Edyta, gdy nikt nie pyta
Nikt jak do tej pory nie nominował Edyty Bartosiewicz do #hot16challenge2. Wiem, że cała ta akcja z wejściem Korwina przekroczyła już ostatni płot dzielący szlachetne – choć prące ku ekspansji i autopromocji – przedsięwzięcia charytatywne od patostreamingu. Ale śledzę ją pod kątem tego, jak się rozkładają wewnętrzne relacje i sympatie w show biznesie. Kto jest nominowany, a kto nie – kto pozostaje, mówiąc najkrócej, częścią rodziny, o kim myślą, o kogo pytają. I pod kątem swoistej mapy rynku muzycznego po przesunięciu środka ciężkości w stronę rapu, a może nawet jego spisu powszechnego. No i tu się okazuje, że łatwiej jest wywołać Ryszarda Rynkowskiego czy Tomasza Karolaka, a z gwiazd lat 90. bardziej atrakcyjni są dla nominujących Katarzyna Nosowska czy Artur Rojek. Bartosiewicz okazała się chyba na tyle wolnym elektronem, że jej nazwisko nie padło.
Poprzedniemu albumowi Renovatio towarzyszyło olbrzymie oczekiwanie, podsycane zapewne przez media (sam opisywałem płytę dość szeroko na łamach POLITYKI) – trudno zresztą się temu nie dziwić, skoro praca nad nim trwała 15 lat. Nowy ukazuje się już po siedmiu latach, ale – paradoksalnie – z punktu widzenia konwencji muzycznej Edyty Bartosiewicz, subtelnie liftingowanej, ale co do meritum niezmiennej – ten czas wydaje się dużo dłuższy. A już na pewno jest dłuższy z punktu widzenia właśnie zmieniających się nastrojów publiczności. Singlowy Lovesong z 250 tys. wyświetleniami na YouTube w ciągu 20 miesięcy musi się mierzyć już nawet nie z konkurencją 500 tys. nowego Kazika zdobytych w ciągu 48 godzin, tylko drugoligowymi raperami zbierającymi te ćwierć miliona w ciągu maksymalnie doby. A album zatytułowany Ten moment trafia właśnie precyzyjnie w ten moment, gdy zainteresowanie masowej publiczności jest zupełnie, ale to zupełnie gdzie indziej. Co zasygnalizowałem już na samym początku.
Jakąś nową jakość mieli przy pracy nad tym albumem wnieść jego producenci – Bodek Pezda i Sławomir ‚Dżabi’ Leniart, znani m.in. z formacji Agressiva 69. Czyli dawna scena alternatywna, która po latach zasila dawny mainstream – tyle że perspektywa jest już tak odległa, że wszystko się gładko maceruje, a daje o sobie też znać charakter samej autorki, którą jednak ciągnie mocno w raz ustalonym kierunku: jeśli było tu coś naprawdę zaskakującego, zostało lekko wytarte i wygładzone. Nie robią wrażenia rewolucji syntezatory, które w ciągu ostatnich paru lat zaczęły już decydować o brzmieniu nie części, tylko prawie całego krajowego popu. Jedno, co zostało naprawdę nowego w tym w większości balladowym, utrzymanym w wolniejszych tempach programie, to ślady nowej fali, takiej spod znaku The Cure i okolic. Dają o sobie znać w cYRKu, a jeszcze mocniej – w niezłym, może nawet najbardziej kojarzącym się lirycznie z emocjonalnością dawnych przebojów Bartosiewicz Monstrum.
Trudno wyrokować, czy to płyta lepsza niż Renovatio, ale na pewno jej bohaterka lepiej, pewniej śpiewa. I próbuje się interesować światem zewnętrznym (Alarm! Ziemia staje się strefą mroku), ironizując na temat jego wad, tego, czym się stał pod jej nieobecność (cYRK), zarazem patrząc na niego z pewnym pogodzeniem się z losem (Wszyscy widzimy się po tamtej stronie), dochodząc do wniosków nierzadko banalnych i oczywistych, które można odnieść pewnie także do sytuacji wczorajszych zwycięzców, takich jak ona (Świat nie bierze dziś jeńców / Rozstrzela na miejscu). Jednego bym jednak nie bagatelizował – Ten moment ma singlowe momenty, a przede wszystkim jest w swoisty dla Bartosiewicz sposób dopracowany. Nawet jeśli próżno szukać na tej płycie zachwytów i olśnień, trudno o odruch zażenowania. Kiksy, jeśli są, to drobne, nad całością unosi się duch starej kultury wykonawczej (i songwritingu – co słychać np. w bardzo dobrym, mocno beatlesowskim utworze tytułowym). Tak wygląda ta specyficzna, magiczna radiowość piosenek Bartosiewicz – straciła dawno wdzięk nowości, zgubiła dużą część swojej najbardziej oddanej publiczności, ale tę, która jest, dałoby się bez bólu zgromadzić wokół tych piosenek. Tylko czy ktoś jeszcze zapyta?
EDYTA BARTOSIEWICZ Ten moment, EBA 2020, 6/10
Komentarze
Edyta Bartosiewicz ma dobry głos. Teksty z przebojowym potencjałem – np. To ten moment. Nikt jeszcze nie wykorzystał tej frazy w piosence, frazy o przebojowym potencjale jeśli wsparta odpowiednią melodią.
ps. Studiowała ekonomię i za zarobione pieniądze kupiła sobie dom niedaleko uczelni. To mi się podoba.
Widziałem ją w Dębkach zaraz przed rewelacyjnym występem w duecie z Krzychem Krawczykiem w Sopocie.
Zawsze mnie interesuje ile twórcy uzyskują z tantiem rocznie. Jeden Muniek opublikował kiedyś swój PIT i tam mniej więcej połowa rocznego zarobku to były tantiemy – prawie pół miliona złotych.
Dwie płyty w ciągu 22 lat, tak, to bardzo ekonomiczne podejście, notabene, dalekie od szastania środkami
Czyli w 1998r. Edyta zakończyła intensywną pracę w showB. I zauważmy że teraz wydaje płytę w czasie pandemii, żeby nie było jakichś oczekiwań trasy koncertowej.
Ma głos naprawdę ewokujący emocje w słuchaczu!
Już myślałem, że nawiązujesz do innej Edyty, Górniak i jej antywackowych wypowiedzi u Marcina Roli – też srogi patostreaming.
Edyta Górniak nie ma tej osobowości jaką ma Edyta Bartosiewicz. Popularne imię w latach 90. Najsłynniejszą Edytą była jednak prekursorka – Edyta Wojtczak i prawdopodobnie na jej cześć nadawano potem nieraz to imię.