5 płyt, których trzeba posłuchać w tym tygodniu
Do niedawna wydawało mi się, że mój ślepy upór w redagowaniu tego bloga mogłyby skutecznie zatrzymać choroba, ferie z dziećmi i koniec świata. Po przetrenowaniu w ostatnich dniach obu pierwszych wariantów naraz nabieram pewności, że może mnie powstrzymać tylko ten trzeci. Słabo się jednak odsłuchuje nowości między nartami a saneczkami w beskidzkim smogu z katarem takim, że przytyka uszy, proszę więc wybaczyć, że tym razem nie zdążyłem w poniedziałek przed 9.00. Proszę też o wyrozumiałość – przesłuchałem wprawdzie więcej płyt niż te wyliczone poniżej, ale czasu ostatnio było na tyle mało, że w ramach zaległości pozwoliłem sobie zakwalifikować jedną nowość z 25 stycznia. Reszta to jak zwykle płyty wydane od soboty (26 stycznia) do kolejnego premierowego piątku (1 lutego). I jak zwykle – tylko sprawdzone premiery.
BOY HARSHER Careful, Nude Club 2019, 7/10
Staram się unikać mrocznej muzyki, bo się na nią mocno znieczuliłem w latach świetności rocka gotyckiego (i własnej nim fascynacji), ale w tej bezczelnie wtórnej wariacji na temat minimal wave i gotyckiego syntezatorowego popu jest coś pociągającego. Gdyby śp. Tomasz Beksiński nadawał jeszcze swoich Romantyków muzyki rockowej, takie LA, wyważające proporcje romantycznego coldwave i dyskoteki lat 80. mogłoby być hitem audycji, a duet Boy Harsher z Massachusetts – stałym gościem. I wprawdzie Jae Matthews porozumiewa się ze słuchaczem monosylabami składającymi się w 99 proc. ze zblazowanej pozy, w tym gatunku nie stanowi to szczególnej przeszkody. A całość wybija się na rzadką w gotyckim świecie cechę względnego urozmaicenia.
JULIA KENT Temporal, The Leaf Label 2019, 8/10
Do kolejnych nagrań kanadyjskiej wiolonczelistki Julii Kent, najlepiej znanej z wczesnych płyt Antony and the Johnsons, choć miałem w pamięci jej niezłe solowe Asperities, podchodziłem z dystansem, bo od paru lat muzyki z nurtu modern classical coraz więcej. Ale choć to w większości utwory skomponowane jako materiał ilustracyjny, rzecz nie pozostawia śladu rozczarowania. Szlachetna w sposób oczywisty, melodyjna w sposób dający się łatwo zauważyć i docenić, nawet popowa – oczywiście na swój sposób. Last Hour Story pokazuje, jak świetnie Kent posługuje się dłuższą formą, a Imbalance rozbija postrockową konkurencję w obliczu brakuj takowej w 2019. No dobra, w tym samym tygodniu ukazał się nowy album Mono, ale wolę Temporal.
MAURICE LOUCA Elephantine, Northern Spy/Sub Rosa 2019, 8-9/10
Płyta opisywana już szerzej w ostatni piątek. Zdecydowanie wyróżniająca się nowość – nie tylko w tym tygodniu, ale i w tym roku.
