Dzień polskiego popu: Anita Lipnicka

Mało kto pisze o mainstreamowych polskich płytach, tym bardziej że duża część z nich wychodzi w ciągu tygodnia czy dwóch pod koniec października. Trudno się dziwić. Polska muzyka środka dawno przestała być atrakcyjnie żenująca, za to często bywa nużąco profesjonalna. Trzeba trochę czasu, by wypunktować lepsze i gorsze strony. Ale dość szybko przekonamy się co do jednego: w produkcji muzyki pop mamy wciąż krótką ławkę. A pod względem potencjału promocyjnego i dystrybucyjnego duże wytwórnie zostały już dawno doścignięte przez niezależnych. Ale ponieważ sporą część ostatniego tygodnia spędziłem na robieniu notatek, dziś zalewam Polifonię krótkimi notami o polskim popie, które – jak Adam Słodowy – miałem już wcześniej przygotowane. Była Mary Komasa, był Baranovski. Pora na trzecią…

Akurat Anita Lipnicka parokrotnie zaczynała od nowa, w myśl hasła z tytułu tej płyty. I były wśród tych początków na tyle udane, żeby już niespecjalnie oczekiwać kolejnych. Ten album jednak przynosi rewizję – i to nie tego, co jest, ale tego, co już było. Stare utwory z ostatniego ćwierćwiecza w nowych wersjach, przygotowanych przez różnych producentów: od Kuby Karasia (The Dumplings), Wojtka Urbańskiego (Rysy) i Bartosza Szczęsnego (Rebeka), przez Michała Foxa Króla (m.in. Maria Peszek) i Marcina Macuka, po Paula Rollinga, Daniela Blooma i Piotra Świętoniowskiego z zespołu The Hats towarzyszącego na co dzień Lipnickiej.

Oczywiście, jak łatwo się domyślić, poszczególne wersje chwilami nie mają ze sobą wiele wspólnego – prócz pewnej inklinacji do brzmień syntezatorowych. I – jak łatwo się domyślić – niektóre nowe wersje spokojnie mogłyby nie powstać. Dotyczy to w pierwszej kolejności, co ciekawe, nowych wersji największych przebojów Varius Manx, czyli Piosenki księżycowej i Zanim zrozumiesz, a także utworu I wszystko się może zdarzyć, które przynosi fajne brzmienia elektroniczne, ale moim zdaniem nie wykorzystuje zalet oryginału. Cenię tych wybranych do projektu producentów, lecz większość wykonań przynosi niedosyt. Nieźle wypadły wersje Daniela Blooma, ale najlepiej z zdania wywiązał się tu wymieniony na końcu Świętoniowski, relatywnie najmniej znany w tym towarzystwie, choć dobrze kojarzący się na pewno fanom artystki. Niezły jest jego Ptasiek, a Wolne ptaki, zbudowane na figurze lirycznej jak z Tracy Chapman Fast Car, ta wersja czyni tym, czym miały być zapewne wszystkie – piosenkę na nowo odkrywaną.

ANITA LIPNICKA OdNowa, Warner 2019, 5-6/10