POLIF♀NIA: Dźwiękowy wpie*dol

Dziś na Polifonii, przypomnę, tylko kobiety. Jedyne, czego potrzebuję od mężczyzn, to żeby przestali się odzywać, dzięki temu może będzie słychać kobiety – napisała wczoraj w facebookowym komentarzu Małgorzata Halber. To na tyle inspirujące słowa, żeby się zamknąć. Dlatego same płyty kobiet z ostatniego tygodnia. Plus jedna zaległość – nie będę się chwalił, że wyczekałem, żeby poniższa płyta była jeszcze bardziej aktualna, bo prawda jest taka, że od początku września, kiedy się ukazała, nie było dnia, gdy aktualna nie była. Niestety, była również aktualna wcześniej – jak byłem młodszy i nikt o tym nie nagrywał płyt. I jak odnosili sukcesy polscy raperzy, którzy oddaliby pewnie nerkę za taki mocny społeczny temat, ale odkąd zarabiają relatywnie dobrze i stać ich na ciągłe melanże, do powiedzenia mają coraz mniej, poza oczywiście niewątpliwie ciekawymi wspomnieniami z melanży. Przepraszam za długie zdania, ale Siksa – czyli Alex Freiheit – pisze wersy, które kończą się dopiero wtedy, kiedy brakuje tlenu. Dociska tymi linijkami do tego stopnia, że dalej już chyba tylko respirator, bo nie pomoże nawet wyjście na świeże powietrze w maseczce. Szczególnie na powietrze, gdzie faszyści (bez maseczki) zagradzają wejście do kościoła, policja broni wodza narodu przed kobiecą manifestacją gazem, a posłowie frakcji umiarkowanych, które wcześniej obaliły utrwalone na taśmach wulgaryzmy, obrażają się na hasło wypierdalać. Zgodne z Norwidowską maksymą Odpowiednie dać rzeczy słowo, której mnie uczyli na polskim. No więc Alex Freiheit jest muzycznym odpowiednikiem tego wypierdalać od dość dawna, teraz tylko bardziej skoncentrowanym.

Teatralność muzyki Siksy, która na Zemście na wroga przedstawia po prostu kolejny prezentowany w wersji scenicznej spektakl muzyczny, i przeszkadza, i osłania. Przeszkadza, bo trzeba się przełączyć z odbioru piosenek, przebojów, kawałków z radia, w odbiór dokręcającego emocjonalną śrubę słuchowiska, dość zapewne wyzwalającego dla kobiet, dla mężczyzn przykrego, być może nawet tych fajnych i progresywnych. Osłania, bo pozwala powiedzieć więcej i przyciąga uwagę mocniej. Przyszłam was nękać – mówi Freiheit, z posępną figurą przesterowanego basu o nie tyle już punkowej, co metalowej ekspresji i kościelnymi dzwonami w tle. Tak jak to ujął swego czasu w nagłówku autor fanpage’a Bridge to the Neverland (pozdrawiam): Skończyło się śmieszkowanie. Fakt, nic śmiesznego. Bo tu nie chodzi tylko o relacje z oprawcami, gwałcicielami, tutaj chodzi o relacje z bratem, tzw. zwykłymi mężczyznami dookoła, oczywistość przemocy symbolicznej, trudne do zniesienia zachowania seksualne, nawet dla kobiety we własnym mniemaniu seksualnie otwartej. Dwuczęściowa Gra o tron jest w tym dziedzinie mistrzostwem Polski. I wyjaśnia – w drugiej części – zarówno to, skąd wzięła się Siksa jako sceniczne alter ego, albo i porte-parole Polki, która się pod nim ukrywa, a zapewne też głos wielu innych Polek. 

Zarazem Zemsta na wroga także odpowiednie daje rzeczy brzmienie.  Jest to najlepiej wyprodukowane (Kostek Usenko) z dotychczasowych wydawnictw Siksy, które stawiały dotąd raczej na ekspresję sceniczną – a tu wszystko jest zwarte, w punkt, w splot, a właściwie wiadomo gdzie. Takiej energii nie ma w polskiej rzeczywistości, poza może manifestacjami strajku kobiet. Jeśli wam się podoba, to właśnie o to chodziło. Jeśli wam się nie podoba – tym bardziej. 

SIKSA Zemsta na wroga, Antena Krzyku 2020, 8/10