RÓŻNI WYKONAWCY I Wouldn’t Sell You to Anyone: Eastern European Immigrant Musics in the U.S., 1917-29, Canary 2019, 7-8/10
Dziś my importujemy dziką imprezową muzykę z Ameryki. W tych czasach, które pokazuje Ian Nagoski z nieocenionej Canary Records, byliśmy raczej dostawcą. Zestaw tych utworów – jak zwykle odkopanych gdzieś z zapomnianych płyt szelakowych – otwiera zawadiacka Polka ze Lwowa orkiestry Ignacego Podgórskiego, a kończy Dyngus Orkiestry Jana Kapałki. Po drodze znajdziemy także utwory z Rumunii, Słowacji czy orkiestrę z Moskwy, ale większość to nasza muzyka tradycyjna, nierzadko gęsto obudowana kontekstem – całymi odgrywanymi scenkami wiejskimi, które zapewne miały przypominać lokalne zwyczaje emigrantom (fakt, że to nagrania realizowane na wyjeździe, sygnalizują takie fragmenty jak Emigrant w Ameryce Orkiestry Witkowskiego do słów ks. Edwarda Umińskiego (jako miejsce poszukiwań dokładniejszych danych polecam serwis staremelodie.pl). Nagoski, który ma już na koncie wydaną sześć lat temu płytę The Widow’s Joy z m.in. polskimi nagraniami, całość złożył, odrestaurował i jeszcze wzbogacił o komentarz. Włącznie z historią odkrywającą piramidę długów, w którą wplątywano tęskniących za krajem emigrantów. Proponowano im mianowicie kupno na kredyt gramofonu z zestawem płyt z muzyką w rodzinnym języku za 5 dolarów, z umową, która umożliwiała odebranie gramofonu, jeśli zalegał ze spłatą rat. Twórca tego pomysłu, ostatecznie ukarany przez sąd, zarobił na nim sporo pieniędzy. Całość I Wouldn’t Sell You to Anyone można kupić cyfrowo za 3,75 dol.
WOJTEK KUREK Ovule, Pawlacz Perski 2019, 7-8/10
Tytuły utworów – Eai z kolejnymi numerami – w sposób dość automatyczny skojarzyły mi się z utworami Autechre. Tyle że improwizujący perkusista Wojtek Kurek do podobnego rejonu dotarł z drugiej strony, obudowując brzmienia perkusji elektroniką, a nie próbując za pomocą elektronicznych urządzeń dogonić refleks i wyobraźnię improwizatora posługującego się tradycyjnym instrumentarium. Organizacja chaosu, którą śledzimy na Ovule, tworzy całość może i abstrakcyjną, może i wciąż wymagającą, bo posługującą się pełną paletą brzmieniową, ale jednak łatwiejszą w odbiorze niż pozostałe wydawnictwa warszawskiego perkusisty. Może właśnie dzięki skojarzeniom takim jak powyższe (język współczesnej elektroniki, nawet takie Autechre, wydaje się szeroko rozpoznawany i oswojony), a może dzięki pewnemu ograniczeniu, jakie wnosi praca z elektroniką. Wiem, że to paradoks, ale dla improwizatora praca z syntetycznymi barwami może stanowić pewne pożyteczne ograniczenie – a szczególnie końcówka tej płyty przynosi fragmenty, w których Kurek wchodzi w ten świat brzmieniowy świetnie. Przy okazji można sobie odhaczyć pierwszą interesującą płytę perkusyjną w tym roku. Nietypową, ale typowych w tej branży już nie ma.
Komentarze
Myślę, że ten trzeci wariant też Pana nie powstrzyma 😉
a i Mesjasz odlozy na pozniej swoje przyjscie …zostal jeszcze nowy Beirut.
Ja się zaczęłam martwić, że coś musiało się naprawdę stać, że wpisu nie ma! Zdrowia i przyjemności ze słuchania 😉
@ozzy –> Beirut jutro, punkt 9.00, albo i wcześniej 🙂
@dalek supremer, Mikaneko –> dzięki za życzenia i wiarę w mój upór – zachowam szczyptę na trudniejszy czas, kiedy premiery się wysypią 😉
Bartku, końcowi świata mówimy stanowcze: etam. Pisz, bo my czytamy. Ja właśnie usunąłem konto na FB, więc twój (Twój? – obowiązuje zasada jak w listach?) blog jest teraz jedynym dostawcą kontentu dla mojego zgłodniałego mózgu, który domaga się feedu z walla (ale pięknie to brzmi!).
Ale, jakby zaśpiewał Bob Marley, No Wall No Feed.
I może Trump by się dołączył?
Właśnie słucham Julii Kent, no i nie wiem czy to jest post-rock, ale wiem, że mi się podoba. Ciekawe jakby Resina z Kent wypadły razem na jednym albumie?