Jak to się powinno robić [zapasy na drogę, vol. 1]
Cenię sferę publiczną, ale ta w Polsce rzadko sobie radziła z archiwami kultury. Udawało jej się doprowadzić do sprzedaży Polskich Nagrań za bezcen, a później próbowała odkupić je za wszelką cenę w mało przemyślany sposób, choć to ówczesny prywatny posiadacz – Warner – uporządkował zasoby, kwestie praw i rozpoczął najpotężniejszą serię wznowień w historii tej firmy. Najpierw wielkim wysiłkiem zbudowaliśmy gigantyczne archiwum audiowizualne za czasów NInA. A teraz, w czasach FInA (po połączeniu z Filmoteką Narodową i pod politycznie sterowalnym kierownictwem), udało się w praktyce wizjonerski i oparty na idei wolnego dostępu do fundowanych za nasze pieniądze materiałów, czyli Ninatekę, zaorać. Materiały, które wcześniej odnajdywałem w Ninatece, widzę teraz z powrotem w VOD TVP. Co do polityki wznowieniowej agencji wydawniczej Polskiego Radia też można (przy dobrych intencjach i eufemistycznie) powiedzieć, że bywało raz lepiej, raz gorzej. Dlatego uważam, że jest świetny moment, by wskazać, kto robi to dobrze. I czyja praca warta byłaby wszelkich możliwych publicznych subwencji – GAD Records. Ale nie, zaraz, to przecież prywatna firma, jak to możliwe?
GAD to wydawnictwo małe, ale prowadzone po pasjonacku: Michał Wilczyński najpierw podążył za tym, czego kolekcjonerzy naprawdę szukali – choćby za muzyką z programu Sonda. Albo wznowieniami SBB, które stanowią potężną część katalogu wytwórni. Ale trafił po drodze na artystów, którzy po rozmowie byli mu skłonni zaufać (i prędzej jemu niż jakiejś podlegającej politycznym szarpnięciom instytucji – rozumiem) i otworzyli swoje archiwa, albo pomogli je skompletować. Jak Jerzy Milian, którego wyjątkowa seria wznowień doszła do już do 11 odcinków. Albo jak Andrzej Korzyński, którego filmowa muzyka była przed GAD-em praktycznie niedostępna (z małymi wyjątkami) na nośnikach fonograficznych. Trafił też po drodze na kilka fantastycznych źródeł, takich jak rozgłośnie Polskiego Radia (także te lokalne) czy stare archiwa wytwórni filmowych, a kolejne znaleziska pchały go w nowe kierunki. Choćby w stronę reedycji – a zwykle pierwszych wydań – muzyki filmowej kolejnych spośród najbardziej znaczących kompozytorów, choćby Wojciecha Kilara. Z czasem szukał poza Polską, często w Czechach, gdzie w archiwum Český’ego Rozhlasu znalazł ten materiał, o którym dzisiaj.
Odnalezione nagrania kwintetu Krzysztofa Komedy to w Polsce trochę jak odnaleziona sesja Davisa czy Coltrane’a w Stanach. W tym wypadku są to nagrania koncertowe – czeskie radio rejestrowało w Pradze w 1964 r. pionierski festiwal organizowany tam na wzór naszego (odbywającego się już od kilku lat) Jazz Jamboree. W 1964 r. kwintet Komedy grał zresztą na obu tych imprezach. Polskie występy znamy, publikowane były w paru różnych odsłonach, zwykle po bałaganiarsku rozsypane, a nigdy w tak dobrze opracowanej i konsekwentnej formule jak tu. W Warszawie w kwintecie (poza Czesławem Bartkowskim na perkusji, Tomaszem Stańką na trąbce i Michałem Urbaniakiem na saksofonach) pojawił się Janusz Kozłowski, tutaj – Jacek Ostaszewski. I sekcja rytmiczna na tych praskich występach (trzy w ciągu dwóch dni) brzmi zdecydowanie mocniej, co dla jednych będzie zaletą (być może szczególnie docenią utwór Roman Two), dla innych wadą. Na pewno będzie zaletą dla tych, którzy do muzyki Komedy przychodzą dziś po doświadczeniu współczesnego rapu chociażby. Albo przyprowadziła ich twórczość EABS. Błyszczą Stańko (szczególnie w utworze Alea) i Urbaniak na saksofonie sopranowym. I to partie tego ostatniego, niezwykle melodyjne, śpiewne, najmocniej odróżniają choćby koncertowe Svantetic od jego późniejszej płytowej wersji.
Praska rejestracja brzmi przy tym lepiej od warszawskiej, a długie i potężne owacje potwierdzają to, co w wyjątkowo na niego krótkim, ale kompetentnym tekście z książeczce opisuje wydawca: że Komeda „był tam niewątpliwie jedną z sensacji”. Bo takie albumy są po to, żeby się wsłuchać i wczuć w ten moment w czasie, choćby nas tam wtedy nie było. Ale też po to, żeby ten moment dalej przechować. I nie chcę dłużej słodzić wydawcy, którego płyty opisuję co pewien czas, starając się wybierać z katalogowej masy – bo publikuje bardzo wiele tytułów rocznie – to, co najbardziej interesujące, ale każdorazowo po publikacji GAD-a problem kolejnej części polskiego muzycznego archiwum uznaję za zamknięty, a nie tylko rozkopany.
Przy okazji: dziś wieczorem tradycyjny już toast urodzinowy dla Tomasza Stańki, czyli koncerty pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie w rocznicę śmierci wybitnego muzyka. Zagrają EABS i Marcin Wasilewski Trio, warto więc rozważyć wizytę.
KRZYSZTOF KOMEDA QUINTET Live in Praha 1964, GAD Records 2022 (nagr. 1964)