Nie ma takiej kategorii

Nominowani do Paszportów „Polityki” dzielą się na dwie grupy: na tych, którzy w ciągu ostatniego roku zasłużyli na nagrodę, i tych, którzy zasługują na nią od dawna. Ta druga jest znacznie potężniejsza, a zaległości większe i większe – choć o tej porze roku udaje nam się nadrobić dokładnie siedem z nich. Gdyby tak prowadzić klasyfikację, Błażej Król co roku byłby w obu tych grupach. Należało mu się. Jury złożone z dziennikarzy innych gazet i stacji radiowych pomogło, kapituła nie przeszkodziła. Cieszę się z tej nagrody, o artyście nie będę się już rozpisywać, bo wspominam o jego kolejnych poczynaniach regularnie.  

Dziękuję wszystkim tym, którzy wspominali przy tej okazji o Paszportach – w tonie pochwalnym, krytycznym, pozytywnym lub choćby po to, żeby nam uświadomić, że nas nie ma. Dla przypomnienia dodam jednak, że nawet minister kultury naszego pięknego kraju przepraszał, że nie może zadekretować naszego nieistnienia. Przypominanie o tym nie jest z mojej strony gestem politycznym – w ustach każdego innego urzędnika państwowego te słowa brzmiałyby tak samo głupio. A jeśli obecna ekipa rządząca jest winna ustawy wprowadzającej dwumiliardową kroplówkę dla telewizji publicznej lansującej Zenka, to poprzednia była winna niewystarczającego wspomagania telewizji Zenka nielansującej. Głupota nie ma barw. 

Nie ma takiej kategorii jak muzyka popularna. Jedną z pierwszych większych propozycji płytowych w tym roku będzie ukazujący się jutro album grupy Algiers There Is No Year. Nie ma roku.

Jedna z pierwszych płyt w tym roku i od razu złe nowiny. Cwaniaki chcą zbierać kapitał na naszym nieszczęściu. Dwie minuty do północy, a oni budują domki z kart – śpiewa Franklin James Fisher, za chwilę dodając coś o tym, że będzie stał i gdzieś z góry obserwował, jak się wali i pali. Są i takie postawy. W tekstach dostajemy wyraźne sygnały, że chodzi o Amerykę, ale schyłkowy nastrój obejmuje niewątpliwie obie strony oceanu, między którymi poruszają się członkowie formacji, w tym Fisher – jej lider, czarnoskóry nowojorczyk urodzony na amerykańskim Południu. Wszechstronność jego wokalnych talentów trudno kwestionować. Pcha go gdzieś w stronę wokalistyki rodem z końca lat 90. – nie na darmo Algiers współpracowali z członkami Portishead i Massive Attack (te wibrata), nie na darmo na nowym albumie potrafią się w jednym utworze ukłonić Radiohead i Faith No More (We Can’t Be Found). Idea, by łączyć punkową energię z bluesem i soulem, czy nawet gospel, też nie jest nowa. Pomysł, żeby w to włączać syntezatory, wydaje się od ery wielkich sukcesów Depeche Mode (których koncerty Algiers otwierali) w miarę oczywisty. 

Jest na albumie There Is No Year wiele fragmentów, które imponują, ale mało takich, które porywają. Mnie w największym stopniu porusza ciekawe dramaturgicznie Nothing Bloomed i syntezatorowy pejzaż z wokalami R&B (tu z kolei prawie Jackson) oraz ognistym solem saksofonowym w Chaka. Główną ideą tej płyty wydaje mi się jednak koncesjonowany, dobrze opakowany bunt w eleganckiej formie i mówienie kilku rzeczy na raz. Algiers to zespół dobrze wymyślony, który wytarza was w emocjach, ale sam się przy tym nie ubrudzi. W pierwszym zdaniu notki prasowej spekulują na temat potencjalnej notki o sobie w archiwach FBI, nie wahając się przed zestawieniem siebie z Malcolmem X i Czarnymi Panterami w jednym zdaniu. Dobrze wykształceni i osłuchani, posługują się starannie dobraną symboliką. I wydają mi się – szanuję to nawet na swój sposób – wytrawnymi handlowcami, świetnie znającymi zasady ekonomii. Z gatunku tych, którzy znajdą nawet użytek dla zniszczonych na trasie koncertowej gitar – sprzedadzą je w specjalnej edycji albumu, razem z torbą, t-shirtem, pakietem gadżetów i autografów.     

ALGIERS There Is No Year, Matador 2020, 6-7/10