W duchu Niemena, gestem wiedźmina

Zrobili to. Czyli przebili siebie samych sprzed dwóch lat. Bo nie sztuka uczyć się na błędach, sztuką jest uczyć się na sukcesach, a to robili przez ostatnie dwa lata członkowie kolektywu EABS (rozszerzenie Electro-Acoustic Beat Sessions, choć pokazuje kolektywny i demokratyczny sposób pracy, wykorzystywane jest coraz rzadziej). Dodali do swoich wersji utworów Komedy załącznik w postaci epki z Tenderloniousem, zagrali szereg świetnych koncertów, z których jeden trafił na płytę. I przygotowali nowy program na album zatytułowany Slavic Spirits. Powiedzieć, że starannie, to nic nie powiedzieć. Zrobili to perfekcyjnie.

W piątek widziałem premierowy koncert tej nowej płyty w Domu Kultury Kadr. Przyszło dużo ludzi spoza regularnej publiczności tego dzielnicowego (choć świetnie przygotowanego i mającego już sporą tradycję koncertową) centrum, rozdawali tam więc ankietę, w której trzeba było zaznaczyć naddarciem widełki wiekowe, którą wizytę w Kadrze się odbyło oraz stopień zadowolenia z wizyty. Swoją kartkę przy tym ostatnim pytaniu prawie przedarłem na pół. Pierwsza połowa tego koncertu zagrana została tak, że z trudem przypominam sobie lepszą sceniczną prezentację czegokolwiek w ciągu ostatniego sezonu. Syntezatorowe solo Marka Pędziwiatra w Leszym zabrzmiało lepiej niż to zarejestrowane na płycie, rewelacyjnie też zagrał Jakub Kurek, który miał przy okazji trudną rolę wypełnienia przestrzeni po Tenderloniousie, na albumie grającym także na sopranie. Saksofonistę Olafa Węgra chwaliłem już poprzednio, ten akurat na płycie zagrał w paru momentach idealnie, co trudne do przeskoczenia w warunkach live. Paweł Stachowiak jest jako basista de facto dyrygentem całego przedsięwzięcia. Spisek Jednego i Vojto Monteur (gitara) rzadko wychodzą z drugiego planu, ale ich zadanie dodawania koloru i budowania kolejnych płaszczyzn jest kluczowe dla płyty. A gra perkusisty Marcina Raka, dbającego o akcentowanie groove’ów, na których oparta jest cała struktura utworów godna byłaby osobnej etykietki – jeśli Niemcy mieli swoją Motorik, tutaj postulowałbym Moto-Rak.

Skoro już zacząłem bardziej od formy płyty: jest ona cyklem programowo połączonych kompozycji, których tworzenie nie zamknęło się na etapie pisania tematów. Bardzo ambitnym, dość trudnym do wypromowania w postaci pięciominutowego klipu. To, co EABS w tym wcieleniu wyróżnia, to fakt, że partie solowe – jakkolwiek na tym albumie istotne i robiące wrażenie – nie są wirtuozowskim popisem, tylko każdorazowo elementem narracji, który popycha do przodu całość, wielowymiarową i tętniącą życiem na kilku planach. Już tytuł sugeruje elementy związane z ludowością i tradycją. I tu rzecz wcale nie jest oczywista. Długi temat Ślęży odnosi się do muzyki ludowej w sposób czytelny, który przypomniał mi z miejsca działania jazzowych Skandynawów i Bretończyków. Ale za to wszechobecna jest atmosfera tajemnicy, duchowości skrywanej pod paroma warstwami farby nanoszonej wraz z budową na tytułowej słowiańszczyźnie kultury chrześcijańskiej. Jesteśmy kulturowym palimpsestem, wielokrotnie zapisywaną od nowa kartą, na której i tak wychodzi na koniec zapisany pod spodem słowiański wzór. A ludzie wychowani w kulturze hip-hopu i recyklingu rozumieć mogą to nie gorzej, a może nawet lepiej niż wcześniej Czesław Niemen czy Krzysztof Komeda. Tylko trzeba chcieć.

