Dziwne, dziwne, dziwne pieśni świąteczne

Dlaczego dziwne? Zainspirowało mnie (rzadka sytuacja) Ministerstwo Kultury, które po publikacji kartek świątecznych – laureatek zorganizowanego przez siebie konkursu zebrało nieco komentarzy o charakterze hejterskim i błyskawicznie usunęło wpis ze współcześnie wyglądającymi kartkami (m.in. rybie ości układające się w choinkę), odcinając się ze strachem od własnego wyboru: Szanowni Państwo, przepraszamy za prezentację na naszym profilu projektów „dziwnych” kartek świątecznych. Sami mamy poczucie, że padliśmy ofiarą niewybrednego żartu jury konkursu, a nasze „filtry bezpieczeństwa” nie w pełni zadziałały. Otóż dziwny to jest ten świat – a może nawet dziwny, dziwny, dziwny. Dlatego dzisiejszy zestaw kolędowy dedykuję prof. Glińskiemu i jego załodze. Bo jakiż to jest dobry komplement, gdy oni piszą, że poznali coś dziwnego. Gdy piszą, że to dziwne, czuję się jak w domu.

Oczywiście wśród tegorocznych płyt z repertuarem świątecznym (sam „Rolling Stone” recenzuje 40 płyt – mnie się nawet nie chciało przeczytać całej listy) dominują standardy i bezpieczne wersje stałego repertuaru. Atmosfera udziela się zresztą największym twardzielom, o czym świadczy niedawny singiel, który nagrali Joshua Homme & CW Stoneking (tutaj ich Silent Night). Pojawiają się ewidentne żarty i prowokacje, jak te życzenia „wesołych świąt” we wklejonym powyżej utworze Christmas, który firmują Jesu i kreator mody Yang Li, zremiksowani w dalszej części nowej epki przez Prurienta. Ale mnie interesuje najbardziej to, co poniżej zrobili polscy artyści. Bo nie ma w poniższych propozycjach nic z żartu. A nawet nic z prowokacji – chyba że uznajemy już za prowokację skłanianie kogoś do myślenia. A jednak jest w tym coś dziwnego.

WOJCIECH MŁYNARSKI & ARTYŚCI Kolęda na cały rok!, Toinen/Agora
Pierwsza z trzech propozycji jest zdecydowanie najbardziej tradycyjna, choć nieszablonowa – o tyle, że teksty tych piosenek znalezione zostały po latach w zapiskach Wojciecha Młynarskiego przez jego syna Jana, znanego m.in. z Jazz Bandu Młynarski-Masecki, który jest grupą spinającą wszystkie dzisiejsze propozycje. W trasie musieli chyba dużo rozmawiać o tym, jak dociągnąć do Bożego Narodzenia. Zestaw artystów, którzy kolędy-niekolędy Wojciecha Młynarskiego wykonują, jest też, podobnie jak formuła aranżacji, szeroki i dość konwencjonalny, ale różnorodny. Od Artura Andrusa do Wiktora Zborowskiego, przez Gabę Kulkę, Natalię Przybysz i Maniuchę Bikont. Od wigilijnej pulpy odróżniają to w pierwszej kolejności same teksty, przynoszące pewien unikany ostatnio w sferze publicznej pozareligijny, choć wciąż wspólnotowy ton. Młynarski przypomina tu (głosami Andrusa i Alicji Majewskiej) o istocie pieśni świątecznych jako wspólnego śpiewania (Hej ludzie, posłuchajcie mnie, / Kolędy są pisane co najmniej na dwa głosy, / samotnie kolędować źle), dotyka też istoty tego, jak piosenka świąteczna związuje się z obrazami z dzieciństwa (Spójrz: znowu mamy po lat siedem / W kolebce panna syna pieści / W krąg jest inteligencka bieda / Ale stół biały wszystkich zmieści) – to ostatnie w Wierszu na Boże Narodzenie, zaśpiewanym przez Grzegorza Turnaua. Dziwność – zapewne zamierzona – polega na tym, że piosenki Młynarskiego brzmią, jak gdyby wydano je w czasach, kiedy autor je pisał.

