Spuścić powietrze z tej bańki

Przykra przypadłość dzisiejszych mediów polega na tym, że publiczność zabawiana non-stop tym samym traci z oczu wszystko inne. Dlatego za bardzo krzepiący fakt uznaję dane o zmniejszonym zainteresowaniu piłką nożną mężczyzn (uważam że za podpowiedzią Michała R. Wiśniewskiego powinniśmy tego określenia używać konsekwentnie). Niby rozumiem, po co pompuje się ten temat w mediach społecznościowych – żeby podtrzymywać zasięgi. Sam mam na koncie jeden (słownie) piłkarski wpis w ostatnim tygodniu, który oczywiście przebił popularnością wszystkie inne. Ale napompowaliśmy ten przemysł kopanej do poziomu absurdu – słusznie pada w linkowanym tekście hasło bańka. I słusznie pada hasło o tym, że pandemia i afera wokół Superligi trochę jednak stonowały emocje. Tonują je astronomiczne zarobki w tej branży, ale w moim wypadku – bardziej jeszcze fakt obłożenia jej reklamami do absurdu i wykreowania żyjących w bańce piłkarzy na gwiazdy tejże reklamy, a na koniec życiowych guru. Gest państwa Lewandowskich kreuje marki, gest Cristiano Ronaldo – odstawienie coca-coli, bo woda zdrowsza – doprowadza do tego, że akcje Coca-Cola lecą w dół na giełdzie (nagły spadek wyliczono na 4 mld dol.). To oczywiście miłe, gdy piłkarz namawia do czegoś sensownego. Ale jeśli świat odkrywa, że coca-cola jest niezdrowa dopiero przy okazji gestu Ronaldo, to także dlatego, że gdy w mediach występowali spece od zdrowia i żywienia (specjalistom wierzymy coraz mniej – choć mam nadzieję, że i tu pandemia przyniesie pozytywny skutek), pochłonięty był tym, co na kolumnach piłkarskich, albo, oglądając latami mecze, wpatrywał się w logotyp Coca-Coli jako ich sponsora.    

Polscy piłkarze grają źle. Są słabi od dawna i nie radzą sobie z presją turniejową, co stanowi jedną z niewielu stałych w płynnej rzeczywistości dzisiejszego życia. Rzadko grają ładnie. Ale narodowa zgoda wokół tego, że WSZYSCY powinni kibicować swoim i wspierać reprezentujący nas na zewnątrz POLSKI futbol, pozostaje w głębokiej sprzeczności z narodowymi niezgodami wobec tego, czy na przykład wszyscy powinniśmy szanować i wspierać będące naszą wizytówką na świecie autorytety. Wystarczy spojrzeć, jak się traktuje noblistkę Olgę Tokarczuk w zależności od barw politycznych medium. Albo jak się traktuje (i patrzy głównie przez pryzmat życiorysu) nieżyjącego już Zygmunta Baumana, zresztą autora koncepcji płynnej nowoczesności, jednej z ważniejszych, jakie w ostatnich dekadach ukuto do opisu otaczającego nas świata. Nie widzę powodów, dla których mielibyśmy nie szanować kopanych sukcesów Roberta Lewandowskiego, ale też nie widzę podstaw do tego, żeby sympatia do tego świetnie pracującego w zagranicznym klubie piłkarza miała nas łączyć bardziej niż szacunek dla myśli Baumana (polecam przy tej okazji książkę mojego redakcyjnego kolegi  Artura Domosławskiego). 

Zaglądam dziś na przykład do serwisu Bandcamp, żeby podlinkować muzykę Brandona Knocke podpisującego się jako Body San – bo trzeba o tym w końcu wspomnieć, żeby nadrobić zaległości – a tam jakiś słuchacz z Portland wychwala ją, odwołując się do… koncepcji płynnej nowoczesności Baumana i  uznając album o (pięknej skądinąd) nazwie Reborn While Shopping jako idealną ścieżkę dźwiękową na te płynne czasy niepewności i ambiwalencji. I jest to moim zdaniem recenzja tak celna jak najlepsze strzały oddawane przez Lewandowskiego w barwach Bayernu.

Aż szkoda strzępić język, by dodawać coś od siebie. No ale jak się chce zostawić czytelnika w poczuciu, że coś mu się zaoferowało, nie wypada go zostawić bez wartości dodanej. Dopowiem więc, że miękkie, obłe i przyjemne kompozycje Knockego kojarzą mi się trochę pod względem walorów brzmieniowych z Detroit techno. Jest też podobnie – i bardzo konsekwentnie – minimalistyczny w podejściu do aranżacji. Bardzo podobają mi się te fragmenty, kiedy na saksofonie towarzyszy mu – jako idealnie idylliczny partner w takiej niemal muzakowej materii dźwiękowej – saksofonista David Lackner. A całość ma pewną wymarzoną cechę kultury czasów płynnej nowoczesności – nie jest wybitne w żadnym calu, a przy okazji nie jest tez w żadnym momencie żenujące czy fatalne. To album z muzyką elektroniczną epoki good enough, priorytetów bezpieczeństwa, niemarnowania czasu i niepsucia nastroju. A w tych kategoria siódemka to być może nawet najwyższa nota. Do historii Body San nie przejdzie, ale za to jak skutecznie koi nerwy i spuszcza powietrze z bańki tych najbardziej agresywnych, krzykliwych i walczących o zasięgi form współczesnego życia.  

BODY SAN Reborn While Shopping, Noumenal Loom 2021, 7/10