O tym jest ta płyta. Slavic Spirits na winylu w wersji deluxe i w wersji CD poszerzone zostało o potężny (100 stron w wersji 12″, w dwóch językach) esej o przemieszczających się w muzyce popularnej słowiańskich źródłach inspiracji, o mitologii, miejscach i postaciach związanych ze słowiańszczyzną oraz o tropach kulturowych, które zmieniają i organizują rozumienie świata w tej części Europy. Sebastian Jóźwiak, menedżer i współtwórca grupy, ważny także przy pracy nad archiwaliami Komedy, prowadzi śmiało, czytelnie i obrazowo opowieść o słowiańskim duchu, posiłkując się pismami Aleksandra Brücknera i Marii Janion, uzupełniając teoriami Andrzeja Ledera czy polskimi odbiciami hauntologii Olgi Drendy. Na rynku fonograficznym to gest porównywalny jedynie z tym, co w oprawie swojego pierwszego albumu zawarła grupa R.U.T.A. Ale zrealizowany z większym rozmachem. Trudno sobie zresztą wyobrazić bardziej dopracowane wydawnictwo – edytorsko rzecz jest świetna, pod względem realizacji i produkcji imponująca.

Jeszcze słowo w odniesieniu do oceny (i tak zachowawczej). Bo oczywiście każdorazowo śrubowanie ocen polskim jazzmanom z młodszego pokolenia wywołuje pytania: Czy jest to porównywalne z klasykami z lat 60. czy 70.? Czy można oceniać w tej samej skali? A gdyby wyszło w Polish Jazzie? Otóż uprzejmie informuję, że gdyby rzecz wyszła w tej serii, byłaby pewnie w pierwszej dziesiątce. Ale EABS to od początku triumf umiejętności, wyobraźni i inteligencji nie poszczególnych muzyków, tylko całego kolektywu. Jako wielogłowe – ośmio-, jeśli liczyć menedżera, a należy go wliczać – monstrum współczesnej polskiej sceny muzycznej połknęli Komedę, Urbaniaka, Namysłowskiego i Niemena, doprawili Laboratorium i Księżycem. I odnieśli się do „spirytystycznych” poszukiwań prowadzonych w polskiej muzyce – z różnych stron – przez tych ostatnich, a także wspomnianą R.U.T.Ę./Kapelę Ze Wsi Warszawa/Lelka czy wreszcie Starą Rzekę. Jeśli zsumować wszystko, co się działo wokół poszukiwania własnych, osobnych źródeł – łatwo dojść do wniosku, że trudno dziś o większy temat. Bez względu na etykietki gatunkowe.

Tą płytą członkowie wrocławskiego składu grają już symultaniczną partię na dwóch szachownicach. Jedną na użytek polskiej widowni – to oczywiste, są zespołem kluczowym na naszej scenie, regularnie koncertującym i pewnie niezwykle ważnym, jeśli chodzi o ambicje młodszych muzyków, może nawet lekką zmianę paradygmatu, który przez lata masowo pchał młodych do metalu, później do hip-hopu, a przy takich wzorcach może ich trochę mocniej niż dotąd popychać w stronę jazzu. Drugą partię rozgrywa w warunkach ogólnoświatowych. Najwyraźniej próbując wykonać sztuczkę z wiedźminem, czyli pokazać zagranicznej publiczności nieco inną perspektywę na zjawiska muzyczne, które nieźle znają. Ba, na zjawiska, które są im bliższe, bo kształtowały się (jazz i hip-hop są pod tym jednym względem podobne do literatury fantasy, RPG i współczesnych gier wideo) przede wszystkim w obszarze anglosaskim. Nie wyobrażam sobie, by nie odniósł sukcesu w obu partiach.

EABS Slavic Spirits, Astigmatic 2019, 9/10