Wojna wygrana, pakuj walizki
Mamy 1 września, zacznijmy więc od klasycznego pytania historii alternatywnych: co by było, gdyby Polska obroniła się przed Niemcem w roku 1939? I czy na pewno byłby to zwycięski i pozytywny scenariusz? Takie pytanie zadaje grupa Hańba! na nowej płycie, sprytnie uciekając od widma oczywistej dość opowieści o wojnie (bo do tego doszła w chronologii opowiadanej przez siebie wizji przedwojnia) w historię tego, co by było po wojnie, gdyby – jak głosi podtytuł „Polska w roku 1940 wespół z Anglią i Francją rozgromiła Rzeszę Niemiecką i stała się hegemonem Europy Środkowej”. Czyli gdybyśmy stali się tym narodowym, podziwianym mocarstwem, któremu cały świat zazdrości, ale już 80 lat wcześniej.
Na torze wizji alternatywnej, na którą zwrotnica historii wyprowadza podwórkowy punk II Rzeczpospolitej, dumnie śmiga Luxtorpeda, zupełnie jak Pendolino – nasz najlepszy pociąg, na który ludzi nie stać (tutaj mamy Dwa tygodnie trzeba robić, by torpedą dupę wozić). Nasza narodowa potęga pod wodzą marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza ma biedę ukrytą po kątach niczym słomę w butach. Rekompensuje to sobie wiarą w roli sprawy państwowej, manią wielkości, ksenofobią i agresywną postawą wobec sąsiadów. Tu nie sposób nie wspomnieć ostrej lirycznie Tromtadracji, albo stosunków międzynarodowych. Bo tu najmocniej też słychać ton bardziej współczesny – i najłatwiej sobie uświadomić, że środek ciężkości przesunął się właśnie z poezji przedwojennej w stronę nowych, czujnie dopisanych tekstów Ziemowita Szczerka, wyrastającego tu właściwie na piątego członka zespołu.
Wśród oryginalnych tekstów najlepiej sprawdza się zjadliwe Ojcu św. Piusowi XI-mu Edwarda Szymańskiego, wyszeptane niczym jakiś Obywatel GC międzywojnia. Bo muzycznie album jest najbardziej różnorodnym z tych, które dotąd orkiestra opublikowała, a od strony produkcji – zdecydowanie najlepszym. Przy czym pamiętajmy, że Hańba! jako punkowa orkiestra podwórkowa nie jest zespołem od płyt. Grają w klubach, choć powinni na uroczystościach historycznych. Choć może trudniej by się im było artystycznie obronić z pozycji akademii, a tak nikt im nie powie nic. Ja przynajmniej złego słowa nie dam powiedzieć.
HAŃBA! Nikt nam nie zrobił nic, Karoryfer Lecolds/Antena Krzyku 2020, 8/10
Płyta druga, choć już zdecydowanie współczesna, zdaje się korespondować z poprzednią i zaczynać tam, gdzie kończy Tromtadracja: Pakuj walizki, wyjeżdżamy stąd, o nic nie pytaj – słyszymy w singlowym Mieście. Najlepszą jak dotąd płytę Baascha zacząłem poznawać poprzez antenę Trójki jakieś dwa radia temu, czyli jakoś w okolicach afery z Kultem, gdy jeszcze w rozgłośni pracował stary zespół. Bartosz Schmidt z płyty na płytę wydaje się coraz bardziej konsekwentny, ta nowa to monolit – dość mroczny, intensywny, oczywiście bazujący na brzmieniach syntezatorów i korespondujących z nimi, niezbyt ekspresyjnych wokalach (i impresyjnych tekstach, czasem uciekających w sferę gier słów: Nie było cię, albo cię nie było widać z bardzo zgrabnych Cieni), ale też konsekwentny do poziomu pewnej jednostajności. Więc choć kierunek wydaje się najlepszy jak dotąd, to wciąż chyba nie jestem idealnym odbiorcą muzyki warszawskiego producenta.
BAASCH Noc, PIAS 2020, 6-7/10
Na koniec coś, co łączy punka i chłodne syntezatorowe granie. A przy tym powinno ucieszyć tych wszystkich, którzy uważają, że Warszawa jest – po Berlinie i Manchesterze – największą inspiracją dla nowej fali. Trio Varsovia z Limy, stolicy Peru, gra trochę jak Suicide, powołuje się też na duet Chris & Cosey. Recursos Inhumanos to wznowienie ich albumu wydanego sześć lat temu. Sądząc po tytułach utworów, mamy do czynienia z formacją o dość antyklerykalnym i niewesołym przekazie: Chcą krwi, Kardynał w piekle, Szwadron śmierci. I tak dalej. Warszawa bywała już symbolem melancholijnego żywota człowieka pracy (Bowie), sympatii dla Bowiego (Joy Division), a tutaj stała się najwyraźniej symbolem jakiejś bolesnej historii, ze wskazaniem na tłumienie opozycji ze słowem bożym na ustach. Nie mam jednak wątpliwości, że nie jest to muzyka, którą minister kultury chciałby prezentować na pikniku historycznym – prędzej już minister spraw zagranicznych potraktowałby jako pretekst do wezwania peruwiańskiego ambasadora. Poza wszystkim jednak Dante Gonzales i Fernando Pinzás sprawnie obsługują swoje sintetizadores, a Sheri Corleone nadrabia gitary i dodaje wokale może nie tak ekspresyjne jak u Hańby!, ale dużo bardziej niż na albumie Baascha.
VARSOVIA Recursos Inhumanos, Buh 2014/2020, 7/10
Komentarze
Co by było, gdyby baba miała wąsy. Nic, byłaby baba z wąsami