Te najlepsze momenty online
Wydarzenia live zawsze były konkurencją dla płyt. Są tym większą, od kiedy archiwizuje się je w internecie, ze stałym dostępem po transmisji. Tak jest na przykład z występami Unsoundu, który skończył się wprawdzie już tydzień temu, ale cały program dyskusji i występów, zaprojektowany specjalnie pod kątem onlajnu, można wciąż nadrobić. Moim zdaniem warto zacząć od pięciu momentów: inauguracyjnego Weavings, czyli występu supregrupy sformowanej przez Nicolasa Jaara specjalnie dla potrzeb tej imprezy, zaskakującej formułą opowieści dźwiękowej o wirusie, którą przygotował Kode9 w poprzednią sobotę. A także opowieści dźwiękowej z własnego podwórka Chrisa Watsona, premiery 2857 Antoniny Nowackiej, no i pełnego emocji eseju dźwiękowego DeForresta Browna jr. tego samego dnia. Warto zauważyć, że organizatorzy mieli też pomysł na onlajnową symulację tego, co się zwykle dzieje za kulisami – te zakulisowe rozmowy odbywały się na platformie Discord.
Dużą część weekendu znowu spędziłem na koncertach, nadrabiając przeróżne wydarzenia live (choćby występ Piotra Damasiewicza – tutaj), co w tym domowym słuchaniu staje się już realną alternatywą dla muzyki z płyt – to miałem na myśli w pierwszym zdaniu. Albo czymś pośrednim. W każdym razie chciałbym szczególnie zwrócić uwagę czytelników bloga na ten sobotni koncert:
To rejestracja finałowego wieczoru tegorocznego festiwalu Ad Libitum, odbywającego się w formie hybrydowej, ale wiadomo, jak jest, gdy Stadion Narodowy nie tylko nie będzie w najbliższym czasie miejscem koncertów, ale zamieni się w szpital polowy. O publiczność na miejscu nie jest łatwo. Trochę jej w CSW jednak było. I zasłużył na nią szczególnie zespół Hashtag Ensemble – robiący olbrzymie wrażenie utwór Faster Anny Sowy w ich wykonaniu zapewne trafi na jakąś płytę, ale na razie można wykorzystać tę formę odsłuchu. Na koniec długo improwizowali (mam nadzieję, że na płycie się zmieści) członkowie RGG ze świetnymi gośćmi: Martą Grzywacz (śpiewała wcześniej z Hashtag Ensemble), Arturem Majewskim i Dominikiem Strycharskim. Słychać było w tym nie tylko energię, ale też, mam wrażenie, dużą tęsknotę za taką formułą grania, która w ostatnich miesiącach rzadko była dostępna. I chociaż stream zerwało mi na moment przed końcem, a brutalna informacja w kąciku transmisji na FB dość bezwzględnie potwierdzała niszowy status muzyki improwizowanej (nie mówiąc o tym, że znałem większość lajkujących), to przecież cała ta formuła stanowi właśnie, podobnie jak eksperymenty Unsoundu, genialną okazję do poszerzenia tego grona.
Najgorzej mają oczywiście twórcy muzyki tanecznej, wypartej z klubów niemal całkowicie. Bo nawet jeśli trafimy na imprezę zamkniętą, czyli taką, która odbyć się może, to zamknięte są parkiety taneczne. A nowa płyta Macieja Maciągowskiego godna jest nominacji, wyróżnień i aplauzu w tej dziedzinie. Nie na darmo autor sprzedaje ją w pakiecie z napojem energetycznym. Rzecz jest czytelnym nawiązaniem do gęstej, utrzymanej w szaleńczym tempie rytmiki singeli, ale moim zdaniem przebija zarówno afrykańskie produkcje z Nyege Nyege Tapes, jak i dotychczasowe propozycje poznańskiego producenta.
Jest we frenetycznie przyspieszających nagraniach z TURB0_0BRUT oczywiście przesada, swoista zabawkowość, gęsta melodyjność, ale też rodzaj poczucia humoru, które mi odpowiada (polecam choćby Pies Skit). Jest energia, która dogania thrash metal i hardcore, ale od strony pluszu i plastiku. I słowo wstępne, celnie naprowadzające nas na ćwiczenia dostępne w pandemii: palpitacje serca po przedawkowaniu kofeiny, seanse z filmami Johna Woo, no i ten dźwiękowy materiał. Potwierdzam, palpitacje gwarantowane nawet bez kofeiny. Będziemy to wspominać kiedyś jako nastroje spędzanego przed monitorem roku 2020. Łyczek napoju energetycznego i jeszcze zatańczymy na Narodowym.
MACIEJ MACIĄGOWSKI TURB0_0BRUT, Glamour.Label 2020, 8/10