BARBARA KINGA MAJEWSKA & MARCIN MASECKI Taratil ‘id al-milad, Bółt
Ale przejdźmy na inny poziom dziwności. Szeroko już opisywana płyta z tradycyjnymi polskimi pieśniami bożonarodzeniowymi wykonywanymi (w przekonujący sposób, choć to pewnie już arabiści powinni oceniać) przez Barbarę Kingę Majewską po arabsku, w dialekcie syryjskim. I do niej, i do Marcina Maseckiego, który przygotował ascetyczny, ale ujmujący liryzmem i zarazem różnorodnością brzmieniową (jest pianino, jest i casio) akompaniament, mam całkowite zaufanie. I to zamówienie festiwalu Nostalgia to propozycja, która pod względem artystycznym broni się od pierwszej sekundy. Zwolnione w tempie, gaszące kolędową radość lamentem i zmieniające tonacje, a nawet wprowadzające lekkie problemy ze strojeniem instrumentów – co do intencji bardzo to wszystko czytelne. Można śmiało napisać, że komentuje otaczający nas świat (jak ta rybia choinka, nie przymierzając). A przy tym melodie są błyskawicznie rozpoznawalne – bo wybór obejmuje najbardziej polskie z polskich kolęd, od Oj, maluśki, maluśki, po Gdy śliczna panna. Zwalnia to wszystko akcję serca, koncept nie przestaje poruszać, ale zaskoczenie znika jednak po kilku minutach. Choć oczywiście zostaje ślad niepewności – że przecież śpiewanie narodzonemu Chrystusowi po arabsku w sumie historycznie bliższe jest i jakoś bardziej uzasadnione niż po polsku.

JERZY ROGIEWICZ Kolędy, Lado ABC
Nawet dziś rano powtarzałem jeszcze po raz kolejny, że mamy za sobą rok perkusistów. Jerzy Rogiewicz, który sporo potu wylał ostatnio na krajowych estradach, grając idealne pasaże w Jazz Bandzie Młynarski-Masecki i swingując w trio z Maseckim i Domagalskim, tutaj rozrywa konwencję. Jak gdyby chciał odreagować pracowity rok, ogrywa kolędowe motywy za pomocą zestawu perkusyjnego i dodatków. Przytulna, kameralna przestrzeń Ladomku, w którym to nagrywał, pomaga mu stworzyć kolędową, „stajenną” aurę. A słuchacza wciąga w niełatwą grę w tropienie motywów oryginalnych pieśni kolędowych. Czasem jest to łatwe – jak wtedy, gdy posługuje się dzwonkami, by odegrać (w Niemało) bodaj najbardziej monumentalny, bogoojczyźniany motyw kolędowy z Bóg się rodzi. Już sam ten gest robi wrażenie. Ale kiedy indziej nie będzie już tak łatwo. Dobrym przykładem jest Znarodzenia (czyli autorska wersja Z narodzenia Pana) – bębny śpiewają tu w uproszczony sposób melodię, rytm idealnie podkreśla taneczny, ognisty charakter tej pieśni – w oryginale swojskiego mazura. Albo Pójdźmy (Pójdźmy wszyscy do stajenki) akcentujące wysokie tempo i zagęszczające partię do niemal biegu. To raczej Biegnijmy do stajenki na złamanie karku. Prawdziwe, bo odkrycie, co się tam stało – o ile wierzyć przekazowi biblijnemu – musiało przecież wywoływać niesamowity efekt spędzania gapiów z całej okolicy. Najlepiej do tytułów w ogóle nie zaglądać, tylko spróbować odgadnąć, w którym miejscu tradycji świątecznej właśnie jesteśmy. To są takie kolędy, jakich potrzebowałem na ten trudny czas, gdy ten repertuar zaczyna się zewsząd wylewać.

Osobny komplement należy się Pawłowi Ryżko, autorowi świetnej (jak zwykle u Lado) okładki Kolęd Rogiewicza. Wygrałby pewnie ministerialny konkurs w cuglach. Tylko czy nie byłoby dziwnie w takich okolicznościach w ogóle w nim startować?