Dżem wielokulturowy
Świąteczny wpis – bo ten dzień daje parę dodatkowych godzin na słuchanie i pisanie – zacznę od tego, o czym rozmawiałem kiedyś z Konstantym Gebertem dla potrzeb książki Warszawa – w poszukiwaniu centrum. Czyli bólu fantomowego, który – jak gdy po odcięciu kończyny dalej nas ta kończyna boli – odczuwają Polacy po utracie Żydów. I który chyba się nawet nasila z czasem, zamiast słabnąć, zważywszy na to, co widać w kulturze, jak duża część z tego, co mamy najlepszego do powiedzenia w tej dziedzinie – od odkrywanej na nowo muzyki klezmerskiej i przedwojennego jazzu, przez nagradzaną Idę, po Księgi Jakubowe nagradzanej Tokarczuk i barwnego Króla pokazywanego właśnie w kolejnej, tym razem telewizyjnej adaptacji – odnosi się na różne sposoby do tego bólu. Albo jeszcze, szerzej rzecz ujmując, do utraconej wielokulturowości. Jak nudni bywamy jako proste przedłużenie genealogiczne plemienia Polan, na których istnienie nie ma zresztą nawet porządnych dowodów, a jak fascynujący jesteśmy, mając różnorodny kontekst. Piszę to do was jako typowy „ziemniak”, jak mówi moja siostra, z korzeniami na wsi mazowieckiej – która to wieś miała kiedyś swoich Żydów, Niemców, Holendrów, a nawet jakichś Francuzów – zasłuchany aktualnie głównie w płytę Earth.
Przedsięwzięcie nazywa się Minim feat. Sainkho. Jak się łatwo zorientować centralnymi postaciami są tu gitarzysta Kuba Wójcik – znany jako lider formacji Minim Experiment (obiecujący debiut Dark Matter sprzed czterech lat), kolejny polski uczeń kopenhaskiego konserwatorium – i dobrze w Polsce znana, mieszkająca na stałe w Wiedniu wokalistka Sainkho Namtchylak z Tuwy. Ale na tym międzykulturowym spotkaniu skład się nie zamyka. Mamy tu Kamila Piotrowicza (fortepian) i Alberta Karcha (perkusja), czyli kolegów z uczelni RMC i członków Minim Experiment, a do tego Andrzeja Święsa, czołowego polskiego kontrabasistę. Można sobie wyobrazić, jak ten kwintet może brzmieć: z pełną wyobraźni, swobodną i sonorystyczną grą Karcha, dobrze osadzającymi całość brzmieniowo i zbudowanymi na solidnych, klasycznych technikach partiami kontrabasu Święsa, no i błyskotliwymi, dynamicznymi, pełnymi swoistego romantyzmu pasażami Piotrowicza. A wreszcie – z gardłowym śpiewem Namtchylak i powściągliwą grą Wójcika, gdzieś na pograniczu atonalności, efektownej, ale nie efekciarskiej. Tylko że – i to jest tu najpiękniejsze – trudno do końca przewidzieć interakcję.
Earth to album płynący swobodnie i naturalnie, a zarazem gatunkowy rollercoaster. Wszystko jest zgrabnie zduszone jest pokrywką eleganckiego minimalizmu – całymi partiami mógłby to na pniu kupować do swojego ECM-u Eicher – i domknięte szeroką klamrą wielokulturowego rytuału (przy czym dwuczęściowy Ritual – kapitalna część pierwsza ustawia odbiór płyty, a druga przynosi spektakularny dialog Wójcika z Sainkho – wydaje się tu przykładem najbardziej spontanicznego jamowania). Ciekawe, że Namtchylak doskonale się w tę konwencję grania wpisuje, jej partie, dość oszczędne, odbiera się jako część pracy kolektywu. Zero kulturowego przeszczepu, nie ma mowy o cepelii, ani zdominowaniu tej formacji efektownymi technikami wokalnymi. Jest muzyka nastawiona na przyszłość i odniesienia do teraźniejszości. Namtchylak poza szaloną ekspresją ma też dla nas i parę prostych komunikatów: information is not knowledge, knowledge is not wisdom… A całość prowadzi w rejony tyleż zaskakujące, co uwodzące bardzo prostym wdziękiem, jak choćby Song of Elements. Dużo swojskości w tej obcości. Czuję też, że całość stanowi niezłe panaceum na te bóle fantomowe.
Niczego innego nie zamierzam dziś słuchać do końca dnia – z małymi przerwami na narodowców wyśpiewujących swoją wersję gejowskiego szlagieru Village People. Doceniam potrzebę budowania międzykulturowych pomostów, choćby podświadomego, przez rodaków manifestujących na angielskim piętrusie i w niemieckim dieslu pod ukradzionym od tamtejszej skrajnej prawicy hasłem Nasza cywilizacja, nasze zasady. U nas się to kojarzy co najwyżej z komedią i hasłem z Seksmisji: Na Wschód, tam musi być jakaś cywilizacja!
MINIM feat. SAINKHO Earth, Kold 2020, 8/10