Oklasków brak

Trudno się przechodzi na drugą stronę w dziennikarstwie – mnie się zdarza raz do roku podczas Auksodrone w Tychach, gdzie przez trzy dni pełnię rolę współgospodarza, konferansjera. Czyli stoję po stronie artystów. W tym publiczność została (można prześledzić – transmisje były na FB i w radiowej Dwójce przez cały weekend, 13.11, 14.11 i 20.11 kolejne) w ostatniej chwili wyeliminowana za sprawą nowych antycovidowych ograniczeń. W zamkniętej Mediatece nagrywaliśmy i transmitowaliśmy koncerty jazzmanów (Wasilewski, Napiórkowski, Pierończyk) z orkiestrą Aukso, wieczorne hołdy dla Pendereckiego (utwory Greenwooda, potem Pianohooligan i Skalpel) oraz nową operę Alka Nowaka i Szczepana Twardocha Syrena. I było jeszcze trudniej – bo zwrotnej rzeczywiście brak. Nie ma oklasków. Trochę trudniej złapać sceniczny luz, jeśli się nie uchwyci jakiegoś uśmiechu na widowni. Ale z drugiej strony – musieliśmy sobie wzajemnie służyć za publiczność, i pod tym względem, trzeba przyznać, orkiestra ma niebywałą siłę zorganizowanego kolektywu – soliści dostawali na koniec całkiem gromkie brawa od muzyków Aukso. Z kolei my jako prowadzący – siedząc już na pustej widowni – podglądaliśmy komentarze internautów pod streamami transmisji, żeby przekazać później dobre słowo muzykom i organizatorom. Ale oklasków publiczności nic nie zastąpi i sam teraz jakoś bardziej potrafię się wczuć w trudne położenie artystów i ludzi scenicznego zaplecza, a do redakcji wracam jako do relatywnie spokojnego w tym okresie, nawet zwyczajnego miejsca pracy.  

Miło też się wraca do pisania o piosenkach, takie trzy dni z orkiestrą smyczkową – jeszcze taką – to najlepszy detoks, jaki można sobie wyobrazić. Prostszych form instrumentalno-wokalnych słucha się przyjemnie, ale też patrzy na nie nieco inaczej. Spośród tych, które wyszły w piątek, wybrałem Heather Trost. Z albumami A Hawk And A Hacksaw – grupy, którą współtworzy – miewałem różnie. O jej solowej płycie Agistri w ogóle nie pisałem, choć teraz wrócę do niej z ciekawością, bo najnowszy album Petrichor był dla mnie niespodzianką. Mniej folku, a nawet reklamowanej tu psychodelii, żadnych wschodnioeuropejskich inspiracji, mniej nawet akustycznego instrumentarium. Mamy tu za to niezwykle senną atmosferę, sporo elektroniki, organy i stylistykę, która z miejsca – w startowym Let It In – wchodzi w rejony Broadcast i Pram. A biorąc pod uwagę, że Trost pracuje z mężem – znanym z A Hawk… Jeremym Barnesem – to z Broadcast można to zestawiać na różne sposoby. Francuskojęzyczny tekst Love It Grows przypomina o Stereolab. Dopiero Jump Into the Fire z motoryczną rytmiką i przesterowanymi gitarami naprowadza na krautrockową psychodelię. Nie jest to wielka, wybitna czy szczególnie nowatorska płyta, ale lepszej wersji Broadcast pewnie już w tym roku nie będzie. 

Orkiestrze z Tychów i wszystkim pracownikom zaplecza ślę przy okazji serdeczne pozdrowienia, mając nadzieję, że za rok to już jednak w realu, z publicznością. Bo ten reżim (sanitarny) kulturze nie służy. Przysiągłbym za to, że w pociągu, w tym samym wagonie, jechał dziś ze mną pewien polityk partii rządzącej. Długo się zastanawiałem, bo podróżował w maseczce, praktycznie nierozpoznawalny na pierwszy rzut oka. Może nawet są tacy, którzy w pandemii mają lepiej?

HEATHER TROST Petrichor, Third Man 2020, 7/10