, złożony z dwóch opowieści dźwiękowych ze szwajcarskich Alp, opublikował duet Piotr Damasiewicz / Kuba Wójcik. Nosi tytuł Diavolezza (od nazwy góry, z wł. Diablica) i ukazała się niedawno nakładem oficyny L.A.S.      

Nazwę L.A.S. autorzy sami rozwijają tu jako listening and sounding albo looking and seeing. Muzyka tego duetu to długi suspens i bardzo naturalny charakter brzmieniowy. Przy czym opiera się to niekoniecznie na brzmieniowej palecie głównych instrumentów obu panów. A już na pewno Piotr Damasiewicz chętnie porzuca trąbkę na rzecz fisharmonii. Kuba Wójcik z kolei w pierwszym utworze – Piz Trovat – gra bardzo impresyjnie.  Teoretycznie to muzyka zawieszona między szwajcarskim krajobrazem a  transową formułą muzyki z Indii. W rzeczywistości na pierwszy plan wychodzi jednak umiejętność bardzo delikatnego budowania przestrzeni akustycznej – wyćwiczona przez obu muzyków w nurtach otwartej improwizacji – i ciągle jednak jakaś słowiańska wrażliwość. Jak w wielu różnorodnych przedsięwzięciach Damasiewicza. I jeszcze olbrzymia dynamika – aż po intensywne dronowe pejzaże z ekspresyjnymi, emocjonalnymi wokalizami. 

Już ten pierwszy utwór, zwieńczony mówioną partią gościnnie występującej tu Alicji Chmielewskiej, wydaje mi się wystarczającą zachętą do zapoznania się z płytą. W drugim – Morteratsch – wracają po części te same elementy wokalne i elementy dźwiękowej identyfikacji alpejskiego krajobrazu, ale dłuższe solowe partie trąbki i gitary stanowić będą łatwiejszy punkt stylistycznego zaczepienia. Obie formy (i na tej, i na kolejnej płycie – zresztą ich twórcy mogliby zrobić coś wspólnie) kojarzą mi się też trochę z rozpowszechnionym wzorcem dłuższych kompozycji rodem z płyt Superpang czy Longform Editions, a to formuła i dobra, i ważna. A muzyka z Diavolezzy pomoże przetrwać ciężkie chwile późnej jesieni w Polsce. A przy tym ma w sobie sporo dość uniwersalnego piękna.  

Drugi duet, tym razem międzynarodowy – Wacława Zimpla i Hansa Kulka – ukaże się w całości w piątek, pod tytułem obejmującym obie długie kompozycje, Breath of Brahma & Sri Crickets. Brzmi to jak tytuł utworu Terry’ego Rileya i trochę w tę stronę zmierza, choć brzmieniowo wychodzi na poziom o wiele potężniejszy, bardziej zawiesisty w partiach analogowych syntezatorów niż cokolwiek, przy czym Zimpel pracował. To jak materiał tkany dronami na sposób inspirowany muzyką Wschodu, ale w nagrywanym podczas rezydencji Zimpla we współprowadzonych przez Kulka holenderskich Willem Twee Studios utworze Breath of Brahma jest to materiał wyjątkowo gruby. Hasło „faktura” ma tu podstawowe znaczenie. I właśnie za sprawą faktury i dobrze rozumianej analogowości, w której na syntetyczne barwy nakładają się partie klarnetu altowego, to – spośród całej muzyki, jaką ma dotąd na koncie Zimpel – także coś najbliższego mroczniejszym rejonom muzycznym, nawet do black metalu nie daleko.

Druga kompozycja, Sri Crickets, rejestrowana już w Polsce i odnosząca się wprost do eksperymentów La Monte Younga, też trzyma się idiomu minimalizmu, ale jest zupełnie inna: niespokojna, zatopiona w mantrze niespokojnej rytmiki, a przy tym lżejsza i bardziej przestrzenna. Motorem napędowym tej drugiej są tym razem partie sterowanego robotyczną dłonią pianina. Dron znika, a w nakładających się na siebie przebiegach rytmicznych jest rzeczywiście coś ze zbiorowiska drobnych owadów. Zostaje jednak szansa na dołożenie się do tych drugich dronów – wszystkie wpływy ze sprzedaży cyfrowej wersji tej płyty, ozdobionej wspaniałą palindromiczną grafiką na okładce, mają zostać przekazane organizacjom pomagającym ludziom dotkniętym rosyjską agresją w Ukrainie. Nie dość, że udane, to jeszcze z dużym prawdopodobieństwem coś dobrego po tym zostanie.