Ćwiczenia z nadmiaru możliwości
Najsłynniejsza płyta Jimmy’ego Tamborello – bardziej wówczas znanego pod szyldem Dntel – nosiła tytuł Życie jest pełne możliwości. Na początku wieku robiła duże wrażenie połączeniem elektroniki, samplingu i introwertycznej, pełnej wrażliwości opowieści dźwiękowej o charakterze intymnej piosenki. Opisywałem ją przy okazji reedycji – dziesięć lat temu ciągle brzmiała nieźle, mimo że pojawiła się nowa generacja urządzeń, a stworzona została głównie za pomocą potężnego, ale już dość starego samplera/syntezatora Kurzweila. W ciągu ostatniego roku naliczyłem aż cztery nowe albumy nagrane z udziałem amerykańskiego muzyka. Dwóch z nich posłuchałem w ostatnim tygodniu. Uczucia mam momentami bardzo pozytywne, ale ogólnie jednak mieszane.
Pierwsza z tych pozycji, czyli Futurangelics, to wydany oryginalnie jeszcze w kwietniu zeszłego roku, a teraz wznowiony przez Leaving Records projekt współpracy na odległość trójki muzyków. Współpraca na odległość to coś, co Tamborello praktykował na długo zanim stała się koniecznością, więc wypada naturalnie. Tu spotkał się zdalnie z Brinem (Colin Blanton) i More Eaze (Mari Rubio), a muzyka, która z tego wyszła, bliższa jest współczesnym ASMR-owym wizjom intymności rodem z nagrań duetu Claire Rousay/More Eaze albo nawet Felicii Atkinson. Ta bardzo gęsta pod względem faktury, ale wyciszona muzyka brzmi, jak gdyby poszczególni uczestnicy przedsięwzięcia nakładali swoje pomysły warstwa po warstwie. Jest w tym trochę przesytu, amalgamat akustycznych i elektronicznych barw bywa monotonny, ale jest też pewna czułość i jakaś wspólnota emocji pandemii. Co więcej – są partie wokalne, dzięki czemu epka staje się momentami wręcz idealnym przedłużeniem działań Tamborello znanych z Life Is Full of Possibilities. Poza tym emo-ambientowy (tak go określa wydawca) zestaw jest niedługi i te kaskady krótkich sampli nie zdążą nikogo zmęczyć.
Nieco inaczej jest z najnowszym Warm Former Sana Shenai, czyli duetu Tamborello z Mitchellem Brownem (Sun Araw, Sissy Spacek). Działają w tym składzie od lat, a bardzo długa dla odmiany, 72-minutowa płyta jest swoistym podsumowaniem tych działań – z całą ich różnorodnością i nierównym poziomem produkcji. Punkt wyjścia to techno – ale takie tworzone nie na dwóch skromnych maszynach, tylko na systemie modularnym, który jest w istocie ścianą pokręteł i mrugających lampek. W założeniu: metodami rodem ze studia eksperymentalnego, które od kilkunastu lat jest w praktyce dostępne każdemu twórcy elektroniki.
Muzyka duetu wciąga więc nie tyle w trans, co angażuje w podróż w stronę coraz to nowych brzmień, improwizacji. Łatwo się w tej podróży zatracić, o czym ten materiał opowiada w sposób książkowy. Tam, gdzie zwycięża dyscyplina – w otwierającym ten materiał Lemonlark Meadows czy znanym jeszcze z wcześniejszej epki Auroren, a nawet w mrocznym Humid Beings – budzi to uznanie. Czasem same brzmienia – jak ten dźwięk w Bir Capri, przypominający warczenie świnek morskich – wywołują fascynację. W innych fragmentach, jak skoncentrowana na tanich zabawach filtrami Aumbea czy krautrockowy Worm Farmer, a już szczególnie błądzący bez kompasu Mock Rhino, odczuwałem nerwową potrzebę przeskipowania, szczególnie przy kolejnych odsłuchach. Rzecz wydaje się niestety dość charakterystyczna dla działań elektroników nawróconych w pewnym momencie na modne zestawy modularne – często porzucają stare, skromniejsze instrumentarium na własną zgubę. Bo z jednej strony Tamborello udziela nawet porad dotyczących kreatywności, z drugiej jednak – ewidentnie nie jest w stanie sobie narzucić wystarczającej dyscypliny i przesiać nagranego materiału. Muzyka Sana Shenai bardzo podoba mi się we fragmentach, ale w całości wolę sobie odtworzyć zeszłoroczne Away Dntela (Morr Music) – piosenkowe, może trochę wtórne, ale dobrze skontrolowane, bo piosenka tę dyscyplinę narzuca. Tu zabrakło pewnego ograniczenia możliwości. Najwyraźniej czasem życie jest ich zbyt pełne.
BRIN, DNTEL, MORE EAZE Futurangelics, Cachedmedia 2021/Leaving 2022
SANA SHENAI Warm Former, Leaving 2022
Komentarze
„Warm Former” Sana Shenai, pierwsze przesłuchanie. „Lemonlark Meadows” mi się spodobał, ale dopiero „Aumbea” sprawił, że się albumem zainteresowałem. Żadnego skipowania! Gdybym już miał coś przy następnym przesłuchaniu przeskoczyć, byłby to raczej „Sana Vera”.
Niestety dawno nie miałem kontaktu ze zwierzętami zwanymi dawniej świnkami morskimi, więc nawet nie wiedziałem, że one warczą.
„Futureangelics” – zgodnie z recenzją. W finiszu robi się nawet pięknie.
@Krasnal Adamu –> Cieszę się – i dzięki także za komentarz pod listą najlepszych wydawnictw miesiąca. Świnki morskie warczą, chyba kompensując sobie ogólnie mało groźny charakter. Ale sam wiem to od niedawna.