Kto to słyszał?!
Po pierwsze, kto to słyszał, żeby w 2018 roku grać jeszcze Ethio-jazz, tę dziwną, pokrytą kurzem historii lokalną odmianę jazzu, która zdobywała popularność w Addis Abebie w latach 60. i 70. Gdyby nie francuski muzykolog Francis Falceto, a później amerykański reżyser Jim Jarmusch (i jego Broken Flowers), nie byłoby dziś mowy o powrocie etiopskiej muzyki tamtej epoki, którą swego czasu opisywał w tekście dla „Polityki” Jakub Knera. Przynajmniej nie w tym natężeniu. Po drugie, kto to słyszał, by z jedną z ważniejszych postaci gatunku, klawiszowcem Hailu Mergią – który kiedyś grywał z najważniejszymi postaciami Ethio-jazzu, Mulatu Astatke czy Mahmoudem Ahmedem – teraz grał Australijczyk z improwizującego The Necks (grają w marcu w Warszawie, o dziwo są jeszcze bilety) i obieżyświat Mike Majkowski grający na co dzień w polskim Lotto. Po trzecie – kto to słyszał, mówi dziś, że znakomite.
Chodzi o nowy album Hailu Mergii, wydany przez Awesome Tapes From Africa, wcześniej przypominającą archiwalne nagrania Etiopczyka, a nagrany w składzie, który jeszcze niedawno opisywano bodaj jako Hailu Mergia Trio (obaj grali też podczas nieco inaczej brzmiącej sesji dla Philophonu). Sam nestor etiopskiego grania posługuje się tu całą gamą barw rhodesa, fortepianu, organów, akordeonu i syntezatora. Chwalą w różnych miejscach – choćby tutaj – Mergię, którego gęsty styl – często każący mu kreślić ten sam motyw melodyczny w mnóstwie wariantów – pozostaje natychmiastowym łącznikiem ze światem dawnego Ethio-jazzu. Ale za mało pisze się o jego partnerach. A z tym wiąże się trochę niespodzianek – bo kto to słyszał, żeby nobliwego Mergię wyprowadzać w stronę krzyżówki swingu z rockiem psychodelicznym, jak to mamy w finale Tizity? Zarówno Buck, jak i Majkowski, zrywają się tu niepostrzeżenie – gdzieś podczas nerwowej solówki tego drugiego – z uwięzi etiopskiego groove’u. Tego posłuchać trzeba, nawet jeśli ktoś zjadł zęby na muzycznej etiopszczyźnie.
Buck i Majkowski grają tu od początku do końca – pomijając fortepianowe Yefikir Engurguro – nieco mocniej niż afrykańscy muzycy, ale co istotne nie próbują się w nich wcielać, nie starają się udawać kogoś, kim nie są. Zarazem jednak towarzyszą liderowi. Buck (którego zmiennikiem bywa na żywo Paweł Szpura) wydaje się tu wyjątkowo powściągliwy – bodaj tylko w Gum Gum poszerza paletę brzmień, wychodząc śmielej poza standardowy zestaw perkusyjny. Majkowski też rzadko sięga po techniki, które znamy z albumów Lotto, nie mówiąc już o przetwarzaniu barwy kontrabasu, które tak dobrze wychodzi mu na albumach solowych. Obaj ze swoją żelazną dyscypliną i wręcz knajpianym – jeśli oceniać to w europejskich kategoriach – leniwym swingiem są tu jak kameleony. Rzecz jest zupełnie inna niż to, z czego ich znamy. Ale zarazem wszystko się zgadza. Kameleony, podobnie jak jazzmani, występują między innymi w Etiopii. Ludzie podobno pochodzą gdzieś z Etiopii, albo przynajmniej z okolic. Przystępny i pogodny album Lala Belu każe nam myśleć, że nie odjechaliśmy szczególnie daleko.
HAILU MERGIA Lala Belu, Awesome Tapes From Africa 2018, 7-8/10