Nie płakałem po Woodstocku

Jak już wiemy, w obchodzoną dokładnie dziś 50. rocznicę słynnego Woodstock Festival nie będzie kolejnego festiwalu w Woodstock. Chociaż miał być, a Michael Lang, jeden z oryginalnych twórców imprezy z 1969 r., walczył o to do ostatniej chwili. Ale niespecjalnie bym się tym faktem przejmował, co krótko uzasadnię.

Na początku, jeszcze wiele miesięcy temu, wydawało się, że urodzinowa impreza będzie huczna. Wprawdzie od początku były problemy z miejscem, ale kto ich nie ma – nawet polski Przystanek Woodstock (dziś Pol’and’rock, odkąd oryginalny brand postraszył organizatorów prawnikami – o czym niedawno przypominaliśmy w rozmowie z Jerzym Owsiakiem) musiał parokrotnie zmieniać lokalizację, zanim osiadł w Kostrzynie nad Odrą. Problemy z miejscem miał zresztą oryginalny Woodstock z roku 1969. Wystarczy sobie przypomnieć, że odbywał się ostatecznie nie w planowanym Wallkill, tylko w Bethel, 50 km dalej.

Wśród zapowiadanych na ten rok gwiazd byli Santana, Dead & Company (kontynuacja Grateful Dead) czy Jay-Z. Jeszcze trzy tygodnie temu Lang odgrażał się, że znalazł – po wielu perypetiach – ostateczną lokalizację: salę Merriweather Post Pavilion w Columbii (Maryland), skądinąd tę znaną z tytułu świetnej płyty Animal Collective. 4,5 godz. jazdy od oryginalnego Bethel. Co więcej, mieli tu już zabukowane koncerty Noela Gallaghera i Smashing Pumpkins. Ale to też się nie udało, bo zaczęli się wykruszać umówieni wcześniej festiwalowi artyści. Co ciekawe, jednym z tych, którzy dali sygnał do odwrotu, był John Fogerty, lider Creedence Clearwater Revival, 50 lat temu pierwszego zespołu, jaki wszedł do line-upu, ciągnąc za sobą innych. Dopiero 31 lipca Lang ostatecznie przyznał się do porażki i odwołał imprezę. W ten sposób z zapowiadających się szumnie obchodów 50. rocznicy wyszło jak dotąd jedno – duży, 10-płytowy zestaw Woodstock. Back to the Garden dokumentujący (prawie) cały materiał z 1969 r. Można go sobie kupić na otarcie łez, także w Polsce, za równowartość 800 zł.

Kupić jest tu ważnym czasownikiem. Jeśli otrząsnąć Woodstock z legendy, którą obrósł, wyjdzie nam, że najważniejsza pionierska siła tej imprezy to sposób, w jaki monetyzowała ruch młodzieżowy, próbując zarobić na biznesie koncertowym duże pieniądze. Bo że nie był to festiwal pionierski, pamięta pewnie każdy miłośnik muzyki rockowej. Dwa lata wcześniej odbył się w Kalifornii przełomowy – i rzeczywiście pieczętujący rozwój ruchu hipisowskiego – Monterey Pop Festival. Jeszcze wcześniej mniejsza, ale bardzo ważna – i darmowa – impreza Fantasy Fair and Magic Mountain Music Festival. Festiwali bluesowych i jazzowych pod gołym niebem nie wliczam – a odbywały się już od lat. Wyczekiwany Dylan nie przyjechał na Woodstock, tylko na nieco tylko późniejszy Isle of Wight Festival (gdzie wśród publiczności znaleźli się nieobecni w Bethel Beatlesi i Stonesi). Celebracją mitu letniego festiwalu są realnie odbywające się imprezy, rynek tętni życiem, sporo na nim zresztą – nie ukrywajmy – muzealnych akcentów. Wystarczą wspomnienia, film, muzyka. Sam Woodstock w roku 1969 okazał się za to intratnym przedsięwzięciem, które pokazało, że popyt na usługi letnich festiwali przerasta wszelkie oczekiwania – sprzedano niemal 200 tys. biletów, a potem wpuszczono za darmo drugie tyle publiczności. Lubię na to patrzeć przez pryzmat filmu Zdobyć Woodstock Anga Lee, który pokazuje właśnie to odkrycie komercyjnego potencjału i ten wyprzedzający biznesowe rewolucje start-upowy charakter imprezy. Młodzi ludzie, duże interesy i spieniężanie gigantycznego pokoleniowego zjawiska.

Tu przypomnijmy – z całym szacunkiem dla wielkiego artystycznego rozmachu imprezy i dramatyzmu wydarzenia – że wśród czwórki oryginalnych założycieli festiwalu dwaj byli młodymi inwestorami, którzy rozporządzali kapitałem na Wall Street i weszli do teamu dzięki ogłoszeniu w „New York Timesie” o treści Młodzi ludzie z nieograniczonym kapitałem szukają interesujących propozycji biznesowych.

Czy kogokolwiek może dziwić to, że impreza, która wymyśliła, jak to można w przyszłości dobrze zarabiać na spędzaniu latem młodych słuchaczy serią koncertów w jedno miejsce, będzie wspominana przez tych, którzy na biznesie koncertowym zarabiają najlepiej? A tak właśnie się stanie. Jedyne znane mi obchody rocznicy w Ameryce będą się odbywały w ramach The Bethel Woods Music and Culture Festival. Wystąpią m.in. Ringo Starr, Santana i jeszcze paru artystów (w tym kilku deklarujących najpierw obecność u Langa), a wszystko blisko lokalizacji oryginalnego festiwalu. Partnerem wydarzenia jest koncertowy moloch Live Nation, czyli ci, którzy wiele lat później udoskonalili koncertowy model biznesowy.