Hańba Anglii

Płyta tak ciekawa, że nie musi być wielka. Ani nawet zbliżać się do ideału. I płyta, od której możemy się dużo nauczyć w sposobie patrzenia na rzeczywistość. Bo Gazelle Twin łączy staroświeckość i nowoczesne brzmienia z komentarzem na temat współczesności. Z taką naturalnością, z jaką grający na flecie człowiek ubrany w jakąś barokową odmianę dresu znalazł się w romantycznym brytyjskim krajobrazie. Nowa płyta angielskiej artystki Elizabeth Bernholz idealnie przypomina o imprezach tej jesieni – dziś gra na Avant Arcie w jego warszawskiej odsłonie. Okładka kojarzyć się może z sielankową kreacją graficzną Unsoundu. Bernholz występowała zresztą na Unsoundzie kilka lat temu podczas jego australijskiej odsłony (a za kilka dni nowa odsłona krakowska!). A jej muzyka nadaje się do prześledzenia ważnego nurtu dzisiejszej muzyki.

To już nie tyle przeszłość w przyszłości, co pozaczasowość. Swobodną wędrówkę po chronologii. Z samplami z muzyki dawnej, romantycznymi wokalizami (tu i ówdzie, wokali dużo i bardzo różnorodnych), a zarazem dość prymitywną, plemienną rytmiką, no i niepokojem rodem z koszmarów sennych, jest Gazelle Twin kreacją trochę z okolic Hańby!, choć zarazem brzmieniowo całkowicie odmienną. Bardziej już opartą na elektronice muzyką sieci komputerowych ery romantyzmu, zanurzoną w poezjach Williama Blake’a (utwór Dance of the Peddlers łączy wersy z Blake’a i tekst współczesnego folkowca Johna Tamsa). Zaskakująca kombinacja. Powiedzmy, że to dark ambient czasów Jerzego III. Adam Strug z RSS Boys do tekstów Masłowskiej. Niby autorka korzysta z minimimalizmu (są charakterystyczne zapętlenia choćby w Old Thorne), ale z gestem momentami dość brutalnym, przypominającym wszystkie te mocno dyskutowane zespoły przesterowujące elektroniczne instrumentarium, albo z odniesieniami do folku, takiego spod znaku Richarda Dawsona (Over the Hills), no i z inteligentnie przetwarzanymi wokalami w stylu Karin Dreijer. „The Wire” pisze w kontekście tej płyty o groteskowym obrazie brytyjskości, wprost wskazując na odniesienia do kultury kibolskiej i neofaszyzmu. Problemy są więc wszędzie te same – Brytyjczycy idealizują ten ludowy, pasterski (tytuł) aspekt swojej kultury, artyści to wyśmiewają, albo przynajmniej widzą w tym kontrowersję. U nas pewnie należałoby dekonstruować Słowackiego. A może wrócić do krytyki kleru u Krasickiego i spojrzeć na nią przez pryzmat czasów Smarzowskiego?

Niezależnie od tego, że część kontekstów tej płyty pozostaje dla mnie mało czytelna, fascynujące jest samo brzmienie GT, balansujące siermięgę i wyrafinowanie, mnożące pomysły. Bo najważniejszą zaletą albumu Pastoral jest to, że ani przez moment nie stoi w miejscu – żongluje konwencjami, nie pozwalając na nudę. Odnajduje się najlepiej w okolicach Hobby Horse i imponującego partią wokalną Sunny Stories, a więc w końcowych partiach albumu. Zarazem Bernholz ma własny język. A przy tym nie traci swoistości. Nawet gdy zaproszono ją ostatnio do udziału w serii płyt nagrywanych na potężnym, modularnym syntezatorze Mooga w serii Moog Recordings Library, zrobiła z grubsza to samo co na zwykłych płytach.

Mój ślepy zaułek / Moja Anglia z utworu Deep England – tak trzeba najwidoczniej śpiewać, żeby oddać ducha czasów. Miłość do ojczyzny połączona z brakiem jakiejkolwiek nadziei i wiary to bardzo aktualna kombinacja cnót. A cała płyta jest głęboka jak ta Anglia z tytułu i (było już, wiem) ciekawa. Chce się poznawać.

GAZELLE TWIN Pastoral, Anti-Ghost Moon Ray 2018, 7-8/10