Płyty, które ludzie kupują: Dua Lipa

Zawsze się zastanawiam, co robi ten tłum producentów i autorów pojedynczego utworu pop. Jeśli jeden tylko programuje rytmy, drugi pisze melodie refrenów, a trzeci struga zwrotki i mostki, to muszą mieć życie bardziej monotonne niż w trakcie kwarantanny. Z drugiej strony – jeśli wychodzi im raz na jakiś czas płyta pop o zaraźliwym charakterze, której w dodatku bez większego wstydu da się słuchać, to niech sobie wykonują to mało twórcze, ale dobrze płatne zajęcie. Na płycie, którą właśnie wydała Dua Lipa (tak, dziś będzie naprawdę pop z pierwszych miejsc list bestsellerów), samych producentów naliczyłem w sumie – razem z wokalowymi – ponad dwudziestkę. Autorów drugie tyle, ale przynajmniej nikt nie ukrywa, że będzie w tym coś nowego: Future Nostalgia to udana próba zbudowania zgrabnego albumu dla masowego odbiorcy z dobrze znanych klocków.  

 

Gdyby mi ktoś powiedział, że w singlowym Don’t Start Now mieli osobnego mechanika od partii basu, albo że w Physical osobny starszy technik dbał o wpuszczenie odpowiedniej dawki klimatu nagrań Kylie Minogue, a Levitating miało być po kobiecemu przekonstruowaną odpowiedzią na współczesny, radosny funkiem z okolic Bruno Marsa, nawet bym uwierzył. Swoją drogą, atmosfery z płyt Kylie i Marsa tu sporo, a przede wszystkim pojawiają się także producenci znani z albumów obojga (choćby – odpowiednio – Jeff Bhasker i Stuart Price). Ogólna wizja albumu zakłada jednak moim zdaniem znacznie więcej: także stworzenie lepszej wersji ostatnich albumów Madonny dla tych, których ta od dawna rozczarowuje (Love Again z charakterystycznym samplem z coveru My Woman Binga Crosby’ego). Z nawiązaniami także do takich wokalistek jak Lady Gaga (siłowy styl śpiewania Lipy – stwierdzam, nie krytykuję, ma przy tym całkiem złożoną barwę – przesuwa ją w tym kierunku) czy Sophie Ellis-Bextor.

Przemiana, do jakiej doszło pomiędzy debiutem a drugą płytą, jest potężna i trudna do przeoczenia. Oczywiście można ją przypisać artystycznemu dojrzewaniu – ale bez przesady, autorka skończy w tym roku dopiero 25 lat (Madonna na tym etapie dopiero się przebijała, nagrywając Holiday i Lucky Star). Moim zdaniem sens tej przemiany jest troszkę inny – przebiega w takim kierunku, by nie stracić młodzieżowej bazy, a złapać klientelę nieco starszą, która w ogóle przejmuje się czymś takim jak album. O ile Lipa w poprzedniej odsłonie podobała się głównie nastoletnim dziewczętom, tym razem ma szansę przekonać ich stęsknionych za starą wersją nowoczesności rodziców. Przekonuje do tej wersji choćby disco uszyte na kanwie sampla z przeboju INXS Need You Tonight w Break My Heart. Tworzące na tyle nową jakość, żeby nie oskarżać producentów o żerowanie na klasyku, ale na tyle ten oryginał eksponujące, żeby z kolei przyciągnąć nostalgików.       

Całość ułożona jest przez tych ludzi dobrej roboty z niemal nużącą precyzją. 37 minut zwartej i przebojowej wypowiedzi, raczej poprawiającej nastrój (co może bardziej istotne akurat teraz), tanecznej i szukającej wspólnego familijnego mianownika (co jeszcze ważniejsze, bo jak tańce, to chwilowo raczej w rodzinie), pozbawionej zapychaczy. Poza dwoma ostatnimi utworami, w których pozwolono tu sobie na lekki ukłon w stronę rynku R&B i odrobinę teatralnego, może musicalowego szaleństwa (choć w tym całym przegięciu finałowego Boys Will Be Boys można znaleźć rodzaj prawie-cytatu z Enyi), jest to też bardzo spójna płyta. To z całą pewnością sztuka i jakiś element mistrzostwa – osiągnąć wrażenie spójności przy tak zespołowej pracy. I ten element przekonuje mnie, że mamy do czynienia z typem płyty niewybitnej, ale bardzo potrzebnej i być może najlepszej, jaką można było w danym momencie sklecić z tych dobrze znanych podzespołów.

Czy ją sobie kupię? Nie, i tak będzie wszędzie. 

DUA LIPA Future Nostalgia, Warner 2020, 7/10