Idą jak rakieta

Niby cebula w nazwie, ale w swojej klasie idą na arystokrację. Ostatnio powiększone do rozmiarów kwartetu (Michał Jan Ciesielski na saksofonie) trójmiejskie trio Immortal Onion osiągnęło w ciągu sześciu lat coś, co nie udaje się ich większości ich jazzowych rówieśników w tak młodym wieku. Zostało zauważone na rynku wydawniczym. Coś, co w środowisku funkcjonuje czasem jako fenomen Pink Freud – czyli wyjście poza koncertową i festiwalową niszę publiczności jazzowej, do radia, a nawet z dobrymi wynikami do streamingu – nie jest wprawdzie zastrzeżone dla formacji Wojtka Mazolewskiego (podobne osiągnięcia mają przecież EABS, niezłe wyniki w streamingu ma Niechęć – pomijam oczywiście wykonawców np. z katalogu ECM, z ewidentnie ogólnoświatową publicznością), ale należy do rzadkości. Tymczasem w kilka dni po wydaniu płyty Screens Immortal Onion można już z pełnym spokojem określać mianem „nowej dużej rzeczy” polskiej sceny jazzu i okolic. A droga do osiągnięcia tej pozycji nie wymaga wcale – jak się okazuje – znajomości fizyki jądrowej.       

Sześcioletnia kariera IO to bardzo dobre case study na różnego typu zjazdy i debaty rynku płytowego. Zespół od początku obstawiał wytwórnie niekojarzące się w pierwszej kolejności z jazzem (najpierw Requiem, teraz U Know Me), dbał o wyraźną identyfikację wizualną – czego nowa płyta koronnym dowodem – i był obecny na każdym społecznościowym froncie, co można sprawdzić, przeklikując się przez kolejne odnośniki na ich stronie www. Kręci teledyski, nie odpuszcza szans na koncerty za granicą (w najbliższych dniach: Wiedeń, Praga, Budapeszt), wykorzystuje showcase’owe imprezy, nawet te zamknięte pandemicznie, jak zeszłoroczny MENT w Lublanie. Zresztą podczas pandemii nazwa formacji przemykała wielokrotnie podczas różnego typu koncertów, i tych „domówkowych”, i tych otwartych. Grupa wychodzi z tego okresu w każdym razie mocniejsza. 

Jeszcze jeden aspekt kontaktu ze światem zewnętrznym, jaki utrzymują muzycy Immortal Onion – basista Ziemowit Klimek, pianista Tomir Śpiołek i perkusista Wojtek Warmijak – widać w tytułach utworów. Ta materia jest oczywiście wobec muzyki instrumentalnej bardzo umowna i można celować w abstrakcję, ale można też w zestaw haseł opowiadających o aktualnych problemach: Screens, ZOZI, OK Boomer itd. Niby nieważne, ale jakoś się sumuje w wizerunku grupy – trochę jak z rówieśnikami ze Sneaky Jesus pod tym względem: można grać jazz i nie uciekać od aktualności. Nie stronić przy tym od tego, co efektowne.     

Muzycznie już singlowy Orange Moons pokazywał, że nowy album może mieć spory potencjał. Dołączenie Michała Jana poszerza nie tylko brzmienie, ale przede wszystkim sposób patrzenia na melodie. Zespół wykorzystuje liryczny i emocjonalny potencjał saksofonu czy to w wyżej wspomnianej kompozycji, czy w utworze tytułowym. Odrobinę schodzi z elektroniczno-progresywnej trajektorii ku kontrapunktom przypominającym bardziej to, co robią Jaga Jazzist (Digital Relations), ale – z drugiej strony – zamyka cały program monumentalnym utworem Bitter Habits budowanym na brzmieniach syntezatorowych rodem z utworów Vangelisa. Nawet na odmienionej generacyjnie polskiej scenie IO są też ciągle zespołem dość świeżym. W ZOZI mogą śmiało rywalizować z EABS, a z OK Boomer mogliby – co sugeruje warstwa rytmiczna z mocną linią basu – wchodzić do katalogu Brainfeedera. Screens to przy tym także gra kontrastów, bo ten sam Ziemowit Klimek, grając ledwie kilka minut wcześniej smyczkiem na kontrabasie w Digital Relations, brzmi przecież zupełnie inaczej. Słuchamy grupy, która ma jeszcze dużo do powiedzenia i którą dopiero poznajemy, stopniowo, warstwa po warstwie.  

MICHAŁ JAN & IMMORTAL ONION Screens, U Know Me 2022